Wymachiwal trzema podniesionymi palcami. – Trzy powazne powody, dla ktorych nie powinna pani tak pochopnie sie obwiniac.

– Moze ma pan racje, ale ja wciaz…

– Mam racje – stwierdzil zdecydowanie. – Nie ma tu zadnego „moze”. Prosze odpoczac, doktor Tracy.

Jakas kobieta o ostrym, nosowym glosie poszukiwala doktora Hannaporta przez radiowezel szpitalny.

– Dziekuje, ze poswiecil mi pan czas. Byl pan nad wyraz uprzejmy.

– Prosze wrocic tu wieczorem i porozmawiac z dziewczynka, jesli pani chce. Jestem pewny, ze ona nie ma do pani zalu.

Odwrocil sie i szybkim krokiem wyszedl z barwnej poczekalni. Powiewaly za nim poly bialego fartucha.

Carol podeszla do automatu telefonicznego i zadzwonila do swojego gabinetu. Wyjasnila sytuacje sekretarce, Thelmie, i poprosila o umowienie dzisiejszych pacjentow na inny termin. Potem zadzwonila do domu, a Paul odebral po trzecim sygnale.

– Wlasnie wychodzilem – powiedzial. – Musze pojechac do biura O’Briana i wziac nowy zestaw formularzy. Nasze dokumenty zginely wczoraj w tym balaganie. Jak na razie, zapowiada sie taki dzien, ze lepiej bylo nie wstawac.

– U mnie to samo.

– Co sie stalo?

Opowiedziala o wypadku i strescila rozmowe z doktorem Hannaportem.

– Moglo byc gorzej – podsumowal Paul. – Trzeba przynajmniej sie cieszyc, ze nikt nie zostal zabity lub okaleczony.

– Wszyscy mi to powtarzaja: „Moglo byc gorzej, Carol”, ale i tak czuje sie okropnie.

– Nic ci sie nie stalo?

– Nie. Juz ci mowilam.

– Nie mam na mysli urazu fizycznego. Czy pozbieralas sie emocjonalnie? Slysze, ze jestes roztrzesiona.

– Bo tak jest. Ale tylko troszeczke.

– Przyjade do szpitala – zdecydowal.

– Nie, nie. To niekonieczne.

– Jestes pewna, ze mozesz prowadzic?

– Bez problemu przyjechalam tu po wypadku, a teraz czuje sie lepiej niz wtedy. Nic mi nie bedzie. Zamierzam teraz podjechac do Grace. Mam stad blizej niz do domu. Musze wyczyscic, wysuszyc i wyprasowac ubranie. Musze tez wziac prysznic. Chyba zjem z nia wczesna kolacje, a potem wroce do szpitala w czasie odwiedzin.

– Kiedy bedziesz w domu?

– Prawdopodobnie nie przed wpol do dziewiatej.

– Bede za toba tesknil.

– Ja za toba tez.

– Pozdrow ode mnie Grace – poprosil. – I powiedz jej, ze uwazam ja za nowego Nostradamusa.

– Co to ma znaczyc?

– Grace dzwonila do mnie. Powiedziala, ze miala ostatnio dwa koszmarne sny i ty wystepowalas w obu. Obawiala sie, ze cos ci sie moze przydarzyc.

– Powaznie?

– Tak. Byla tym zaniepokojona. Bala sie, ze uznam to za objaw starzenia sie albo czegos podobnego.

– Opowiedziales jej o wczorajszej burzy?

– Tak. Miala przeczucie, ze jeszcze cos moze sie wydarzyc, cos zlego.

– I stalo sie.

– Skora cierpnie, co?

– Zdecydowanie – zgodzila sie Carol. Przypomniala sobie wlasny koszmar senny: czarna proznia, polyskujacy, zblizajacy sie srebrzysty przedmiot.

– Jestem pewny, ze Grace ci o tym opowie. A my zobaczymy sie wieczorem.

– Kocham cie – powiedziala Carol.

– Ja tez cie kocham.

Odlozyla sluchawke i wyszla na parking.

Szaroczarne chmury klebily sie na niebie, ale tylko mzylo. Wiatr wciaz byl zimny i ostry; wygrywal na przewodach wysokiego napiecia cos, co brzmialo jak roj rozwscieczonych os.

W separatce staly dwa lozka, ale drugie bylo wolne.

Dziewczynka lezala pod szeleszczacym przescieradlem i kremowym kocem, wpatrujac sie w dzwiekochlonny sufit. Bolala ja glowa i czula tepe pulsowanie, pieczenie kazdego skaleczenia i otarcia; wiedziala jednak, ze nie jest powaznie ranna.

Strach, a nie bol, byl jej najgorszym wrogiem. Przerazalo ja to, ze nie moze sobie przypomniec, kim jest. Z drugiej strony opanowalo ja niewytlumaczalne uczucie, ze pamietanie o przeszlosci byloby czyms glupim i niebezpiecznym. Nie wiedzac czemu, podejrzewala, iz calkowita pamiec oznacza dla niej smierc; to osobliwe przeswiadczenie przerazalo ja bardziej niz cokolwiek.

Zdawala sobie sprawe, ze amnezja nie byla wynikiem wypadku. Pamietala jak przez mgle, ze szla po ulicy w deszczu minute lub dwie przed rzuceniem sie pod kola volkswagena. Wtedy tez byla zdezorientowana, przestraszona, niezdolna przypomniec sobie wlasnego nazwiska, calkiem obca w tym miescie i nieswiadoma, jak sie tu dostala. Nic jej pamieci zdecydowanie urywala sie przed wypadkiem.

Zastanawiala sie, czy to mozliwe, aby jej amnezja pelnila funkcje tarczy chroniacej przed jakims strasznym faktem z przeszlosci. Czy zapomnienie jest w pewnym stopniu rownoznaczne z bezpieczenstwem?

Dlaczego? Co mi moze grozic? Od czego ja uciekam? – pytala siebie.

Czula, ze odzyskanie tozsamosci jest niemozliwe. Wlasciwie bylo w zasiegu reki. Miala wrazenie, ze przeszlosc lezy na dnie mrocznej dziury, tuz-tuz – musi tylko zebrac sily i osmielic sie wsadzic dlon w to ciemne miejsce, i po omacku szukac prawdy.

Gdy jednak czynila wysilki, by cos sobie przypomniec, gdy zaglebiala sie w te dziure, strach narastal, az przestawal byc zwyczajnym strachem, a stawal sie koszmarem nie do wytrzymania. Zoladek zmienial sie w supel, gardlo puchlo, cialo oblepial tlusty pot, a zawrot glowy prowadzil niemal do zaslabniecia.

Na krawedzi nieswiadomosci ujrzala i uslyszala cos niepokojacego, ostrzegajacego – niewyrazny fragment snu, wizji, ktorej nie mogla do konca rozpoznac. Byl to jeden dzwiek i jeden tajemniczy obraz. Obraz hipnotyczny, lecz prosty: szybki blysk swiatla, srebrzysty blask nie calkiem widzianego przedmiotu hustajacego sie tam i z powrotem w glebokim cieniu; moze swiecace wahadlo. Dzwiek natomiast byl wyrazisty i grozny, ale nierozpoznawalny; odglos glosnego walenia, a zarazem cos wiecej.

Lup! Lup! Lup!

Szarpnela sie, zadrzala jak uderzona.

Lup!

Chciala krzyczec, lecz nie mogla.

Zdala sobie sprawe, ze zaciska piesci, a w nich przesiakniete potem przescieradlo.

Lup!

Przestala przypominac sobie, kim jest.

Moze lepiej, ze nie wiem – pomyslala.

Serce stopniowo wracalo do normalnego rytmu; mogla tez oddychac, nie sapiac. Zoladek sie rozluznil.

Stukajacy dzwiek zniknal.

Po chwili spojrzala w okno. Stado duzych czarnych ptakow kolowalo po burzliwym niebie.

Co mi sie przydarzy? – zastanawiala sie.

I nawet kiedy przyszla pielegniarka, a chwile pozniej dolaczyl do niej lekarz, dziewczynka czula sie przerazajaco samotna.

ROZDZIAL 5

Вы читаете Maska
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату