– Prawie tam nie chodze.
– Wszyscy cie znaja.
– Znam tych, ktorzy przychodza tam regularnie. Ale ja nie. Nie jestem wielbicielem gier. W kazdym razie nie tak latwych, jak te w salonie.
Colin skonczyl odczepiac swoj rower.
– Jesli tego nie lubisz, to po co tam poszlismy?
– Bo wiedzialem, ze tobie sie spodoba.
Colin zmarszczyl brwi.
– Ale ja nie chce robic rzeczy, ktore cie nudza.
– Nie nudzilem sie – powiedzial Roy. – Chcialem pograc sobie troche. Poza tym mialem okazje rzucic okiem na Laurie. Ma niezle cialko, co?
– Tak mi sie wydaje.
– Tak ci sie wydaje!
– No pewnie… ma ladne cialo.
– Chcialbym polezec sobie miedzy tymi jej nogami przez kilka miesiecy.
– Mialem wrazenie, ze chcesz sie od niej uwolnic.
– Robi mi sie niedobrze po pietnastu minutach rozmowy z nia – powiedzial Roy.
– Wiec jakbys ja znosil przez pare miesiecy?
– Nie rozmawialibysmy. – Roy usmiechnal sie lobuzersko.
– Och…
– Kathy, Janet, Laurie… te dziewczyny tylko podpuszczaja.
– Co masz na mysli?
– Nigdy nie daja.
– Czego nie daja?
– Dupy, na litosc boska! Nigdy nie daly dupy, ani razu, nikomu.
– Och…
– Laurie kreci tym swoim tylkiem, ale jak tylko poloze reke na jej cyckach, to drze sie tak, ze sufit moze sie zawalic.
Colin czerwienil sie i pocil.
– Ma dopiero czternascie lat.
– Jest dostatecznie stara. Wystarczy, i to z nawiazka.
Colin nie byl zadowolony z tej rozmowy. Probowal wrocic do poprzedniego tematu.
– Chcialem w kazdym razie powiedziec, zebysmy od tej pory nie robili niczego, co mogloby cie nudzic.
Roy polozyl mu dlon na ramieniu i scisnal lekko.
– Sluchaj, Colin, jestem twoim przyjacielem, czy nie?
– Pewnie, ze jestes.
– Dobry przyjaciel powinien dotrzymywac ci towarzystwa, nawet gdy robisz rzeczy, ktore tylko tobie sprawiaja przyjemnosc. Innymi slowy, nie moge oczekiwac, ze zawsze bede robil dokladnie to, co mnie bawi, i nie moge tez oczekiwac, ze ty i ja zawsze bedziemy chcieli robic to samo.
– Lubimy to samo – powiedzial Colin. – Mamy te same zainteresowania.
Bal sie, ze Roy uswiadomi sobie, jak bardzo sie od siebie roznia i odejdzie, by nigdy sie juz nie pojawic.
– Uwielbiasz horrory – powiedzial Roy. – A ja sie tym w ogole nie interesuje.
– No, ale pomijajac te jedna rzecz, to…
– Roznia nas jeszcze inne rzeczy. Ale chodzi o to, ze jesli jestes moim kumplem, to bedziesz robil ze mna rzeczy, ktore ja chce robic, a ktore tobie moga sie w ogole nie spodobac. Ta zasada dziala w obie strony.
– Nie – powiedzial Colin. – Poniewaz tak sie sklada, ze lubie robic wszystko to, co ty zaproponujesz.
– Jak na razie – powiedzial Roy. – Ale nadejdzie chwila, gdy nie bedziesz chcial zrobic czegos, co dla mnie bedzie bardzo wazne, ale zrobisz to, poniewaz jestesmy przyjaciolmi.
– Nie wyobrazam sobie, co by to moglo byc.
– Poczekaj tylko – powiedzial Roy. – Zobaczysz. Predzej, czy pozniej, przyjacielu, taka chwila nadejdzie.
Szkarlatne swiatlo neonu, umieszczonego nad salonem, zalamywalo sie w oczach Roya, nadajac im dziwny i troche przerazajacy wyraz. Colinowi przyszlo do glowy, ze przypominaja oczy wampira z filmu – szklane, czerwone i okrutne, jak dwa okna duszy, ktora deprawowalo bezustanne zaspokajanie nienaturalnych pragnien. (Colin myslal dokladnie to samo, ilekroc widzial oczy pana Arkina, a pan Arkin byl tylko wlascicielem sklepu spozywczego na rogu. Jedynym jego pragnieniem, ktore mozna by nazwac nienaturalnym, byl pociag do trunkow, a czerwone oczy nie swiadczyly o niczym innym, jak tylko o trwalym kacu.)
– Mimo wszystko – powiedzial Colin – jest mi strasznie przykro, ze sie nudziles…
– Nie nudzilem sie! Przestaniesz sie wreszcie przejmowac? Nie mam nic przeciwko chodzeniu do salonu, jesli tobie sie tam podoba. Ale pamietaj, co ci mowilem o tych dziewczynach. Troche sie przy tobie pokreca. Czasem, niby przypadkiem, otra sie o ciebie. Ale nigdy sie z nimi naprawde nie zabawisz. Wielka, naprawde wielka noc, to – w ich przekonaniu – wymknac sie na parking, ukryc w cieniu i skrasc calusa.
Tak samo wygladala naprawde wielka noc w pojeciu Colina. Prawde mowiac, bylby to dla niego raj na ziemi, ale nie powiedzial tego Royowi.
Pchali swoje rowery, przemierzajac parking w strone alejki.
Zanim Roy zdazyl wejsc na rower i odjechac, Colin zdobyl sie na odwage i spytal”
– Dlaczego ja?
– He?
– Dlaczego chcesz sie ze mna przyjaznic?
– A dlaczego nie?
– To znaczy, z takim zerem, jak ja.
– Kto mowi, ze jestes zerem?
– Ja mowie.
– Co to za pomysl mowic o sobie takie rzeczy?
– W kazdym razie zastanawiam sie nad tym juz od miesiaca.
– Nad czym sie zastanawiasz? Mowisz bez sensu.
– Zastanawiam sie, dlaczego chcesz sie przyjaznic z kims takim jak ja.
– O co ci chodzi? Czym sie roznisz od innych? Tredowaty jestes czy jak?
Colin zalowal, ze w ogole poruszyl ten temat, ale skoro juz zaczal, brnal dalej.
– Rozumiesz, ktos, kto nie jest tak popularny i, rozumiesz, niezbyt dobry w sporcie, i rozumiesz, tak naprawde w ogole w niczym, to… no wiesz.
– Przestan mowic w kolko „rozumiesz” – powiedzial Roy. – Nie znosze tego. Jednym z powodow, dla ktorych chce sie z toba przyjaznic, jest ten, ze potrafisz rozmawiac. Wiekszosc miejscowych chlopakow potrafi przegadac caly dzien, nie uzywajac wiecej niz dwudziestu slow. Z ktorych dwa to „rozumiesz”. Ale twoje slownictwo jest naprawde bogate. Dziala odswiezajaco.
Colin otworzyl oczy ze zdumienia.
– Chcesz sie ze mna przyjaznic z powodu mojego slownictwa?
– Chce sie z toba przyjaznic, poniewaz jestes tak inteligentny jak ja. Wiekszosc kumpli nudzi mnie.
– Ale przeciez mogles zaprzyjaznic sie z jakimkolwiek facetem z miasta, facetem w twoim wieku, nawet z takim, ktory jest od ciebie starszy o rok albo dwa. Wiekszosc tych chlopakow w salonie…
– To dupki.
– Nie zartuj. To najbardziej znane chlopaki w miescie.
– To dupki, mowie ci.
– Nie wszyscy.
– Wszyscy, Colin, wierz mi. Polowa z nich uwaza, ze najlepsza zabawa to zapalic skreta, lyknac jakies pigulki albo uchlac sie jakims smierdzacym swinstwem, a potem sie porzygac. Reszta chce byc albo Johnnym Travolta albo Dennym Osmondem. Jee!
– Ale oni cie lubia.
– Wszyscy mnie lubia – powiedzial Roy. – Umiem ich do tego naklonic.
– Chcialbym wiedziec, jak sprawic, zeby wszyscy lubili mnie.