niepodobne – rzekla zmartwiona.
Na otwartych drzwiach widnial numer 316.
Carol weszla niepewnie do bialo-niebieskiego pokoju szpitalnego i zatrzymala sie tuz za progiem.
Dziewczynka siedziala na lozku stojacym najblizej okna. Odwrocila glowe, gdy zdala sobie sprawe, ze nie jest juz sama, a kiedy spojrzala na Carol, niebieskoszare oczy nie zdradzaly, ze ja rozpoznaje.
– Czy moge wejsc? – spytala Carol.
– Oczywiscie.
Podeszla do lozka.
– Jak sie czujesz?
– W porzadku.
– Majac te wszystkie otarcia, skaleczenia i siniaki trudno jest czuc sie dobrze.
– O, az tak strasznie nie oberwalam. Jestem tylko troche podrapana. Od tego sie nie umiera. I wszyscy sa dla mnie tacy mili.
– A jak twoja glowa?
– Bolala mnie, kiedy tu przyszlam, ale juz przestala.
– A widzenie podwojne?
– Nic takiego nie mam – odparla dziewczynka. Kosmyk zlotych wlosow wysunal sie zza jej ucha i opadl na policzek; zatknela go na miejsce. – Pani jest lekarzem?
– Tak. Nazywam sie Carol Tracy.
– Moze pani do mnie mowic Jane. Tak jest napisane na mojej karcie. Jane Doe. Dobre jak kazde inne. Moze byc nawet o wiele ladniejsze niz moje prawdziwe imie. Moze naprawde nazywam sie Zelda albo Myrtle, albo jeszcze smieszniej. – Pieknie sie usmiechnela. – Pani jest kolejnym lekarzem, ktory przyszedl mnie zobaczyc. Tak naprawde, ilu ich mam?
– Ja nie jestem twoim lekarzem – odparla Carol. – Znalazlam sie tu poniewaz… coz… to pod moj samochod wpadlas.
– Och. Hej, hej. Strasznie mi przykro. Mam nadzieje, ze uszkodzenia nie sa powazne.
Zaskoczona reakcja dziewczynki i szczerym wyrazem troski na jej twarzy, Carol rozesmiala sie.
– Na litosc boska, kochanie, nie martw sie o moj samochod. Twoje zdrowie jest wazne, nie volkswagen. I to ja powinnam cie przepraszac. Czuje sie okropnie.
– Nie powinna pani – odrzekla dziewczynka. – Mam jeszcze wszystkie zebra i zadna z kosci nie jest zlamana, a doktor Hannaport mowi, ze chlopcy nadal beda sie mna interesowac. – Usmiechnela sie z zazenowaniem.
– Z pewnoscia ma racje co do chlopcow – powiedziala Carol. – Jestes bardzo ladna.
Grymas zaklopotania przeszedl w niesmialy usmiech i dziewczynka spuscila wzrok na koldre, rumieniac sie.
– Mialam nadzieje, ze zastane tu twoich bliskich.
Mala starala sie zachowac wesoly wyraz twarzy, ale kiedy podniosla wzrok, w jej oczach widac bylo strach i zwatpienie.
– Mysle, ze jeszcze nie zglosili mojego zaginiecia. Ale to tylko kwestia czasu.
– Czy w ogole pamietasz cos ze swojej przeszlosci?
– Jeszcze nie. Ale przypomne sobie. – Wyprostowala kolnierzyk koszuli nocnej i wygladzila koldre. – Doktor Hannaport twierdzi, ze wszystko prawdopodobnie wroci do normy, jesli nie bede przypominala sobie na sile. Mowi, ze na szczescie nie mam calkowitej amnezji. Takiej, kiedy czlowiek nawet zapomina, jak sie czyta i pisze. Ze mna wcale nie jest tak zle! Do diabla, nie. Na szczescie nie musze sie od nowa uczyc czytac, pisac, dodawac, odejmowac, mnozyc, dzielic. Ale nudy! – Skonczyla wygladzanie koldry i znow podniosla wzrok. – W kazdym razie najprawdopodobniej odzyskam pamiec za dzien czy dwa.
– Jestem pewna, ze tak – powiedziala Carol, chociaz wcale nie byla o tym przekonana. – Moze czegos ci potrzeba?
– Nie. Mam wszystko. Nawet male tubki pasty do zebow.
– A jakies ksiazki, czasopisma?
Dziewczynka westchnela.
– Wynudzilam sie dzisiaj jak mops. Sadzi pani, ze maja tu jakies czasopisma?
– Chyba tak. Co lubisz czytac?
– Wszystko. Z tego, co pamietam, uwielbiam czytac. Ale nie moge sobie przypomniec zadnych tytulow ksiazek czy czasopism. Smieszna ta amnezja, prawda?
– Zabawna – przytaknela Carol. – Poczekaj chwile. Zaraz wracam.
W dyzurce pielegniarek na koncu korytarza wyjasnila, kim jest, i zalatwila wypozyczenie malego telewizora dla Jane Doe.
Oddzialowa – krepa, siwowlosa kobieta, ktora nosila okulary zawieszone na lancuszku – odezwala sie”
– Taka slodka dziewczynka. Wszystkich oczarowala. Nie skarzy sie na nic, nie powie zlego slowa. Niewielu nastolatkow okazuje takie opanowanie.
Carol zjechala winda na parter i w kiosku z gazetami kupila „Hershey Bar”, „Almond Joy” i szesc czasopism odpowiednich dla mlodej dziewczyny. Zanim wrocila do pokoju 316, siostra dyzurna skonczyla instalowanie telewizora.
– Nie powinna pani tego wszystkiego robic – powiedziala Jane. – Kiedy przyjada moi rodzice, dopilnuje, zeby zwrocili pani pieniadze.
– Nie przyjme ani grosza – odparla Carol.
– Ale…
– Zadnych ale.
– Nie trzeba mnie rozpieszczac. Czuje sie dobrze. Naprawde. Jesli pani…
– Ja cie nie rozpieszczam, kochanie. Uwazam czasopisma i telewizje za forme terapii. Wlasciwie dzieki nim mozesz przelamac amnezje.
– Co pani ma na mysli?
– Coz, jesli ogladajac telewizje, zobaczysz jakis program, ktory widzialas juz wczesniej, i przypomnisz go sobie, moze to wywolac reakcje lancuchowa w twoich wspomnieniach.
– Tak pani uwaza?
– To lepsze niz siedziec i gapic sie na sciany czy przez okno. Tutaj nic nie uruchomi twojej pamieci, bo nie wiaze sie z przeszloscia. Ale jest szansa, ze telewizja dokona tej sztuki.
Dziewczyna wlaczyla telewizor pilotem. Nadawano popularna komedie.
– Znasz to? – spytala Carol.
Potrzasnela glowa.
– Nie.
Lzy blysnely w kacikach jej oczu.
– Hej, nie zalamuj sie – prosila Carol. – Byloby zdumiewajace, gdyby uzdrowienie nastapilo natychmiast. To musi troche potrwac.
Mala kiwnela glowa i przygryzla warge, starajac sie nie plakac.
Carol przysunela sie, wziela ja za reke; byla chlodna.
– Wroci pani jutro? – spytala Jane drzacym glosem.
– Oczywiscie, ze tak.
– Chodzi mi o to, czy nie pokrzyzuje pani planow.
– Na pewno nie.
– Czasem…
– Co?
Dziewczynka zadrzala.
– Czasem tak sie boje.
– Nie boj sie, kochanie. Prosze. Wszystko sie ulozy. Zobaczysz. Swiadomosc wroci ci szybciej, niz sie spodziewasz.
Carol pragnela powiedziec cos wiecej niz te kilka frazesow, ale stwierdzila, ze nie potrafi, gdyz i ja dreczyly watpliwosci.