– Nie ma powodu do niepokoju.

– Ale cos jest nie tak – upierala sie Grace.

Arystofanes zamruczal, przekrecil sie na grzbiet, dopraszajac sie pieszczot.

Brad poglaskal go i zostal nagrodzony glosniejszym mruknieciem.

– Przestal jesc?

– Nie – odparla Grace. – Caly czas ma apetyt.

– Wymioty?

– Nie.

– Biegunka?

– Nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu jest… inny. Nie taki jak przedtem. Niepokoi mnie jego stan psychiczny, nie fizyczny. Niszczy sprzety i zalatwia sie na fotel. Wdrapuje sie na najwyzsze meble. A ostatnio wciaz sie podkrada, chowa przede mna i obserwuje mnie, kiedy mysli, ze go nie widze.

– Wszystkie koty sie podkradaja. – Brad zmarszczyl brwi. – Taka juz natura tych bestii.

– Ari nie mial takiego zwyczaju – odrzekla Grace. – W kazdym razie w ciagu ostatnich paru dni bardzo sie zmienil. Nie jest juz taki przymilny jak do tej pory. Nie chce, zeby go piescic ani przytulac.

Wciaz marszczac brwi, Brad spojrzal na Grace.

– Moja droga, spojrz tylko na niego.

Ari dalej lezal na grzbiecie. Wyraznie byl zadowolony z uwagi, jaka mu poswiecano, i z glaskania po brzuchu. Uderzal ogonem o stalowy stol. Podniosl jedna lape i dla zartu uderzal nia w duza, twarda dlon doktora.

– Wiem, co pan mysli. Jestem stara kobieta. Stare kobiety miewaja smieszne pomysly – powiedziala Grace, wzdychajac.

– Nie. Nic takiego nie pomyslalem.

– Stare kobiety sa obsesyjnie przywiazane do swoich zwierzakow, bo czasem to jedyni ich towarzysze, jedyni prawdziwi przyjaciele.

– Jestem przekonany, ze to nie dotyczy pani, Grace. Ma pani przeciez tylu przyjaciol w tym miescie. Ja tylko…

Usmiechnela sie i poklepala go po policzku.

– Prosze tak energicznie nie zaprzeczac, Brad. Wiem, co panu przemknelo przez mysl. Niektore stare kobiety tak boja sie utracic swojego zwierzaka, ze oznaki choroby widza tam, gdzie ich nie ma. Pana reakcja jest zrozumiala. Nie obrazam sie. Ale martwie sie, bo wiem, ze Ariemu cos dolega.

Brad znow spojrzal na kota, ciagle drapiac go po brzuchu, i spytal”

– Czy karmi go pani w ten sam sposob?

– Tak. Dostaje te sama kocia karme, o tych samych porach dnia i w tej samej ilosci jak zawsze.

– Czy producent zmienial ostatnio sklad karmy?

– To znaczy?

– Czy na przyklad na opakowaniu pojawil sie napis „nowosc” albo „bogatszy smak”?

Pomyslala nad tym przez chwile, potem potrzasnela glowa.

– Chyba nie.

– Czasem, kiedy zmieniaja recepture, dodaja nowy konserwant albo barwnik lub polepszacz smaku, niektore koty reaguja na to alergia.

– Ale to przeciez reakcja fizyczna, prawda? A jak mowilam, u Ariego zaobserwowalam zmiane osobowosci.

Brad pokiwal glowa.

– Z pewnoscia pani wie, ze niektore skladniki zywnosci moga powodowac zmiany w zachowaniu hiperaktywnych dzieci. Leczenie polega na wyeliminowaniu z pozywienia niepozadanego skladnika. Zwierzeta moga reagowac podobnie. Z tego, co wiem od pani, Arystofanes bywa sporadycznie hiperaktywny i moze reagowac na nieznaczna zmiane w skladzie pokarmu dla kotow. Prosze przestawic go na inny rodzaj, poczekac tydzien, az jego organizm sie oczysci, a prawdopodobnie znow bedzie starym Arim.

– A jesli nie?

– Wtedy prosze go przyniesc i zostawic u mnie na pare dni, a je go gruntownie przebadam. Radze jednak przede wszystkim zmiane diety, zanim zaczniemy naprawde sie martwic i wydawac pieniadze.

Stara sie byc wyjatkowo sympatyczny – pomyslala Grace. – Po prostu rozpieszcza stara dame.

– Dobrze. Sprobuje karmic go czyms innym. Ale jesli w ciagu tygodnia nic sie nie zmieni, poprosze o zrobienie kompletu badan.

– Oczywiscie.

– Musze wiedziec, co sie z nim stalo.

Na stole ze stali nierdzewnej Arystofanes mruczal, radosnie machal dlugim ogonem i wygladal denerwujaco normalnie.

Pozniej, w domu, tuz za drzwiami wejsciowymi, kiedy Grace odpiela wieko wyscielanego koszyka podroznego i podniosla je, Arystofanes wyskoczyl z zamkniecia z sykiem i prychaniem, ze zjezonym futrem, polozonymi uszami i dzikim wzrokiem. Zadrapal jej dlon pazurami i miauknal, kiedy strzasnela go z siebie. Pomknal korytarzem, zniknal w kuchni, gdzie przez specjalnie dla niego zrobione wyjscie czmychnal na podworze.

Zaszokowana Grace gapila sie na dlon. Pazury Ariego zrobily trzy krotkie bruzdy, ktore po chwili zaczely krwawic.

W piatek o pierwszej po poludniu Carol przyjela ostatnia pacjentke – Kathy Lombino, pietnastoletnia dziewczynke stopniowo wychodzaca z anoreksji. Piec miesiecy temu, kiedy po raz pierwszy przyprowadzono ja do Carol, Kathy wazyla zaledwie trzydziesci siedem kilogramow, co najmniej pietnascie ponizej normy. Balansowala na krawedzi smierci glodowej. Czula wstret na sam widok pokarmow, a nawet mysl o jedzeniu. Stawiano ja przed lustrem, sadzac, ze zalosny widok wychudzonego ciala wplynie na zmiane jej postawy. Niestety, nie dawala sie przekonac, twierdzila, ze jest gruba. Teraz wazyla czterdziesci piec kilo, wciaz zbyt malo, ale przynajmniej nie istnialo juz niebezpieczenstwo zgonu. Utrata szacunku oraz zaufania do samego siebie niemal zawsze sa przyczyna anoreksji, a Kathy znow zaczynala sie lubic – pewny znak, ze weszla na droge prowadzaca znad przepasci. Nie odzyskala jeszcze normalnego apetytu, ale rozumiala, ze powinna jesc, nawet jesli nie ma na to checi. Do zupelnego wyzdrowienia bylo jeszcze daleko, lecz najgorsze miala za soba; z czasem znow jedzenie zacznie sprawiac jej przyjemnosc. Wyniki leczenia Kathy dostarczaly Carol niemalej satysfakcji, a dzisiejsza sesja potwierdzala, ze zachodzi pewien postep.

Kilka minut pozniej, o drugiej, Carol pojechala do szpitala. W kiosku z upominkami kupila talie kart i miniaturowa szachownice z figurkami wielkosci pieciocentowek.

Na gorze, w 316, gral telewizor, a Jane czytala czasopismo. Podniosla wzrok, kiedy weszla Carol i powiedziala”

– Pani naprawde przyszla.

– Obiecalam ci, prawda?

– Cos pani przyniosla.

– Karty, szachy. Sadze, ze pomoga ci zabic nude.

– Przeciez prosilam, zeby mi pani nic nie kupowala.

– Hej, a czy ja twierdze, ze ci je daje? W zadnym razie. Ja ci je pozyczam, dziecinko. I oczekuje zwrotu. I niech beda w rownie dobrym stanie jak teraz, bo pozwe cie do Sadu Najwyzszego i zazadam zadoscuczynienia za szkody.

Jane wyszczerzyla zeby.

– Alez z pani twardziel.

– Jem gwozdzie na sniadanie.

– Nie wchodza pani w zeby?

– Wyciagam je szczypcami.

– Czy je pani tez drut kolczasty?

– Nigdy na sniadanie. Od czasu do czasu na lunch.

Obie sie rozesmialy, a Carol spytala”

– A zatem, czy grasz w szachy?

– Nie wiem. Nie pamietam.

Вы читаете Maska
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату