– Z pewnoscia.

– Tam na gorze to nasz dom? – spytal Colin, wskazujac na samotne swiatla w oddali.

– Tak. I calkiem mila dzialka z mnostwem duzych drzew. – Wracajac tu po raz pierwszy jako wlasciciel domu wiedzial, ze miejsce to bylo warte kazdego centa, ktorego wydali, choc suma poczatkowo wydawala sie niebotyczna. Pomyslal o Courtney, czekajacej z niecierpliwoscia. Przypomnial sobie drzewo rosnace za oknem sypialni i zastanawial sie, czy beda czuwac wspolnie, az do switu, by zobaczyc poranne slonce pochylajace sie nad niebieska zatoka…

– Mam nadzieje, ze Courtney nie bedzie sie wsciekac o te wszystkie klamstwa – powiedzial Colin, wciaz patrzac poza obrzeza miasta, na ciemny ocean. – Popsulaby wszystko.

– Nie bedzie sie gniewac – zapewnil go Doyle, wiedzac, ze zly humor Courtney szybko minie. – Bedzie zadowolona, ze jestesmy cali i zdrowi.

Swiatla domu byly juz blisko, choc jego kontury skrywala sciana gleboko zacienionych drzew rosnacych z tylu.

Doyle zwolnil, szukajac wzrokiem podjazdu. Znalazl go i skrocil. Pod kolami zachrzescily tysiace owalnych kamyczkow.

Gdy wjechali za rog domu, ujrzeli furgonetke zaparkowana przed garazem.

24

Doyle wysiadl z uszkodzonego wozu po stronie pasazera i polozyl dlon na ramieniu Colina.

– Zostan w samochodzie – powiedzial. – Nie ruszaj sie nigdzie. Jesli zobaczysz, ze ktos wychodzi z domu, i ze to nie ja, wyskakuj z samochodu i biegnij do sasiadow. Najblizsi mieszkaja u podnoza ulicy.

– Czy nie powinnismy wezwac policji i…

– Nie ma na to czasu. Ten facet jest w srodku z Courtney. – Alex czul jak skreca mu sie zoladek i myslal, ze zwymiotuje. W glebi gardla pojawil sie gorzki plyn, ale zdolal go przelknac.

– Jeszcze kilka minut…

– I moze byc za pozno.

Doyle odwrocil sie od thunderbirda i ruszyl biegiem przez ciemny trawnik w strone drzwi frontowych, ktore byly uchylone.

Jak to bylo mozliwe? Kim byl ten czlowiek, ktory podazal za nimi gdziekolwiek zmierzali, ktory pojawial sie blisko nich, bez wzgledu na to, jak bardzo zmieniali plany? Kim u diabla byl ten osobnik, ktory zdolal ich wyprzedzic i czekal teraz na nich? Wydawal sie kims wiecej niz maniakiem. Byl niemal nadludzki, diabelski.

I co zrobil Courtney? Jesli skrzywdzil ja w jakikolwiek sposob…

Alexem targala wscieklosc i jednoczesnie przerazenie. Najgorsze bylo to, ze nie mozna bylo obronic bliskich, nawet jesli mialo sie odwage stawic czolo przemocy. Co wiecej, nie mozna bylo przewidziec, skad nadejdzie niebezpieczenstwo albo jaka przybierze postac.

Dotarl do drzwi frontowych, pchnal je i wszedl do srodka, zanim zdazyl pomyslec, ze byc moze wchodzi w zasadzke. Nagle przypomnial sobie az nadto wyraziscie caly ten spryt i zawzietosc, okazywane przez szalenca, gdy wymachiwal siekiera…

Doyle przypadl do podlogi tuz przy scianie, chowajac sie za stolikiem na telefon, by nie stanowic latwego celu. Rozejrzal sie szybko po pokoju.

Pomieszczenie bylo puste.

Palily sie wszystkie swiatla, ale szalenca w pokoju nie bylo. Nie bylo tez Courtney.

Dom byl cichy.

A moze zbyt cichy?

Przyciskajac plecy do sciany, przeszedl z living-roomu do jadalni, podczas gdy wlochaty dywan tlumil odglos krokow. Ale jadalnia byla pusta. W kuchni na stole rozlozono trzy talerze, noze, widelce i lyzki, a takze inne dodatki. Courtney przygotowala dla nich pozna przekaske.

