wybielic, i tak wiadomo, ze nie jestes bialy, ale to jednak cos daje. Przynajmniej widac, ze sie starasz, a dobra wola i tysiacdolarowy banknot moze daleko zaprowadzic.

— Znow widac tego potwora na Wedrowcu — powiedzial Benjy, podnoszac glowe i patrzac w niebo. — Szybko sie obraca.

Pokoj za kolysal sie. Belki zaskrzypialy.

— Woda znow podniosla sie o kilka centymetrow — oswiadczyl Murzyn. — Budynek chyba sie przechyla na bok.

Helena usiadla na lozku.

— A moze powinnismy… — zaczela niepewnie przerazonym glosem.

— Cicho! — rozkazala ostro Hester. _ Macie byc cicho, a ty, Benjy, wlaz do lozka! Musimy odmieszkac te piec tysiecy dolarow. Kiedy juz bedziesz po szyje w wodzie, mozesz sie odezwac, ale ani o minute wczesniej! Dobranoc.

Lezac w ciemnosciach, Barbara myslala o torze wyscigowym w Sebring oddalonym o niecale dwa kilometry, o sprawnych, predkich wozach zalanych woda morska, ktora zmyla z nich tlusta, warstwe oleju. A moze kierowcy zorientowali sie w pore i teraz czerwanoniebieskozielonozoltbsrebrny sznur samochodow pruje na polnoc w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca? Wyobrazila sobie motorowki scigajace sie na torze w Sebring. Wyobrazila sobie zatopione rakiety sto piecdziesiat kilometrow dalej, na Przyladku Kennedyego.

Stary Kettering jeknal cicho i zaczal cos mamrotac. Barbara glaskala go po suchym, pomarszczonym policzku, ale mamrotanie nie ustalo. Palce, ktore trzymal modlitewnie przy piersi, poruszaly sie lekko. Barbara siegnela pod lozko, podniosla lalke w czarnej bieliznie i podala mu ja. To go uspokoilo. Barbara usmiechnela sie.

Pokoj sie zakolysal.

Sally wlozyla naszywana perlami obcisla suknie wieczorowa, ktora znalazla w bogato zaopatrzonej szafie w sypialni przylegajacej do sypialni Hasseltinea. Jake wystroil sie w granatowy, welniany, nieco przydlugi garnitur, w ktorym wygladal jak elegant z lat piecdziesiatych. Siedzieli przy fortepianie, na ktorym staly niskie kieliszki do wina i dwie butelki szampana.

Pokoj oswietlaly dwadziescia trzy swiece — wszystkie, jakie udalo sie Sally znalezc — i dwie latarki. Ciemne kotary zaslanialy okna, zepsuta winde, a przede wszystkim drzwi balkonowe.

Przez kotary saczyla sie zlowroga, przejmujaca cisza — kladla sie ciezarem na sercu, sciskala za gardlo, mrozila plomyki swiec. Po chwili jednak Jake uderzyl mocno w klawisze i glosna, zywa przygrywka rozproszyla cisze. Sally wstala i kolyszac sie rytmicznie, zaczela spiewac glosno i wyraznie:

Jestem dziewczyna w Arce Noego Tys mym starym Krolem Morz, Nasza milosc jest wieksza niz ocean szeroki, Drabina Jozefa czy Ara rat wysoki, Uwiles mi gniazdko posrodku zatoki! Kochamy sie, no i juz…

Lewa reka Jake improwizowal akompaniament, druga podal Sally kartke papieru.

— Zaspiewaj druga zwrotke — powiedzial.

— Rety, Jake! — zawolala Sally. — Tu sa jakies zwariowane slowa. I jak mam spiewac twoje kleksy?

— Te zwariowane slowa znalazlem w ciekawej „liscie najwazniejszych obiektow niebieskich” w jednej z tych grubych ksiag twojego przyjaciela intelektualisty. Musimy stworzyc odpowiedni nastroj,!ktory by pasowal do tej nowej planety.

— Planety-szmaniety. Gdyby nie Hugo, bylbys juz dawno pod woda. Ciekawa jestem, gdzie on teraz jest? No dobrze, Jake, graj.

Trzymajac kartke przed oczami, zaczela znow spiewac:

Jestem dziewczyna w Arce Noego Tys mym starym Krolem Burz, Nasza milosc jest wieksza niz wszystkie slonca, Niz Orion czy Messiera gwiazda lsniaca, Dales mi wiezowiec, co szczyty chmur traca, Kochamy sie, no i juz…

Jake usmiechna! sie promiennie.

— To bedzie przeboj! Zbierzemy gorace oklaski!

— To dobrze — powiedziala Sally, wyciagajac reke po szklanke… — Bo pewnie bedziemy wystepowac w zimnym, wilgotnym teatrze.

Richard Hillary czul dziwne podniecenie, kiedy maszerowal — kierujac sie na zachod od Islip — poboczem drogi, na ktorej wysychaly kaluze slonej wody. Przed soba, na zabloconej, mokrej trawie ujrzal dwie srebrzyste rybki i malego, zielonego raka pelznacego niezdarnie po zwoju mokrej, czarnej tkaniny, ktory mogl byc toga studencka. Patrzac na poludnie, widzial szare wieze Oxfordu, a na nich wyrazny brunatny slad pozostawiony przez wode w czasie przyplywu. Wstrzymal oddech, podniosl do gory rece i stanal tak, jakby zamierzal skoczyc i trampoliny — wyobrazil sobie, ze plynie jak szalony po wodach Morza Polnocnego lub Irlandzkiego, ktore przed kilku godzinami zalalo okolice Oxfordu.

Wciaz podniecony, rozesmial sie drwiaco, opuscil rece i zaczal isc normalnie. Czasami niedobrze mu sie robilo na widok tego, co wyrzucila na brzeg woda, zwlaszcza na widok zwlok ludzkich czy trupow koni i psow. Twardo jednak trzymal sie zasady, ktora bodajze stosowali rowniez inni piechurzy:,,nie patrzec na to, co sie nie rusza”. Podczas ostatniego kilometra musial kilkakrotnie przypominac sobie o niezlomnosci tej zasady. Jak dotychczas, zadna z mokrych, lezacych postaci nie poruszyla sie.

Richard mial szczescie, bo niedaleko pola na skraju Chiltern Hilis, gdzie spal, udalo mu sie zatrzymac samochod, ktory go podwiozl spory kawalek drogi. Wyruszyl w nocy, oj razu po tym, jak na wschodzie zobaczyl wode; z szosy zabrala go para malzenska jadaca Bentleyem z Letchwork. Jechali do Oxfordu po syna, o ktorego sie niepokoili. Nie widzieli powodzi, totez sklonni byli ja. bagatelizowac. Poczestowali Richarda kanapka. Po pewnym czasie na drodze znalazlo sie mnostwo samochodow i jazda stala sie wolniejsza, a kiedy nad ranem dojechali wreszcie do zalanej rowniny pod Oxfordem i ugrzezli na zabloconej drodze w korku ulicznym, Richard podziekowal przygodnym znajomym i wysiadl. Korek ciagnal sie bez konca, a Richard nie mogl juz patrzec bez wspolczucia na wlascicieli Bentleya, ktorzy siedzieli oszolomieni i zrozpaczeni, nie wiedzac, co poczac.

Trzeba miec plan — myslal, maszerujac szybko w grupie innych podroznych i patrzac na podwojny sznur opryskanych blotem samochodow, sunacych wolno na zachod. Przeszedl przez zatloczony most, ktory dzielil niecaly metr od wzburzonej wody, na druga strone rzeki Cherwell. Zastanawial sie, czy woda jest slona, ale nie zatrzymal sie, zeby sprawdzic.

Zastanawial sie rowniez, czy woda, ktora spowodowala powodz w nocy, wplynela w glab ladu korytem Tamizy, czy moze dotarla tu z odleglej o sto piecdziesiat kilometrow zatoki Wash na zachodnim wybrzezu Anglii, gdzie przyplyw zazwyczaj siega dziesieciu metrow, zalewajac po drodze nizine Fenlands, wzniesienie miedzy Daventry i Bicester, a nawet wawozy w gorach Cotswolds. Ale podobne rozwazania nie przyczynialy sie do obmyslenia planu, a slonce palilo go w plecy.

Rozlegl sie cichy, stlumiony warkot i ludzie przysuneli sie blizej drogi: dwiescie metrow dalej maly helikopter znizyl sie do ladowania. Pilot, mloda kobieta w zabloconym fartuchu pielegniarki; wysiadla i podbiegla do jedynej zywej osoby, ktorej nie przestraszyla ladujaca maszyna: do mlodej kobiety siedzacej w blocie z dzieckiem na rekach. Zabrala dziecko, zmusila kobiete, zeby wstala, zaprowadzila Ja pospiesznie do helikoptera i pomogla jej wsiasc. Po czym, nie odpowiadajac na krzyki i pytania ludzi z tlumu, sama szybko wsiadla i helikopter

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату