warunek przezycia.

– Myslisz, ze znow nas znajdzie?

– Nie. – Doyle zmruzyl oczy, gdy slonce odbilo sie w szybie szczegolnie mocno. – Pozostanie na autostradzie, probujac za wszelka cene nas dogonic.

– Zorientuje sie predzej czy pozniej, ze zjechalismy z trasy.

– Ale nie wie gdzie i kiedy – powiedzial Doyle. – I nie wie dokad dokladnie jedziemy.

– A jesli znajdzie sobie kogos innego? – spytal Colin. – Jesli zaczal nas sledzic, poniewaz przypadkowo jechalismy na zachod ta sama trasa, co on – czy nie wybierze sobie jakiejs innej ofiary, gdy zorientuje sie, ze oddalilismy sie od niego?

– A jesli tak, to co?

– Czy nie powinnismy powiadomic policji? – spytal chlopiec.

– Musisz miec dowody, zanim kogokolwiek oskarzysz – powiedzial Doyle.

– Nawet gdybysmy mieli dowody, niepodwazalne dowody, ze czlowiek w chevrolecie mial wobec nas zle zamiary, na niewiele by nam sie to zdalo. Nie wiemy kogo oskarzyc, nie znamy jego nazwiska. Nie wiemy dokad zmierza, oprocz tego, ze kieruje sie na zachod. Nie mamy numeru rejestracyjnego furgonetki, niczego, co pozwoliloby policji wytropic go. – Spojrzal na Colina, a potem znow na czarna nawierzchnie drogi. – Wszystko, co mozemy zrobic, to dziekowac Bogu, ze sie go pozbylismy.

– Tak mi sie wydaje.

– Lepiej, zebys byl o tym przekonany.

Znacznie pozniej Colin spytal”

– Kiedy podazal za nami, a potem zjechal na pobocze, tak jak my, i znow przyspieszyl, zeby nas dogonic – czy bales sie?

Doyle zawahal sie tylko sekunde, zastanawiajac sie, czy powinien przyznawac sie do niezbyt meskiej reakcji: niepokoju, niepewnosci, paniki, leku. Ale wiedzial, ze w przypadku Colina szczerosc byla zawsze najlepsza.

– Oczywiscie, ze sie balem. Tylko troszke, ale jednak. Byly powody.

– Ja tez sie balem – przyznal chlopiec otwarcie. – Ale zawsze sadzilem, ze kiedy sie jest doroslym, nie trzeba sie juz niczego bac.

– Na pewno wyrosniesz z pewnych lekow – powiedzial Doyle. – Na przyklad… czy w ogole boisz sie ciemnosci?

– Troche.

– No widzisz, wyrosniesz z tego. Ale nie wyrosniesz z wszystkiego. I pojawia sie nowe rzeczy, ktorych bedziesz sie bal.

Przekroczyli Missisipi w Hannibal zamiast w St. Louis, tracac tym samym okazje zobaczenia Luku. Krotko przed skretem na Hiawathe, w stanie Kansas, zjechali z trasy trzydziesci szesc i korzystajac z kilku autostrad, ktore prowadzily na poludnie, dotarli z powrotem na trase siedemdziesiat i o 8.15 zajechali przed Plains Motel, niedaleko miejscowosci Lawrence, gdzie mieli rezerwacje na najblizsza noc.

Plains Motel przypominal Lazy Time, z ta roznica, ze mial tylko jedno skrzydlo i byl zbudowany z szarego kamienia i drewna, a nie z cegiel. Napisy tworzyly identyczne pomaranczowe i zielone neony. Automat do coli stojacy przy wejsciu do recepcji mogl byc rownie dobrze przeniesiony w ciagu dnia z Lazy Time obok Indianapolis; wokol maszyny panowal chlod i rozbrzmiewal mechaniczny halas.

Alex zastanawial sie, czy recepcjonistka bedzie kobieta z szopa wlosow na glowie.

Recepcje obslugiwal jednak mezczyzna w wieku Doyle’a. Byl gladko ogolony i starannie ostrzyzony. Mial kwadratowa, szczera, typowo amerykanska twarz, pasujaca do plakatow zachwalajacych korzysci plynace ze wstapienia do armii. Moglby zbic fortune grajac w reklamowkach Pepsi, Gillette, Schicka, a takze pozujac do calostronicowych reklam Cameli we wszystkich mozliwych magazynach.

– Zauwazylem na zewnatrz napis „brak miejsc” – powiedzial Doyle. – Zastanawialem sie, czy jeszcze trzyma pan dla nas pokoj. Termin rezerwacji uplynal godzine temu, ale…

– Pan Doyle, tak? – spytal mezczyzna, odslaniajac nieskazitelnie biale zeby.

– Tak.

– Oczywiscie, trzymam panski pokoj. – Wydobyl spod kontuaru cienki formularz.

– Milo slyszec! Musial sie pan martwic zablokowaniem wolnego pokoju.

– Wcale sie nie martwilem, panie Doyle. Gdyby go pan nie zarezerwowal, musialbym go wynajac asfaltom.

Doyle byl zmeczony po calym dniu jazdy i nie mogl sie zorientowac, o co recepcjoniscie chodzi.

– Asfaltom?

– Czarnuchom – wyjasnil mezczyzna. – Trzy razy tu przychodzili. Gdyby nie panska rezerwacja, to musialbym dac ktoremus z nich panska dwudziestkedwojke. Nie znosze tego. Wole raczej, zeby pokoj stal pusty cala noc, niz wynajac go jednemu z nich.

Podpisujac formularz meldunkowy, Doyle czul sie tak, jak gdyby wyrazal swa aprobate dla rasizmu tego czlowieka. Zastanawial sie przez chwile, dlaczego on, ze swoim ubraniem i wygladem, robil lepsze wrazenie niz czarni, ktorzy zawitali do motelu przed nim.

Mlody, przystojny mezczyzna, wreczajac Doyle’owi klucz, spytal”

– Ile pali ten t-bird?

Alex zdazyl spotkac w swym zyciu wielu bigotow, wiec spodziewal sie, ze ten, tak jak inni, bedzie kontynuowal te swoja inwektywe pod adresem czarnych. Dlatego byl zdziwiony nagla zmiana tematu.

– Ile pali? Nie wiem. Nigdy nie sprawdzalem.

– Oszczedzam na taki samochod. Te wozy pala jak smoki, ale takie wlasnie kocham. Auto tego typu swiadczy o swoim wlascicielu. Widzisz czlowieka w t-birdzie i od razu wiesz, ze mu sie powodzi.

Alex spojrzal na klucz w swym reku.

– Dwadziescia dwa? Gdzie to jest?

– Po prawej stronie na samym koncu korytarza. Ladny pokoj, panie Doyle.

Alex wrocil do samochodu. Wiedzial juz, dlaczego recepcjonista go akceptowal. Thunderbird byl dla tego czlowieka symbolem, ktory przycmiewa rzeczywistosc. Posiadanie tak wspanialego samochodu przeksztalcalo aspolecznego buntownika w niemalze ekscentryka. Taki punkt widzenia przygnebil Alexa. Nie spodziewal sie, ze tu, w samym sercu prerii, czlowieka ocenia sie po tym, co posiada.

George Leland spedzil wtorkowa noc w mniej luksusowym miejscu, trzy mile na zachod od Plains Motel. Choc przebywal w malym jednoosobowym pokoju, nie zawsze byl sam. Czesto towarzyszyla mu Courtney. Chwilami stala w kacie, plecami do sciany. Innym razem siedziala w nogach lozka albo na skapo wyscielanym, drewnianym krzesle przy drzwiach do lazienki. Rozzloscila go pare razy, wiec kazal jej odejsc. Znikala rownie cicho, jak pojawiala sie. Ale wowczas tesknil za nia i pragnal jej powrotu – i wracala, sprawiajac, ze to tanie miejsce wydawalo sie bardziej luksusowe i wspaniale niz Plains Motel.

Zapadl w niespokojny sen.

Dwie godziny przed switem, nie mogac juz dluzej spac, wstal, wzial prysznic i ubral sie. Usiadl na lozku, pochylil sie nad kilkoma rozlozonymi na poscieli mapami i studiowal trase, ktora zamierzal podazac w srode. Wodzil po niej tam i z powrotem swoimi topornymi palcami.

Leland wiedzial, ze gdzies na tej trasie liczacej szescset mil bedzie musial zajac sie Doyle’em i chlopcem. Nie musial juz dluzej ukrywac tej prawdy przed samym soba. Courtney pomogla mu uswiadomic ja sobie. Musi ich zabic, tak jak zabil tego policjanta z drogowki, ktory probowal stanac miedzy nim a Courtney. Odkladanie tej rzeczy na pozniej bylo zbyt niebezpieczne. Jutro wieczorem beda mieli za soba dobrze ponad polowe drogi do San Francisco. Gdyby Doyle zdecydowal sie zmienic trase w ostatnim etapie podrozy, to Leland moglby zgubic ich na dobre.

A zatem jutro. Gdzies miedzy Lawrence, Kansas i Denver. Wreszcie Leland im odplaci, kazdemu, kto go upokorzyl i dzialal przeciwko niemu przez te ostatnie dwa lata. To bedzie poczatek. Od tej chwili nie pozwoli soba pomiatac. Kazdego nauczy szacunku. Szczescie znow sie do niego usmiechnie. Gdy Doyle i chlopiec nie beda stac na jego drodze, on i Courtney zaczna wspaniale zycie. Leland stanie sie dla niej wszystkim, i dlatego bedzie musiala z nim pozostac.

We wtorek wieczorem, kilka minut po 18.00, zadzwonil telefon z policyjnego laboratorium. Detektyw Ernie

Вы читаете Groza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату