– Jak sie na nie mowi?
– Dobra, dobra. Jesli zamknie ci to gebe, to powiem.
– Wiec powiedz.
– Lubie jej zestaw – powiedzial Colin. – No. Zadowolony?
Colin czerwienil sie jak wszyscy diabli. Dziekowal Bogu, ze jest ciemno.
– Powiedz jeszcze inaczej.
– He?
– Inaczej niz „zestaw”.
– Odpieprzysz sie?
Na ekranie: piersi mokre od sliny.
Roy polozyl dlon na ramieniu Colina i scisnal, wbijajac paznokcie w cialo chlopca.
– Powiedz inaczej.
– Ty powiedz. Wydaje mi sie, ze znasz wszystkie slowa.
– A ty musisz sie ich nauczyc.
– Dlaczego mowienie tego wszystkiego ma byc takie wazne?
– Czy maly Colin boi sie, ze mamusia uslyszy i przemyje mu buzie mydelkiem?
– Nie opowiadaj bzdur – powiedzial Colin, starajac sie ratowac godnosc.
– Wiec jesli nie boisz sie swojej mamusi, powiedz jeszcze inaczej. Popatrz na ekran i nazwij to, co ci sie tak bardzo podoba.
Colin odchrzaknal nerwowo.
– No… podobaja mi sie jej piersi.
– Piersi? Jezu, Colin, piersi to cos, co mozesz wymacac u kurczaka!
– Tak ludzie mowia, kiedy chodzi o kobiety – bronil sie Colin.
– Moze lekarze.
– Wszyscy.
Roy jeszcze mocniej scisnal ramie Colina.
– Pusc, do diabla – powiedzial Colin. – Ranisz mnie.
Probowal sie odsunac, ale nie mogl uwolnic sie z uscisku przyjaciela. Roy byl bardzo silny.
Jego twarz byla tylko czesciowo widoczna w lodowatym blasku ksiezyca, ale Colinowi nie podobalo sie nawet to, co zdolal dostrzec. Szeroko otwarte, rozgoraczkowane, plonace oczy, napiete w ponurym grymasie wargi. Roy przypominal szykujacego sie do ataku wilka.
Cos niezwyklego w tych oczach – cos niesamowitego i poteznego, lecz nieuchwytnego, takze zarliwosc, z jaka mowil, kazaly Colinowi wierzyc, ze ta dziwaczna rozmowa ma dla jego przyjaciela ogromne znaczenie. To nie byla zabawa – Roy rzucal wyzwanie. Bylo to starcie jednej woli z druga i wynik owego starcia – Colin byl pewny – mial byc decydujacy dla ich wspolnej przyszlosci. Wyczuwal takze, ze jesli nie wyjdzie z pojedynku zwyciesko, bedzie tego zalowal z calego serca, choc naprawde nie rozumial, dlaczego tak to odczuwa.
Roy scisnal jego ramie jeszcze mocniej. Colin powiedzial”
– Auuu, rany. Prosze, pusc, to boli.
– Nazwij to inaczej.
– O co ci chodzi?
– Nazwij to inaczej.
– Roy, to mnie boli.
– Nazwij to inaczej, wtedy cie puszcze.
– Myslalem, ze jestes moim przyjacielem.
– Jestem najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miales.
– Gdybys byl moim przyjacielem, nie sprawialbys mi bolu – wycedzil Colin przez zacisniete zeby.
– Gdybys ty byl moim przyjacielem, powiedzialbys to slowo. Co stracisz, u diabla, jesli je powiesz?
– A co ty stracisz, jesli nie powiem?
– Chyba mowiles, ze moge ci zaufac, ze zrobisz wszystko, czego zazadam – jak prawdziwy przyjaciel. A teraz nie chcesz ze mna nawet rozmawiac o tym swinskim filmie.
– OK, OK – powiedzial Colin. Naprawde czul sie troche winien, poniewaz to, czego zadal Roy, bylo przeciez taka drobnostka.
– Powiedz „cycki”.
– Cycki – powiedzial Colin nagle grubym, obcym glosem.
– Powiedz „bufory”.
– Bufory.
– Powiedz „balony”.
– Balony.
– Powiedz, ze podobaja ci sie jej cycki.
– Podobaja mi sie jej cycki.
– Czy to bylo takie trudne? – Roy puscil go.
Colin delikatnie rozcieral ramie.
– Hej – powiedzial Roy. – Nie chcialbys nosic jej cyckow jako nausznikow?
– Jestes obrzydliwy.
– Dzieki. – Roy rozesmial sie.
– Chyba mnie skaleczyles.
– Nie badz dzieckiem. Tylko troche scisnalem. O rany! Spojrz na ekran.
Mezczyzna zdjal z dziewczyny dolna czesc bikini. Piescil teraz jej posladki, ktore wydawaly sie niesamowicie biale w porownaniu z opalenizna na plecach i udach, tak bardzo biale, ze wygladaly jak zaokraglone polowki jasnego orzecha otoczonego miekka brazowa skorupa.
– Moglbym zjesc na sniadanie dziesiec funtow tego jej tylka – powiedzial Roy.
Mezczyzna na ekranie byl nagi. Polozyl sie na plecach i dziewczyna usiadla na nim okrakiem.
– Nie pokaza nam najlepszego – powiedzial Roy. – Nie w Fairmont. Nie zobaczymy, jak sobie wsadza.
Kamera skoncentrowala sie na podskakujacych piersiach dziewczyny i jej pieknej twarzy, wykrzywionej udawana ekstaza.
– Sztywnieje ci, jak na to patrzysz? – spytal Roy.
– Co?
– Staje ci?
– Jestes walniety.
– Tego slowa tez sie boisz?
– Nie boje sie zadnych slow.
– Wiec powiedz.
– Rany.
– Powiedz.
– Staje.
– A czujesz to?
Colin byl niemal chory z zazenowania.
– Stoi ci, przyjacielu?
– Tak.
– Wiesz, jak sie na niego mowi?
– Olek.
Roy wybuchnal smiechem.
– Zabawne. Naprawde szybka odpowiedz. Podoba mi sie.
Pochwala przyjaciela podzialala na Colina niemal kojaco. Strach troche ustapil.
– Naprawde nie wiesz, jak sie na niego mowi? – spytal Roy.
– Penis.
– To rownie dobre jak piersi.
Colin milczal.
– Powiedz „kutas”.