– Dlaczego mialbym klamac?

– Dobra, dobra – burknal Colin. – Nie zaczynajmy od nowa. Udawajmy, ze polknalem twoja historyjke – haczyk, linke i ciezarek. Zabiles kota w klatce. Na co kolej tym razem – na psa?

– Gdybym chcial zabic psa, pomoglbys?

– A po co mialbys go zabijac?

– To moglby byc trzask.

– Rany.

– Pomoglbys mi go zabic?

– Skad wezmiesz psa? Sadzisz, ze litosciwe spoleczenstwo rozdaje je ludziom, ktorzy chca sie nad nimi znecac?

– Po prostu ukradne pierwszego kundla, ktorego zobacze – powiedzial Roy.

– Czyjegos psa?

– Pewnie.

– Jak go zabijesz?

– Zastrzele go. Rozwale mu leb.

– I sasiedzi nie uslysza?

– Najpierw wyprowadzimy go na wzgorza.

– I spodziewasz sie, ze bedzie siedzial poslusznie i sie usmiechal, a my bedziemy grzac do niego ze spluwy?

– Zwiazemy go i postrzelamy sobie.

– Skad wezmiesz bron?

– A twoja matka? – spytal Roy.

– Uwazasz, ze moja matka siedzac w kuchni sprzedaje bron na lewo i prawo, czy jak?

– Nie ma wlasnej broni?

– Pewnie. Milion sztuk. A takze czolg, bazooke i pocisk nuklearny.

– Odpowiedz na moje pytanie.

– Po co mialaby trzymac bron?

– Kobieta sexy, mieszkajaca samotnie, ma zazwyczaj bron dla ochrony.

– Ale ona nie mieszka sama – powiedzial Colin. – Zapomniales o mnie?

– Gdyby jakis stukniety gwalciciel chcial polozyc lapy na twojej matce, to zgniotlby cie na miazge.

– Jestem mocniejszy, niz ci sie wydaje.

– Nie zartuj. Czy ona ma bron?

Colin nie chcial przyznac, ze w ich domu byla bron. Mial przeczucie, ze zaoszczedzi sobie mnostwa klopotow, jesli sklamie. Ale w koncu powiedzial”

– No dobra. Ma pistolet.

– Jestes pewien?

– Tak. Ale nie wydaje mi sie, zeby byl zaladowany. Nigdy nie moglaby nikogo zabic. Moj ojciec kocha bron, wiec moja matka nienawidzi jej. Ja rowniez. Nie mam zamiaru zabierac z domu pistoletu tylko po to, zeby zrobic cos tak glupiego, jak na przyklad zabicie psa twoich sasiadow.

– Coz, moglibysmy go zabic w jakis inny sposob.

– Jak – zagryzc go?

Nad ich glowami rozlegl sie pisk nocnego ptaka, ukrytego w galeziach.

Morska bryza byla teraz chlodniejsza niz przed dziesiecioma minutami.

Colin zmeczyl sie pchaniem roweru, ale wyczuwal, ze Roy ma jeszcze duzo do powiedzenia i chce zrobic to szeptem, co byloby niemozliwe, gdyby pedalowali.

Roy powiedzial”

– Moglibysmy przywiazac tego psa i zabic go widlami.

– Rany.

– To dopiero bylby trzask!

– Przyprawiasz mnie o mdlosci.

– Pomozesz mi?

– Nie potrzebujesz mojej pomocy.

– Ale pomagajac mi dowiodlbys, ze jestes naprawde moim przyjacielem.

Po dluzszej chwili Colin powiedzial”

– Mysle, ze gdyby bylo to dla ciebie naprawde wazne, ze gdyby od tego zalezalo twoje zycie, to bym ci towarzyszyl.

– Co rozumiesz przez „towarzyszyl?”

– To znaczy… chyba moglbym patrzec.

– A co bys zrobil, gdybym zazadal czegos wiecej?

– Na przyklad?

– Zebys wzial widly i sam go pare razy uderzyl?

– Czasem gadasz jak pomylony, Roy.

– Potrafilbys go uderzyc?

– Nie.

– Zaloze sie, ze potrafilbys.

– Nigdy nie potrafilbym niczego zabic.

– Ale patrzec, to tak?

– No coz, gdybym dzieki temu mogl raz na zawsze udowodnic ci, ze jestem twoim przyjacielem i ze mozesz mi ufac…

Stali w jasnym kregu ulicznej latarni. Roy wyszczerzyl zeby w usmiechu.

– Z kazdym dniem idzie ci coraz lepiej.

– Och tak?

– Niezle sie rozwijasz.

– Naprawde?

– Jeszcze wczoraj mowiles, ze nie moglbys nawet patrzec na mordowanie psa. Dzisiaj mowisz, ze moglbys patrzec, ale nie zabijac. Jutro albo pojutrze powiesz, ze jestes zdolny wziac widly i zrobic z tego cholernego psa siekanine.

– Nie. Nigdy.

– A za tydzien wreszcie przyznasz, ze zabicie czegos sprawiloby ci przyjemnosc.

– Nie. Mylisz sie. To glupie.

– Mialem racje. Jestes taki jak ja.

– A ty nie jestes morderca.

– Jestem.

– Nie wierze.

– Nie znasz mnie.

– Nazywasz sie Roy Borden.

– Mialem na mysli to, co mam w srodku. Nie wiesz, ale sie dowiesz.

– Nie ma w tobie mordercy psow i kotow.

– Zabijalem istoty wieksze od kota.

– Na przyklad?

– Ludzi.

– A potem, jak przypuszczam, przerzuciles sie na cos wiekszego, dajmy na to na slonie.

– Nie slonie. Po prostu ludzi.

– Podejrzewam, ze w przypadku slonia sa problemy z usunieciem ciala.

– Po prostu ludzi.

Od strony pobliskich drzew dolecial gluchy krzyk innego nocnego ptaka, a gdzies w dali zawyly dwa samotne psy.

– To smieszne – powiedzial Colin.

– Nie, to prawda.

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату