– Duzo myslalam o tym, co mi powiedzialas tydzien temu – zagaila. – I doszlam do oczywistego wniosku, ze powinnysmy zbudowac relacje oparta na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Nie bedziemy poruszaly tematu ojca, chyba ze sama do niego wrocisz.

– Dobrze – odparlam ostroznie. Ciekawe, o czym w takim razie bedziemy rozmawialy?

– Dotarly do mnie dosc niepokojace wiesci – ciagnela. Jej usmiech przybladl. Pochylila sie do mnie, opierajac lokcie na biurku. Zaczela obracac w dloniach olowek. – Nie chcialabym wtracac sie w twoje zycie osobiste, Noro, ale sadze, ze dosc jasno wyrazilam sie na temat twojej znajomosci z Pa tchem.

Nie mialam pojecia, do czego zmierza.

– Nie pomagam mu w nauce. Wlasciwie co jej do tego?

– W sobote wieczorem Patch podwiozl cie do domu z Delphic Seaport. A ty zaprosilas go do srodka.

Tlumiac sprzeciw, o malo sie nie zakrztusilam.

– Skad pani o tym wie?

– Jako szkolny psycholog powinnam udzielac ci porad – odpowiedziala pani Greene. – Obiecaj mi, prosze,ze bedziesz na niego bardzo, ale to bardzo uwazac. – Spojrzala na mnie, jakby czekajac, ze zloze taka przysiege.

– To troche skomplikowane – odparlam. – Zgubilam w Delphic kolezanke, ktora mnie tam zawiozla. Nie mialam wyboru. Wcale nie szukam okazji do spotkan z Patchem.

No, moze z wyjatkiem wczorajszego wieczoru w Granicy. Naprawde nie spodziewalam sie, ze go tam spotkam. Mialu go nie byc w pracy.

– Ciesze sie, ze to slysze – powiedziala pani Greene, wyraznie niezbyt przekonana o mojej niewinnosci. – A skoro z tym problemem juz sie uporalysmy, to czy jest cos jeszcze o czym dzisiaj chcialabys porozmawiac? Moze cos lezy n na sercu?

Ani myslalam mowic pani Greene, ze Elliot wlamal mi sie do domu. Nie ufalam jej. Trudno mi to okreslic, ale cos mnie w niej draznilo. I nie podobaly mi sie jej ciagle sugestie, ze Patch jest niebezpieczny. Tak jakby w ten sposob realizowala program.

Podnioslam plecak z podlogi i otworzylam drzwi.

– Nie – odpowiedzialam.

ROZDZIAL 16

Vee opierala sie o moja szafke, gryzmolac po swoim gipsie fioletowym flamastrem.

– Czesc – powiedziala, gdy do niej podeszlam. – Gdzie bylas? Szukalam cie w redakcji e-zinu i w bibliotece.

– Mialam spotkanie z pania Greene, nowa psycholozka -odparlam rzeczowo, choc czulam sie jakas wydrazona i rozedrgana.

Meczyla mnie mysl, ze Elliot wlamal sie do domu. Coz by mu szkodzilo to powtorzyc? Albo zrobic cos jeszcze gorszego?

– Co sie stalo? – zapytala Vee.

Ustawilam szyfr zamka, otworzylam szafke i wymienilam ksiazki.

– Ile moze kosztowac dobry system alarmowy?

– Nie obraz sie, kochana, ale kto by chcial ukrasc twoje auto?

Spiorunowalam ja spojrzeniem.

– Chodzi o dom. Musze sie zabezpieczyc przed Elliotem. Vee rozejrzala sie i chrzaknela.

– Co? – nie zrozumialam. Podniosla rece.

– Nic. Nic. Skoro sie uparlas, ze to Elliot… Niech ci bedzie. To calkiem bez sensu, ale prosze bardzo.

Zatrzasnelam szafke tak glosno, ze po korytarzu przeszlo echo. Powstrzymawszy sie przed riposta, ze akurat ona powinna mi wierzyc, odpowiedzialam:

– Jade do biblioteki i troche sie spiesze.

Po wyjsciu z budynku ruszylysmy na parking, gdy nagle przystanelam. Rozejrzalam sie, szukajac fiata, i wtedy przy pomnialam sobie, ze mama podrzucila mnie do szkoly po drodze do pracy. A Vee ze zlamana reka nie mogla prowadzic.

– Cholera – powiedziala, czytajac w moich myslach. Nie mamy auta.

Zaslaniajac oczy przed sloncem, spojrzalam na ulice

– Wiec bedziemy musialy pojsc na piechote.

– Nie my, tylko ty. Poszlabym, ale moj limit biblioteczny wynosi raz w tygodniu.

– W tym tygodniu jeszcze nie bylas w bibliotece – zauwazylam.

– Tak, ale moze bede musiala pojsc jutro.

– Jutro jest czwartek. Czy ty chociaz raz w zyciu uczylas sie w czwartek?

Vee przytknela palec do warg i przybrala zamyslona mine

– A czy choc raz w zyciu uczylam sie w srode? -Ja sobie nie przypominam.

– Sama widzisz. Nie ide. Byloby to wbrew tradycji. Pol godziny pozniej pobieglam po schodach do glownych drzwi biblioteki. Gdy tylko znalazlam sie w srodku, odlozylam zadanie na pozniej i skierowalam sie prosto do sali komputerowej, gdzie przeczesalam internet w poszukiwaniu czegos wiecej na temat „Powieszenia w Kinghorn'. Nie znalazlam wiele. Z poczatku bylo wielkie zamieszanie wokol tej sprawy, ale po odkryciu listu samobojczego i wypuszczeniu Elliota predko o wszystkim zapomniano.

Nadeszla pora, aby wybrac sie do Portland. Stwierdzilam, ze grzebanie w archiwalnych notatkach gazetowych nic nie da, ale moze bede miala wiecej szczescia, gdy popytam ludzi.

Wylogowalam sie i zadzwonilam do mamy.

– Musze byc w domu na dziewiata?

– Tak, a co?

– Chce sie wybrac autobusem do Portland…

Mama rozesmiala sie, komunikujac: „Jeszcze nie zwariowalam'.

– Musze pogadac z paroma uczniami prywatnego ogolniaka w Kinghorn – powiedzialam. – W ramach zadania domowego.

Nie do konca bylo to klamstwo. Oczywiscie byloby mi znacznie prosciej uzasadnic mamie pomysl wycieczki, gdybym nie czula sie winna, ze zatailam przed nia wlamanie i odwiedziny policji. Juz nawet myslalam, zeby jej o wszystkim opowiedziec, ale ilekroc otwieralam usta, slowa umykaly. Ledwie wiazalysmy koniec z koncem. W tej sytuacji dochody mamy byly nam niezbedne. Gdybym powiedziala jej o Elliocie, z miejsca rzucilaby prace.

– Nie mozesz jechac do miasta sama. Rano masz szkole, poza tym niedlugo sie sciemni. Nie mowiac o tym, ze gdy tam dotrzesz, w szkole nikogo juz nie bedzie.

Westchnelam.

– Okej, zaraz wracam.

– Wprawdzie obiecalam, ze cie odbiore, ale znow utknelam w biurze. – Caly czas szurala papierami. Wyobrazilam sobie, ze trzyma sluchawke pod broda, kilka razy owinieta kablem. – Moglabys wrocic pieszo?

Pogoda byla znosna; mialam dzinsowa kurtke i dwie nogi. Moglam isc na piechote. Na sama mysl o powrocie do domu robilo mi sie zimno, ale alternatywa bylo tylko spedzenie nocy w bibliotece.

Zblizajac sie do drzwi wyjsciowych, uslyszalam, ze ktos mnie wola. Odwrocilam sie i zobaczylam, ze biegnie za mna Marcie Millar.

– Slyszalam o Vee – powiedziala. – To bardzo smutne. Kto by ja chcial napadac? Chyba ze, no wiesz, nie mial i innego wyjscia. Dzialal w samoobronie. Podobno bylo ciemno i padalo, wiec pewno wzial ja za losia. Albo niedzwiedzia czy bawolu. Wlasciwie to mozna ja pomylic z kazdym ciezkim zwierzeciem.

– Przemilo sie rozmawia, ale mam na glowie mase wazniejszych spraw. Na przyklad wsadzenie reki do kuchennego rozdrabniacza – odparlam, zmierzajac do drzwi.

– Zeby tylko nie jadla tych szpitalnych posilkow – dodala Marcie, depczac mi po pietach. – Podobno sa wysokotluszczowe. Nie wytrzymalaby juz wiekszej wagi.

Obrocilam sie.

– Dosyc. Jeszcze slowo, a… – Obie wiedzialysmy, ze tu pusta pogrozka.

Вы читаете Szeptem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату