Amy zastanawiala sie nad tym przez chwile. Absolutnie nie myslala o sobie jako o nieletniej – czula sie jak stuletnia staruszka.
– Spojrz prawdzie w oczy, mala – namawiala Liz. – Nie posluchalas mojej rady na temat pigulek. Nie schrzan tego i tym razem, dobrze? Prosze, bardzo cie prosze, zaklinam na wszystkie swietosci, zrob to, co ci mowie. Im szybciej, tym lepiej.
Amy zdala sobie sprawe, ze Liz ma racje. Odchylila sie do tylu, odsuwajac sie od stolika i nagle ogarnela ja fala rezygnacji. Zwiotczala i zapadla sie w sobie jak marionetka, ktorej poprzecinano wszystkie sznurki.
– W porzadku. Im szybciej, tym lepiej. Powiem im dzis wieczorem… albo jutro.
– Dzis.
– Dzis raczej nie bede miala dosc sil. Skoro mam odegrac numer z samobojstwem, bede musiala dac z siebie wszystko. A zatem powinnam solidnie wypoczac.
– Dobrze. Jutro – zgodzila sie Liz. – Ale nie pozniej niz jutro. Zrob to. Zbliza sie wspaniale lato. Jezeli pod koniec roku wyjade na wschod, tak jak zamierzam, bedzie to prawdopodobnie nasze ostatnie wspolne lato. Musi my je spedzic jak najlepiej. Niech to bedzie takie lato, po ktorym dlugo pozostaja wspomnienia. Sporo slonca, duzo dobrej trawki i paru nowych facetow. Taak. To bedzie bombowe lato. Musi byc. A nie bedzie, jesli nie zalatwisz swojej sprawy i brzuch urosnie ci jak balon.
Dla Joeya Harpera niedziela okazala sie wspanialym dniem.
Poranek rozpoczal sie od mszy i szkolki niedzielnej, jak zawsze nudnych jak flaki z olejem, ale pozniej nagle wszystko sie odmienilo. Kiedy ojciec zatrzymal sie przy Royal City News, aby nabyc niedzielne gazety, Joey zauwazyl na stoisku nowe komiksy, a w kieszeni mial dosc drobnych, by kupic dwa numery swoich ulubionych serii. Potem matka zrobila na lunch kurczaka i wafle, czyli to, co najbardziej lubil.
Po lunchu ojciec dal mu pieniadze, aby mogl pojsc do „Rialto'. Bylo to kino, w ktorym wyswietlano wylacznie stare filmy. Znajdowalo sie o szesc przecznic od ich domu i wolno mu bylo pojechac tam na rowerze, ale nie mogl wypuszczac sie nigdzie dalej. Na niedzielny podwojny seans w „Rialto' zaplanowano dwa klasyczne filmy o potworach –
Joey uwielbial horrory. W gruncie rzeczy nie wiedzial, dlaczego tak za nimi przepada. Czasami, siedzac w mrocznym kinie i patrzac, jak jakas obrzydliwa, oslizla istota skrada sie w strone bohatera, Joey o malo nie zsikal sie w majtki, a mimo to uwielbial kazda przezyta w ten sposob chwile.
Po kinie wrocil do domu na kolacje; byly cheeseburgery i prazona fasola, jeszcze lepsze niz kurczak i wafle, co wydawalo mu sie wrecz nieprawdopodobne.
Jadl, az mu sie uszy trzesly.
Amy wrocila z „Dive' do domu o dwunastej, na poltorej godziny przed tym, jak Joey polozyl sie do lozka, tak ze jeszcze nie spal, kiedy znalazla powieszonego w swojej szafie gumowego weza. Przebiegla przez korytarz wrzeszczac i gonila go po pokoju, az zlapala. Kiedy juz go polaskotala, a on obiecal, ze juz nigdy nie zrobi jej podobnego kawalu (w gruncie rzeczy oboje zdawali sobie sprawe, ze nie dotrzyma obietnicy), namowil ja na godzinna (z zegarkiem w reku) gre w Monopol i to bylo naprawde wdechowe. Pokonal ja-jak zawsze zreszta, bo chociaz byla juz prawie dorosla, bardzo slabo orientowala sie w sprawach biznesu i finansow.
Kochal Amy bardziej niz kogokolwiek innego. Moze to niedobrze? Przeciez najbardziej powinno sie kochac rodzicow. To znaczy najpierw Boga, a dopiero potem rodzicow. Tyle tylko, ze mame naprawde trudno bylo kochac. Przez caly czas albo sie z toba modlila, albo modlila sie za ciebie, albo udzielala ci wykladu na temat wlasciwego zachowania, powtarzajac raz po raz, ze stara sie wychowac cie na ludzi, czyli we wlasciwy sposob, tyle tylko, ze nigdy nie okazywala, ze naprawde jej na tym zalezalo. Wszystko konczylo sie na slowach.
Tate latwiej bylo kochac, ale on bywal w domu raczej rzadkim gosciem. Byl bardzo zajety jakims prawniczymi sprawami, prawdopodobnie ratowal niewinnych ludzi przed elektrycznym krzeslem i innymi tego typu rzeczami, a kiedy juz sie pojawial, spedzal wiekszosc czasu samotnie budujac modele planszowe do miniaturowej kolejki; nie lubil, kiedy mu sie w tym przeszkadzalo.
Tak wiec pozostawala tylko Amy. Czesto bywala w domu. I zawsze wtedy, kiedy jej potrzebowal. Byla najmilsza osoba, jaka Joey znal, najwspanialsza, jaka jego zdaniem mogl poznac – i cieszyl sie, ze to ona byla jego siostra, a nie ta durna, niemila Veronica Culp, z ktora musial mieszkac jego najlepszy przyjaciel, Tommy Culp.
Pozniej, po zakonczeniu gry w Monopol, kiedy juz przebral sie w pizame i umyl zeby, odmowil wraz z Amy modlitwe i to bylo lepsze niz modlenie sie z mama. Amy odmawiala modlitwy szybciej niz mama i czasami ot tak, dla zartow zmieniala tu i owdzie jakies slowo mowiac na przyklad zamiast „Swieta Mario, Matko Boza, modl sie za nami wszystkimi – “Swieta Mario, Matko Boza, modl sie za pchlami wszystkimi'.
Joey zawsze wtedy chichotal, ale musial uwazac, aby nie smiac sie zbyt glosno, poniewaz mama moglaby zaczac zastanawiac sie, co smiesznego widzieli w modlitwie, a wtedy oboje napytaliby sobie biedy.
Amy otulila go starannie, pocalowala i zostawila samego w ksiezycowej poswiacie slabej nocnej lampki. Ulozyl sie wygodnie i prawie natychmiast usnal.
Niedziela byla naprawde swietnym dniem.
Ale poniedzialek zaczal sie fatalnie.
Wkrotce po pomocy, kiedy nowy dzien mial zaledwie kilka minut, Joey obudzil sie slyszac szept matki stojacej przy lozku i prowadzacej dlugi belkotliwy monolog. Tak jak zawsze, nie otwieral oczu, udajac, ze spi.
– Moj maly aniolek… moze w srodku wcale nie jestes aniolkiem…
Byla pijana… i to bardzo. Tommy Culp na okreslenie tego stadium upojenia alkoholowego uzywal okreslenia „pijany w sztok'. Nie ulegalo watpliwosci, ze jego matka tego wieczoru byla pijana w sztok.
Belkotala pod nosem, jak to nie moze zdecydowac, czy on jest dobry, czy zly, czysty czy skalany; ze w jego wnetrzu moze ukrywac sie cos szpetnego, cos potwornego, co tylko czeka, aby sie wydostac; ze nie chciala wydawac diabla na swiat; ze zadaniem Boga bylo oczyszczac swiat z takiego plugastwa; a takze jak zabila kogos imieniem Victor i ma nadzieja, ze nie bedzie musiala postapic w ten sam sposob z jej cudownym, bezcennym anioleczkiem.
Joey zaczal drzec; byl smiertelnie przerazony, ze jego matka zorientuje sie, ze nie spi. Nie wiedzial, co moglaby zrobic, gdyby odkryla, ze uslyszal jej dziwny, belkotliwy monolog.
Byl juz bliski powiedzenia jej, aby sie zamknela i wyszla z pokoju, ale rozpaczliwie staral sie jakos ja zgluszyc. Zmusil sie, by myslec o czyms innym. Skupil sie na wyobrazeniu sobie (ze szczegolami) ogromnej, zlowrogiej istoty, przybysza z kosmosu z filmu
A te jego oczy, w ktorych wnetrzu zdawal sie plonac ogien! A przeciez ten stwor byl w rzeczywistosci roslina. Obca roslina, przybyszem z kosmosu, prawie niezniszczalnym i zywiacym sie krwia. Doskonale pamietal scene, w ktorej naukowcy szukali obcego sprawdzajac kolejne pomieszczenia; nie znalezli go jednak, a kiedy w koncu zrezygnowali, nastepne drzwi tuz za nimi otworzyly sie na osciez i z wnetrza wypadl rozszalaly, ryczacy potwor pragnacy kogos pozrec.
Przypominajac sobie nieoczekiwana furie ataku monstrum Joey poczul, ze krew zastyga mu w zylach. Czul sie jak w kinie. Ta scena byla tak przerazajaca, ze po grzbiecie przeszly mu lodowate ciarki. W porownaniu z tym upiornym dreszczem belkot matki wydawal sie praktycznie niczym. Istoty, z ktorymi musieli mierzyc sie ludzie w filmach grozy, byly tak straszne, ze wszelkie okropne zdarzenia majace miejsce w realnym zyciu stawaly sie przy nich mdle, bezbarwne i zgola niegrozne.
Nagle Joey zaczal sie zastanawiac, czy to wlasnie dlatego tak bardzo lubi celuloidowe koszmary.
6
Rano mama zawsze wstawala pierwsza. Codziennie chodzila na msze, nawet kiedy byla chora albo kiedy meczyl j a potworny kac. Latem, pod-czas wakacji, oczekiwala, ze Amy i Joey rowniez beda uczeszczali do