przed oczami, nie widze wyraznie. Musze wracac. Potrzebuje ciszy i spokoju.
Patch szarpnal ja za kosmyk wlosow za uchem i spojrzal wymownie. Drzac pod dotykiem, skinela glowa i zamknela oczy.
– Nie widze… Nic nie widze… To beznadziejne.
– Kto chce zamordowac Nore Grey?! – upieral sie Patch.
– Czekaj, dostrzegam ja – odrzekla Dabria z naglym poruszeniem. – I jakis cien z tylu, to on. Jest sledzona, ale o tym nie wie… On idzie tuz za nia. Dlaczego go nie widzi? Dlaczego nie ucieka? Nie rozpoznaje twarzy, bo jest w cieniu…
Dabria otworzyla oczy. Wciagnela powietrze.
– Kto to? – zapytal Patch.
Roztrzesiona, podniosla wzrok na niego i wyszeptala: -Ty.
Zsunelam palec z blizny Patcha i polaczenie sie zerwalo. Dopiero po chwili wrocilam do rzeczywistosci i zorientowalam sie, ze Patch sila wciaga mnie do lozka. Unieruchomil moje rece.
– Nie powinnas byla tego robic – pochmurny, staral sie opanowac gniew. – Co zobaczylas?
Walnelam go kolanem w zebro.
– Puszczaj!!!
Usiadl na mnie, tak ze nie moglam poruszac nogami. Z rekoma przypartymi do lozka, wilam sie pod jego ciezarem.
– Pusc, bo zaczne krzyczec!!!
– Nie! – Uderzylam go lokciem w udo. – Co z toba? Nic nie czujesz?
Podnioslam sie na nogi i z trudem utrzymujac rowno wage, z calej sily kopnelam go w brzuch.
– Masz jeszcze minute – powiedzial. – Wyrzuc z siebie caly gniew. Wtedy ja przejme kontrole.
Nie zrozumialam, o co mu chodzi z ta „kontrola', i nie mialam zamiaru sie w to wglebiac. Zerwalam sie z lozka, kierujac sie do drzwi. Patch zlapal mnie w biegu i przyparl do sciany. Dotknelismy sie na wysokosci bioder.
– Chce poznac prawde – powiedzialam, hamujac placz. -Przeniosles sie do mojej szkoly, zeby mnie ukatrupic? Planowales to od poczatku?
Drgnal mu miesien na twarzy.
– Tak.
Otarlam zablakana lze.
– I teraz sie tym napawasz, prawda? Chciales wzbudzic moje zaufanie po to, zeby mnie wykonczyc? – Dziwne, ale zamiast sie bac i szalec, bylam ostro wkurzona. Przeciez teraz powinnam myslec tylko o ucieczce. A, co najdziwniejsze, wciaz nie miescilo mi sie w glowie, ze mam zginac z jego reki, i mimo usilnych staran, nie zdlawilam w sobie iskry nadziei.
– Chyba jestes rozdrazniona… – zaczal Patch.
– Szlag mnie trafia! – wrzasnelam.
Ujal mnie dlonmi za szyje. Mial palacy dotyk. Delikatnie scisnal mi kciukami gardlo i odchylil moja glowe do tylu. Nasze usta zwarly sie w pocalunku tak mocno, ze nie zdolalam wykrztusic obelgi. Przesuwajac rekoma po moich barkach i plecach, zatrzymal sie tuz nad posladkami. Przeszyl mnie dreszcz leku i rozkoszy. Gdy Patch chcial mnie przyciagnac do siebie, ugryzlam go w warge.
Oblizal usta koniuszkiem jezyka.
– Gryziesz?!
– Czy ciebie wszystko bawi? – zapytalam. Znow dotknal jezykiem wargi.
– Nie wszystko.
– Na przyklad?
– Ty.
Nagle moje doznania calkiem sie pogmatwaly. Konfrontacja z kims tak obojetnym jak on okazala sie nielatwa. Nie! Nie obojetnym. Patch byl opanowany po najdrobniejsza czastke swego ciala.
Raptem przemknelo mi przez mysl: Wyluzuj. Zaufaj mi.
– Kurcze blade – powiedzialam w naglym przeblysku swiadomosci. – Znowu to robisz, prawda? Przenikasz moj umysl. – Przypomnial mi sie artykul z Google o upadlych aniolach. – Umiesz wtlaczac mi w glowie nie tylko mysli, prawda? Obrazy tez… niesamowicie sugestywne.
Nie zaprzeczyl.
– Wtedy, na Archaniele – zaczelam kojarzyc fakty -chciales mnie zabic, tak? Ale cos nie wyszlo. Potem bez slow przekazales mi, ze komorka nie dziala i nie moge zadzwonic do Vee. I podwoziles mnie tez, zeby zabic? Mow, jak to sie dzieje, ze widze to, co ty chcesz?
Staral sie, by jego twarz wyrazala jak najmniej.
– Przesylam ci slowa i obrazy, ale o tym, czy sa prawdziwe, decydujesz sama. To taki rebus. Wizje nakladaja sie na real i sama musisz dojsc do tego, co jest prawda.
– Anielska moc? Pokrecil glowa.
– Moc upadlych aniolow. Zaden inny aniol nie naruszy twojej intymnosci, chociaz jest do tego zdolny.
Bo w przeciwienstwie do niego tamte sa dobre. Patch wsparl sie o sciane za mna, tak ze jego dlonie niemal dotykaly mojej glowy.
– Poprzez mysli nakazalem trenerowi, zeby porozsadzal ludzi, bo musialem sie do ciebie zblizyc. Przeslalem ci komunikat, ze spadasz z Archaniola, bo chcialem cie zabic, ale nie potrafilem. Bylo blisko, ale sie powstrzymalem i stwierdzilem, ze cie tylko nastrasze. Historia z niby nieczynna komorka byla po to, zebym mogl cie podwiezc. Gdy wszedlem do twojego domu, chwycilem noz, zeby ci odebrac zycie – jego glos zlagodnial. – Ale pod twoim wplywem jednak zmienilem zdanie.
Wzielam gleboki wdech.
– Nie rozumiem. Kiedy ci powiedzialam, ze tato zostal zamordowany, sprawiales wrazenie przejetego. Dla mamy tez byles mily.
– Mily – powtorzyl Patch. – Niech to zostanie miedzy nami.
Zawirowalo mi w glowie i poczulam pulsowanie skroni. Dobrze znalam ten stan. Powinnam wziac zelazo albo znow byl to telepatyczny przekaz Patcha.
Unioslam brode i zmruzylam oczy.
– Wynocha z moich mysli i to juz!
– Nie ma mnie w nich. Noro.
Zgieta wpol, z rekoma opartymi na kolanach, zaczelam wciagac powietrze.
– Wlasnie, ze jestes. Czuje cie. A wiec tak to zalatwisz? Udusisz mnie, prawda?
Zaszumialo mi w uszach i pociemnialo przed oczami. Staralam sie napelnic pluca, ale powietrze jakby zniknelo. Swiat rozkolysal sie i Patch zniknal mi z pola widzenia.
Rozplaszczylam dlon na scianie, by odzyskac rowno wage. Gardlo zaciskalo mi sie z kazdym kolejnym wdechem.
Patch przyblizyl sie do mnie, ale go odepchnelam.
– Odejdz!
Spojrzal mi w oczy z troska.
– Odejdz… ode… mnie – wydyszalam. Na prozno.
– Nie… moge… oddychac! – wykrztusilam, jedna reka czepiajac sie sciany, a druga lapiac sie za gardlo.
Nagle wzial mnie na rece i przeniosl na krzeslo.
– Wsadz glowe miedzy kolana – powiedzial i delikatnie mi w tym pomogl.
Z glowa miedzy nogami oddychalam gwaltownie, probujac wtloczyc powietrze w pluca. Poczulam, jak tlen powoli wraca w cialo.
– Lepiej? – zapytal po chwili. Skinelam.
– Masz przy sobie zelazo? Pokrecilam glowa.
– Nie prostuj sie i oddychaj gleboko. Posluchalam go i ucisk w piersiach zelzal.
– Dziekuje – wyszeptalam.
– Dalej mi nie ufasz?
– Jak chcesz, zebym ci zaufala, pozwol mi jeszcze raz dotknac swoich blizn.
Dlugo wpatrywal sie we mnie bez slowa.