i ostre koniuszki wasow zetknely sie jej nad nosem, tworzac male kolko.
Postanowil sprobowac jeszcze raz. Powtorzyl ruch oznaczajacy „precz z kneblem”, ale potem od razu podniosl do ust reke, jakby trzymal w niej szklanke, i przechylil ja, udajac, ze pije. Wreszcie przylozyl palec wskazujacy do ust.
Gwiezdziste zrenice Tygryski zwezily sie do dwoch kropek, kiedy spojrzala Paulowi w oczy.
— Dam ci pic, ale ty nie mowisz? Ani jedno slowo?
Paul skinal uroczyscie glowa.
Kotka wyjela z torby biala plastikowa butelke, mniej wiecej cwierclitrowa, i przysunela mu ja do ust.
— Delikatnie nacisne, ty ssij — powiedziala i wierzchem drugiej lapy pogladzila go po policzku i brodzie.
Odretwienie minelo, a jednoczesnie chlodny powiew przyniosl ulge jego spierzchnietym wargom. Po chwili poczul smak mleka. Pachnialo pizmem. Zastanawial sie, czy jest to mleko kocie, czy tez syntetyczne i czy jest zdatne do picia dla czlowieka, ale doszedl do wniosku, ze musi zaufac Tygrysce.
Kiedy zaspokoil pierwsze pragnienie, wyciagnal reke po butelke. Kotka ani nie odtracila jego reki, ani tez sama od razu nie cofnela swojej, przez kilka wiec sekund Paul czul przy palcach jej poduszeczki miekkie jak aksamit, elastyczne, jedwabiste futro oraz wygiety, schowany twardy pazur. Po chwili Tygryska cofnela lape, mowiac jedynie:
— Pamietaj, delikatnie.
Kiedy wyssal mleko do konca, oddal Tygrysce butelke i odruchowo chcial jej podziekowac, ale zanim zdolal cokolwiek powiedziec, kotka uderzyla go lekko lapa i znow zakneblowala mu usta.
Zastanawial sie posepnie, czy knebel to tylko autosugestia, czy moze niewyczuwalna blona, czy tez nagla elektroforeza tkanki — w terminologii medycznej koto… nie, kataforeza! — a moze cos zupelnie innego, ale umysl jego szybko ogarnal letarg. Zmeczenie czy srodki nasenne? Nie wiedzial, bo ten wysilek umyslowy tez byl ponad jego sily.
Zasypiajac spostrzegl, ze niewidzialne slonce przygasa i w kabinie zapada zmrok. Przez sen czul, jak puszysta lapa Tygryski uwalnia mu z pet lewa reke i noge, zostawiajac niewidzialny wezel tylko na prawej kostce.
Zwinal sie w klebek niczym embrion w lonie matki i zapadl w gleboki sen.
Uslyszal jeszcze glos Tygryski, ktora rzucila obojetnie:
— Dobranoc, malpo.
Rozdzial 28
Mieszkancy Ziemi po raz piaty ujrzeli na tarczy Wedrowca symbol in-jang. Wedrowiec juz od dwudziestu czterech godzin unosil sie nad Ziemia. W Miedzynarodowej Stacji Badawczej na biegunie poludniowym, gdzie akurat byla zima i noc ciagnela sie nieprzerwanie miesiacami, meteorolodzy widzieli, ze Wedrowiec zatoczyl kolo po bezslonecznym niebie, zawsze utrzymujac jednakowa wysokosc nad lodowatym horyzontem i teraz znow zawisl w miejscu, w ktorym ukazal sie po raz pierwszy, to znaczy nad Gorami Krolowej Maud i Ziemia Marie Byrd. Silny zielony blask odbijal sie od sniegu i oswietlal krajobraz.
Nieznana planeta odnowila wierzenia w sily nadprzyrodzone i wywolala u ludzi roznego typu maniakalne obsesje.
W Indiach, ktore jak dotad uniknely powaznych trzesien ziemi i doznaly niewielkich tylko szkod na skutek powodzi, tlumnie czczono Wedrowca podczas calonocnych obrzedow. Niektorzy byli zdania, ze jest to niewidzialna planeta Ketu, wypluta nareszcie przez weza. Bramini przygladali sie Wedrowcowi w milczeniu, napomykajac, ze moze zwiastuje on poczatek nowej ery.
W Republice Poludniowej Afryki Murzyni traktowali planete jako zapowiedz krwawego, zwycieskiego powstania przeciwko Burom.
W krajach protestanckich tysiace ludzi, ktorzy nigdy dotad nie czytali Biblii ani nawet do niej nie zagladali, teraz studiowalo Apokalipse.
W Rzymie nowy papiez — jezuita-astronom — zwalczal zabobonne interpretacje wydarzen, reporterzy szukali odpowiednich filmow i obiektywow, zeby moc fotografowac na tle Wedrowca gwiazdy filmowe oraz inne znane osobistosci, gdy tymczasem Ostia bronila sie przed powodzila, a nowy przyplyw z Morza Srodziemnego sunal w gore Tybru.
Pewien teozof angielski mieszkajacy w Egipcie rozpoznal w kociej istocie, ktora wyjrzala z latajacego obiektu, dobra boginie Bast, totez kult kotow rozpoczal sie od nowa. Zdaniem teozofa, nowa planeta byla blizniaczka bogini Bast, niszczycielka Sachmet, okiem Ra.
Niesamowite wydarzenia mialy rowniez miejsce w Paryzu, gdzie dwie kocie istoty, popelniajac ten sam blad, co Tygryska, uwolnily z ogrodow zoologicznych wszystkie tygrysy, lwy, lamparty i inne drapiezniki. Kilka drapieznych kotow pokazalo sie w kafejkach na lewym brzegu Sekwany. Rowniez w Tiergarten w Berlinie, gdzie zwierzetom grozila powodz, kocie istoty powypuszczaly je z Zoo.
Az dziw pomyslec, ze w tym samym czasie Don Merriam spal wygodnie w malej kabinie na Wedrowcu, a Paul spal rownie smacznie w pojezdzie Tygryski.
Z jednej strony Wedrowiec wywolal ogromny poploch i doprowadzil wielu ludzi do szalenstwa, z drugiej zas strony jego nagle ukazanie sie i spowodowane przez niego katastrofy podzialaly jak terapia wstrzasowa. W wielu szpitalach psychiatrycznych na oddzialach dla furiatow chorzy odzyskali zdrowie.” W ich psychice nastapila przemiana, gdy ujrzeli, iz rzeczy niewiarygodne, nieprawdopodobne staja sie rzeczywistoscia i sieja panike wsrod pielegniarek i lekarzy. Zrozumieli, ze w porownaniu z zaburzeniami kosmicznymi psychoza czy nerwica sa nieistotne.
Niektorym ludziom w ostatnich minutach ich zycia Wedrowiec otworzyl oczy na prawde, jezeli nawet nie dat im moznosci ucieczki przed jej skutkami. Nad ranem Fritz Scher, zanurzony po pas w wodzie, wyjrzal w Hamburgu przez okno Instytutu Badan Plywow i zobaczyl, ze chmury na zachodniej czesci nieba podniosly sie nieco, niczym na pol podciagniete zaslony: spoza nich wynurzyl sie Wedrowiec i zaswiecil mu prosto w twarz. Gdy Fritz wreszcie dokladnie wszystko zrozumial, zalal go nowy strumien wody i odepchnal od okna. Przeplywajac obok maszyny prognozujacej plywy, Fritz na prozno usilowal chwycic sie „jej gladkich krawedzi. Do ostatniego tchu powtarzal nieustannie:
— Trzeba pomnozyc wszystko przez osiemdziesiat!
Kiedy zakolysal sie hotel, a wraz z nim ciemny pokoj na drugim pietrze, Barbara poczula, jak lozko na kolkach porusza sie lekko. Juz chciala z niego wyskoczyc, ale zapanowala nad tym odruchem, przesunela sie tylko blizej starego Ketteringa i dotknela reka Helefiy, ktora lezala po jego drugiej stronie. Godzine temu starzec mial gwaltowne dreszcze. Po poludniu dokuczal mu upal, a teraz, kiedy lodowata woda Atlantyku zasilala Floryde, zimno nie dawalo mu spokoju.
Benjy, z twarza trupioblada w blasku Wedrowca, stal przy oknie.
— Woda zalala juz parter — biadolil — i wciaz szybko przybiera. O, plynie domek letniskowy. Slyszycie, jak rabie w sciane hotelu? Chrzest jak cholera.
— Wlaz do lozka, Benjy, i przespij sie troche! — zawolala z rogu pokoju Hester. — Jak sie hotel ma zawalic, to sie zawali. Jezeli woda zapuka, nie powiesz jej: „Wstep wzbroniony”.
— Nie jestem tok spokojny jak ty, Hester — odparl Benjy. — Powinienem byl zostac przy samochodzie i pilnowac, zeby nikt nie zabral go z pagorka. Chociaz woda pewnie lada chwila tam dojdzie.
— Niech no tylko ktos odwazy sie dotknac Rollsa! — szepnela z przejeciem Barbara. — Parking na pagorku jest wliczony do pieciu tysiecy, ktore placimy za apartament.
— Ciekawa jestem, czy ci dusigrosze zabrali z dolu kase, bo jezeli nie, to woda na pewno ja porwie — parsknela smiechem Helena.
— Cicho! — zawolala Hester. — Benjy, wracaj do lozka.
— Co mi z tego przyjdzie? — zapytal ponuro, nie ruszajac sie od okna. — Helena spi ze starym i go grzeje, A od tej grubej warstwy pudru, ktory nalozyla mi panna Barbara, swedzi mnie cala twarz.
— Przestan narzekac, Helena i ja mozemy od biedy uchodzic za pielegniarki, ale ciebie trzeba bylo troche