Serce walilo mu bolesnie. Oddech byl tak chrapliwy i gleboki, ze Doyle byl przekonany, iz slychac go w calym domu.

Powtarzal w myslach: Courtney, Courtney, Courtney…

Maly gabinet i tylny ganek byly takze puste. Wszedzie panowal porzadek i lad – jak na dom, w ktorym mieszkala Courtney. Byl to dobry znak. Czyz nie? Zadnych sladow walki, przewroconych mebli, krwi…

– Courtney!

Poczatkowo chcial sie zachowywac cicho. Ale teraz wymowienie jej imienia wydawalo sie niezwykle wazne, jak gdyby to glosno wypowiedziane slowo bylo magicznym zakleciem zdolnym odwrocic to, co szaleniec jej uczynil.

– Courtney!

Brak odpowiedzi.

– Courtney, gdzie jestes?

Gdzies w glebi duszy Doyle wiedzial, ze powinien zachowywac sie cicho. Powinien zamilknac na minute i przemyslec sytuacje, zastanowic sie nad wariantami dzialania przed zrobieniem nastepnego kroku.

Nie pomoze Courtney ani Colinowi, jesli bedzie dzialal glupio i pochopnie i w rezultacie da sie zabic.

Jednak pod wplywem przygniatajacej ciszy panujacej w domu nie byl w stanie zachowywac sie racjonalnie.

– Courtney!

Pochylony, niczym zolnierz ladujacy na wrogiej plazy, wbiegl po schodach na gore, przeskakujac po dwa stopnie naraz… Gdy dotarl na szczyt, chwycil sie poreczy, by nie stracic rownowagi i zlapac oddech.

Wszystkie drzwi w korytarzu pierwszego pietra byly zamkniete, jak wieka pudelek z niespodzianka.

Goscinna sypialnia znajdowala sie najblizej. Pokonal trzema krokami szerokosc korytarza i otworzyl drzwi.

Przez chwile nie mogl zrozumiec tego, na co patrzy. Kartony, pudelka, papiery i inne smieci zalegaly srodek pokoju, tworzac gore zakrywajaca nowy dywan. Zrobil kilka krokow do przodu, przestepujac prog, dziwnie zaniepokojony tym bezsensownym balaganem.

Zza jego plecow, od strony drzwi, dobiegl niski, niespieszny glos”

– Odebrales mi ja.

Alex odwrocil sie, rzucajac sie jednoczesnie w lewo. Na prozno. Pomimo tego manewru pocisk uderzyl go i zwalil z nog.

W drzwiach stal wysoki, barczysty mezczyzna i usmiechal sie. Trzymal w reku pistolet bardzo podobny do tego, ktory Doyle kupil w Carson City i bezmyslnie pozostawil w samochodzie wtedy, gdy potrzebowal go najbardziej.

Myslal: to dowodzi, ze pacyfista nie moze zmienic sie w brutala w ciagu jednej nocy. Mozna napompowac go odwaga, ale nie mozna sprawic, by myslal w kategoriach przemocy…

To bylo glupie, ze takie mysli przelatywaly przez jego glowe wlasnie teraz. Wiec przestal o tym myslec i dal sie porwac ciemnosci o rubinowym kolorze.

Gdy George Leland ocknal sie z majaczen o farmie i ojcu, stwierdzil, ze siedzi na brzegu lozka Courtney. Piescil jej twarz jedna reka.

Jej cialo bylo sztywne jak gipsowy posag, gdy wila sie skrepowana. Probowala cos powiedziec, pomimo tasmy samoprzylepnej, i zaczela plakac.

– W porzadku – rzekl Leland. – Zajalem sie nim.

Wygiela sie gwaltownie, probujac strzasnac jego dlon.

Leland patrzyl na pistolet, ktory trzymal w drugiej rece, i uswiadomil sobie, ze postrzelil Doyle’a tylko raz. Moze ten sukinsyn nie umarl. Leland powinien wrocic i upewnic sie.

Ale nie chcial opuscic Courtney.

Pragnal dotykac jej jeszcze, moze nawet kochac sie z nia. Czuc jak miekka, ciepla skora dziewczyny przeslizguje sie pod zrogowacialymi opuszkami jego palcow. Cieszyc sie nia. Cieszyc sie byciem przy Courtney.

Вы читаете Groza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату