woda. Przysiadlam na oparciu sofy i podalam jej kubek.
– Skad wiedzialas, ze kochasz tate? – spytalam, starajac sie, by zabrzmialo to swobodnie.
Zawsze istnialo ryzyko, ze rozmowa o tacie wywola morze lez, i chcialam tego uniknac.
Mama usadowila sie wygodniej i oparla stopy na lawie.
– Nie wiedzialam. Zrozumialam to dopiero po roku malzenstwa.
Nie na taka odpowiedz liczylam.
– To… czemu za niego wyszlas?
– Bo myslalam, ze jestem zakochana. A gdy ci sie wydaje, ze jestes zakochana, trwasz w tym i starasz sie, zeby bylo jak najlepiej, az poczujesz, ze to milosc.
– Balas sie?
– Slubu z tata? – Rozesmiala sie. – To byly najcudowniejsze chwile. Kupowanie sukni, rezerwowanie kaplicy, noszenie pierscionka z brylantem…
Przed oczami stanal mi figlarnie usmiechniety Patch.
– A balas sie go czasem?
– Ilekroc New England Patriots przegrywali.
Zawsze gdy przegrywali New England Patriots, tato szedl do garazu i uruchamial pile mechaniczna. Ktoregos dnia dwa lata temu wzial ja do pobliskiego lasu, scial dziesiec drzew i porabal je na opal. Do tej pory zuzylysmy lewie polowe zapasu.
Mama klepnela miejsce obok siebie. Usiadlam i przytulilam sie do niej, opierajac glowe na jej ramieniu.
– Brak mi go – szepnelam.
– Mnie tez.
– Boje sie, ze zapomne, jak wygladal. Nie na zdjeciach, tylko jak w sobote krzatal sie w kuchni i smazyl jajecznice.
Splotlysmy nasze palce.
– Zawsze bylas do niego taka podobna, od samego poczatku.
– Naprawde? – Wyprostowalam sie. – W czym? -Tata byl bystry, dobrze sie uczyl. Nie byl moze blyskotliwy ani zbyt bezposredni, ale ludzie go szanowali.
– A mial jakies… tajemnice? Mama zastanowila sie chwile.
– Skryci ludzie maja mnostwo sekretow. Tato byl bardzo otwarty.
– A mial cos z buntownika? Mama rozesmiala sie, zaskoczona.
– Nie zartuj! Harrison Grey, najprzyzwoitszy ksiegowy na swiecie… zbuntowany? – Westchnela teatralnie. – Niech Bog broni! Dosc dlugo nosil wlosy do ramion. Jasne, falujace. Jak surfingowiec. Naturalnie caly urok psuly szylkretowe okulary. A… moge spytac, skad ten temat?
Nie mialam pojecia, jak powiedziec mamie o moich sprzecznych uczuciach do Patcha. W ogole nie wiedzialam, od czego zaczac rozmowe. Mama na pewno zaczelaby wy pytywac o szczegoly: imiona rodzicow, srednia ocen, sporty, ktore uprawial w szkole, i na jaka uczelnie sie wybiera. Tym bardziej nie chcialam jej mowic o swoich podejrzeniach wobec niego.
– Poznalam kogos – odparlam, nie mogac na mysl o tchu powstrzymac usmiechu. – Spotykamy sie troche. Przewaznie szkolne sprawy.
– Aaa, chlopiec – rzekla tajemniczo mama. – No i? Nalezy do klubu szachowego? Do rady uczniowskiej? Druzyny tenisa?
– Lubi sie plawic w… – zaczelam z nadzieja, majac na mysli bilardowe rozgrywki.
– Ach, plywak! Taki slodki jak Michaci Phelps? Chociaz, jak chodzi o walory, to ja wole Ryana Lochte'a.
Po namysle stwierdzilam, ze lepiej bedzie nie poprawiac mamy. „Plawic sie' i „plywac' brzmi przeciez tak podobnie.
Zadzwonil telefon i mama wyciagnela sie, by podniesc sluchawke. Po dziesieciu sekundach rozmowy znow klapnela na sofe i uderzyla sie reka w czolo.
– Nie, nie ma sprawy. Podjade, wezme to i przyniose rano.
– Hugo? – zapytalam, gdy sie rozlaczyla.
Hugo byl szefem mamy i – delikatnie mowiac – wydzwanial do niej caly czas. Kiedys nawet wezwal ja do pracy w niedziele, bo nie mogl sobie poradzic z kserokopiarka.
– Zostawil w biurze jakies niedokonczone dokumenty i chce, zebym przyjechala. Musze zrobic kopie, ale mysle, ze wroce do godziny. Skonczylas zadanie?
– Jeszcze nie.
– Wiec bede sobie powtarzac, ze nawet gdybym zostala, nie posiedzialybysmy razem. – Wzdychajac, wstala. – Do zobaczenia za godzine.
– Powiedz Hugonowi, zeby ci wiecej placil. Rozesmiala sie.
– Duzo wiecej.
Gdy tylko zostalam sama, sprzatnelam z kuchennego stolu naczynia, ktore staly od sniadania, i ulozylam na nim stosik podrecznikow: do angielskiego, historii i biologii. Uzbrojona w nowiutkie olowki numer dwa, otworzylam pierwsza ksiazke i wzielam sie do roboty.
Kwadrans pozniej moj umysl sie zbuntowal, odmawiajac strawienia kolejnego akapitu na temat europejskich systemow feudalnych. Zaczelam rozmyslac, co Patch robi po pracy. Odrabia zadania? Malo prawdopodobne. Je pizze, ogladajac w telewizji koszykowke? Chyba tez watpliwe. Stawia zaklady i gra w bilard w Bo's Arcade? Tak, zdecydowanie.
Raptem nabralam ochoty, zeby pojechac do Bo's Arcade i powiedziec mu, ze nie czuje sie ani troche winna, ale uzmyslowilam sobie, ze przeciez nie mam czasu. Zreszta nie zdazylabym wrocic do domu przed mama. W dodatku Patch nie byl facetem, ktorego bym mogla ot tak sobie odszukac i zagadnac. Dotad to on, nie ja, ustalal warunki naszych spotkan. Zawsze.
Poszlam na gore, zeby sie przebrac w cos wygodnego. Pchnelam drzwi swojego pokoju, zrobilam trzy kroki i zamarlam. Drzwiczki toaletki byly rozbebeszone, a ubrania, ksiazki i ramki ze zdjeciami walaly sie po podlodze. Materac byl rozpruty. Otwarte drzwi lazienki ledwie sie trzymaly na zawiasach.
Zobaczylam jakies odbicie w oknie i obrocilam glowe. Stal pod sciana naprzeciw mnie, ubrany od stop do glow na czarno, w kominiarce. Gdy moj nieprzytomny mozg zaczal przesylac nogom komunikat: „Wiej!', facet rzucil sie do okna, otworzyl je i zwinnie wyskoczyl.
Jak szalona ruszylam na dol, nie trzymajac sie poreczy, pognalam przez sien do kuchni i wykrecilam dziewiecset jedenascie.
Pietnascie minut pozniej na podjezdzie stanal radiowoz. Roztrzesiona, wpuscilam dwoch policjantow. Jeden byl niski, gruby i szpakowaty. Drugi – wysoki i szczuply i mial wlosy prawie tak ciemne jak Patch, tylko ze wystrzyzone nad uszami. Dziwnie go przypominal. Poludniowa cera, regularne rysy i niepokojacy blysk w oczach.
Przedstawili sie. Brunet nazywal sie detektyw Basso. A jego kolega – detektyw Holstijic.
– Nora Grey? – spytal detektyw Holstijic. Skinelam.
– Rodzice sa w domu?
– Mama wyjechala pare minut przed moim telefonem.
– Czyli jestes sama? Znow skinienie.
– Opowiedz nam, co sie wydarzylo – powiedzial Holstijic, zakladajac rece i stajac w rozkroku, a Basso ruszyl rozejrzec sie po domu.
– Wrocilam o osmej i odrabialam zadanie – odpowiedzialam. – Gdy weszlam do swojego pokoju, zobaczylam mezczyzne i pobojowisko.
– Rozpoznalas go?
– Mial kominiarke. I swiatlo bylo wylaczone.
– Jakies znaki szczegolne? Tatuaze?
– Nie.
– Wzrost? Waga?
Niechetnie pogrzebalam w pamieci. Nie chcialam na nowo przezywac tego, co sie stalo, ale dla policjantow liczyl sie najdrobniejszy szczegol.
– Byl przecietnej budowy, ale dosc wysoki. Mniej wiecej wzrostu detektywa Basso.
– Mowil cos? Pokrecilam glowa.