bokow biegl w gore stromego wzgorza tak szybko jak tylko umial.

Dotarl do domu Kingmana, przeszedl przez brame i pobiegl do drzwi. Gdy znalazl sie w srodku, zaczal sie wspinac po trzeszczacych schodach i zanim dostal sie na pietro, uslyszal Heather wolajaca go niepewnym glosem.

Wciaz byla w pierwszej sypialni na lewo. Siedziala w tym samym miejscu, w ktorym ja pozostawil – skrepowana i piekna.

– Balam sie, ze to ktos obcy – powiedziala.

– Nic ci nie jest?

– Jedna latarka to za malo – powiedziala. – Bylo tu za ciemno.

– Przepraszam.

– I wydaje mi sie, ze tu sa szczury. Slyszalam jakies chrobotanie w scianach.

– Juz niedlugo – powiedzial. Pochylil sie nad kartonowym pudlem i wyciagnal dwa dlugie paski materialu zrobione ze scierki, ktore przyniosl z domu. – Wszystko zaczyna nabierac tempa.

– Rozmawiales z Royem?

– Tak.

– Przyjdzie?

– Powiedzial, ze cos musi zrobic dla ojca i ze nie da rady dotrzec tu przed wpol do jedenastej.

– Wiec nie musiales mnie wiazac? – spytala.

– Owszem, musialem – odpowiedzial. – Nie rozluzniaj sznura. On juz tu idzie.

– Wydawalo mi sie, ze powiedziales wpol do jedenastej.

– Klamal.

– Skad wiesz?

– Po prostu wiem. Probuje dotrzec tu przede mna i zastawic pulapke. Sadzi, ze jestem tak glupi jak niegdys.

– Colin… boje sie.

– Wszystko bedzie dobrze.

– Naprawde?

– Mam bron.

– A jesli bedziesz musial jej uzyc?

– Nie bede musial.

– On moze cie do tego zmusic.

– Wiec jej uzyje. Uzyje jej, jesli mnie zmusi, uzyje…

– Ale wowczas bedziesz winien…

– …w samoobronie – powiedzial Colin.

– Czy mozesz uzyc pistoletu?

– W obronie wlasnej. Pewnie. Oczywiscie.

– Nie jestes zabojca.

– Tylko go zranie, jesli bede musial – powiedzial. – A teraz pospieszmy sie. Musze cie zakneblowac. I to dosc mocno, jesli ma to wygladac przekonujaco, ale powiesz mi, czy nie bedzie ci zbyt ciasno. – Zakneblowal jej usta dwoma kawalkami scierki. W porzadku?

Wydala z siebie niezrozumialy dzwiek.

– Potrzasnij glowa – tak lub nie. Czy jest ci za ciasno?

Potrzasnela glowa, dajac znak: nie.

Zauwazyl, ze jej watpliwosci poglebiaja sie z kazda chwila. Zalowala, ze w ogole sie na to wszystko zgodzila. W jej oczach blysnela iskierka najprawdziwszego strachu, ale tym lepiej; teraz wygladala tak, jakby naprawde byla bezradna ofiara. Roy, ze swoim instynktem przebieglego, okrutnego zwierzecia, natychmiast wyczuje jej przerazenie i da sie zwiesc jego przekonujacej sile.

Colin podszedl do magnetofonu, uniosl smieci, ktore go zakrywaly, wlaczyl go, i ostroznie umiescil caly kamuflaz na swoim miejscu. Znow spojrzal na Heather.

– Wychodze poczekac na niego u szczytu schodow. Nie martw sie.

Wyszedl z pokoju, zabierajac ze soba pistolet, latarke i kartonowe pudlo, ktore teraz zawieralo tylko plastikowa butelke z keczupem. Zostawil pudlo w innym pokoju, a nastepnie stanal u szczytu schodow i zgasil latarke.

Dom pograzyl sie w gestej ciemnosci.

Wetknal pistolet za pasek od spodni, w okolicach krzyza, zeby Roy nie mogl go dojrzec.

Glosno oddychal, doslownie dyszal, nie dlatego, ze byl fizycznie wyczerpany, ale dlatego ze sie panicznie bal. Probowal sie skoncentrowac i oddychac cicho, ale to nie bylo latwe.

Cos stuknelo na dole.

Wstrzymal oddech, nasluchiwal.

Nastepny odglos.

Pojawil sie Roy.

Colin spojrzal na swoj elektroniczny zegarek. Minelo dokladnie pietnascie minut od chwili, w ktorej wyszedl z budki telefonicznej.

Bylo wlasnie tak, jak powiedzial Heather: Roy klamal. Chcial byc w domu Kingmana przed Colinem. Gdyby ten probowal zastawic pulapke, chcial, ukryty w cieniu, obserwowac przygotowania.

Colin przewidzial ten ruch i byl zadowolony ze swojej przenikliwosci. Stojac w ciemnym korytarzu, usmiechal sie.

Cos poruszylo sie w scianie obok niego i Colin podskoczyl. Mysz. Nic innego. To nie byl Roy. Wciaz slyszal go na dole. Tylko mysz. Moze szczur. W najgorszym wypadku kilka szczurow. Nie ma sie czym przejmowac. Ale wiedzial, ze lepiej nie byc zbytnio pewnym siebie, bo w przeciwnym razie stanie sie przed uplywem nocy tylko pokarmem dla tych szczurow.

Kroki.

Strumien swiatla z latarki, zakrywanej reka.

U podnoza schodow zrobilo sie jasniej.

Roy wchodzil na gore.

Colin nagle poczul, ze jego plan jest dziecinny, naiwny i glupi. Ze nigdy sie nie powiedzie. Nawet za milion lat. On i Heather umra.

Przelknal z wysilkiem sline i zapalil swoja latarke, kierujac snop swiatla na schody.

– Czesc, Roy.

42

Roy przystanal, po czym skierowal swiatlo na Colina.

Patrzyli na siebie przez kilka sekund. Colin dostrzegl nienawisc w oczach Roya i zastanawial sie, czy jego wlasny strach jest rownie widoczny.

– Juz tu jestes – zauwazyl Roy.

– Dziewczyna jest na gorze.

– Nie ma zadnej dziewczyny.

– Chodz, zobacz.

– Kto to jest?

– Chodz, zobacz – powtorzyl Colin.

– Jaki numer chcesz wykrecic?

– Zaden. Powiedzialem ci przez telefon. Chce byc po twojej stronie. Probowalem byc po ich stronie. Ale to sie nie sprawdzilo. Nie wierza mi. Nie troszcza sie o mnie. Nikt. Nienawidze ich. Wszystkich. Mojej matki tez. Miales racje co do niej. To pieprzona suka. Miales racje co do nich wszystkich. Nigdy mi nie pomoga. Nigdy. I nie chce wciaz przed toba uciekac. Nie chce do konca zycia patrzec przez ramie. Bo ciebie nie mozna pokonac. Predzej czy pozniej bys mnie dopadl. Ty jestes zwyciezca. W koncu zawsze wygrywasz. Teraz to widze. Meczy mnie juz ciagle

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату