Nie skoncze.

– Ilu lat nie skonczysz?

Szesnastu.

– Teraz masz pietnascie?

Tak.

– I sadzisz, ze nie dozyjesz szesnastu? Tak?

Nie dozyje.

– Dlaczego?

Nowe kropelki potu pojawily sie na linii wlosow.

– Dlaczego nie dozyjesz swoich urodzin? – powtorzyla Carol.

Tak jak przedtem, dziewczynka ze zloscia zaatakowala notes flamastrem.

– Przestan – rozkazala Carol. – Odprez sie, uspokoj i odpowiedz na moje pytanie. – Wydarla zniszczona stronice i odrzucila ja. – Dlaczego nie dozyjesz swoich szesnastych urodzin, Millie?

Glowa.

A wiec wrocilismy do tego – pomyslala Carol.

– Co z twoja glowa? Co jest nie tak?

Obciac.

Carol przez chwile wpatrywala sie w napisane slowo, a potem podniosla wzrok na twarz dziewczynki.

Millie-Jane usilowala zachowac spokoj, zgodnie z zyczeniem Carol, ale w rozbieganych oczach kryla sie zgroza. Wargi calkiem stracily kolor i dygotaly. Pod struzkami potu plynacymi z czola skora swiecila jak wosk i byla biala jak maka.

Dalej bazgrala cos szalenczo; wciaz to samo: obciac, obciac, obciac, obciac, obciac… Przyciskala flamaster z taka sila, ze koncowka pisaka zmienila sie w bezksztaltna miazge.

Moj Boze – pomyslala Carol – to jak reportaz na zywo z otchlani piekla.

Laura Havenswood. Millicent Parker. Jedna dziewczynka krzyczala z bolu, gdy trawily ja plomienie; druga byla ofiara dekapitacji. Coz kazda z tych dziewczynek miala wspolnego z Jane Doe? Nie mogla przeciez byc obiema z nich. Moze nie byla zadna. Moze tylko je znala? Albo stanowily wytwory jej wyobrazni?

Chryste, co tu sie dzieje? – zastanawiala sie Carol.

Polozyla reke na piszacej dloni i zatrzymala zgrzytajacy flamaster. Spokojnym monotonnym glosem powiedziala Millie-Jane, ze wszystko w porzadku, ze jest calkowicie bezpieczna i musi sie odprezyc.

Oczy dziewczynki przestaly nerwowo krazyc. Opadla na krzeslo, rozluzniona.

– W porzadku. Sadze, ze na dzis wystarczy, kochanie.

I znow, uzywajac zegara wyobrazni, przeniosla ja do terazniejszosci.

Przez kilka sekund wszystko szlo zgodnie z planem, ale nagle, bez ostrzezenia, Jane zerwala sie z krzesla, zrzucajac notes z kolan i ciskajac pisak. Jej blada twarz nabiegla krwia, a lagodny wyraz twarzy ustapil miejsca wscieklosci.

Carol podniosla sie z kleczek i stanela przed Jane.

– Kochanie, co sie stalo?

Dziewczyna, patrzac ze wsciekloscia, zaczela wrzeszczec, opryskujac Carol slina.

– Cholera! Ta suka to zrobila! Pieprzona, cholerna suka!

To nie byl glos Jane.

Ani glos Laury.

To byl nowy glos, trzeci, o specyficznym brzmieniu, a Carol przeczuwala, ze nie nalezal do niemej Millicent Parker. Pojawila sie nowa osoba.

Dziewczynka stala sztywna, wyprostowana, z rekami opuszczonymi, zacisnietymi w piesci, gapiac sie gdzies przed siebie. Na twarzy malowal sie gniew.

– Ta kurewska suka to zrobila! Znow mi to zrobila!

Krzyczala na caly glos, wyzywajac, przeklinajac, klnac, jeczac. Carol probowala ja uciszyc, ale nie bylo to latwe. Dopiero po wielokrotnych probach pacjentka zaczela sie kontrolowac, przestala wrzeszczec, ale na twarzy pozostal gniew.

Trzymajac ja za ramiona, stojac twarza w twarz, Carol spytala”

– Jak sie nazywasz?

– Linda.

– A na nazwisko?

– Bektermann.

A wiec jeszcze inna osoba – pomyslala Carol. Kazala jej przeliterowac nazwisko.

– Gdzie mieszkasz, Linda?

– Second Street.

– W Harrisburgu?

– Tak.

Bylo to zaledwie o kilka przecznic od Front Street, a wiec adresu podanego przez Millicent Parker.

– Jak sie nazywa twoj ojciec, Lindo?

– Herbert Bektermann.

– A twoja matka?

To pytanie wywolalo u Lindy podobna reakcje jak u Millie. Nagle stala sie nerwowa i zaczela krzyczec.

– Suka! O Boze, co ona mi zrobila! Podla, kurewska suka! Nienawidze jej. Nienawidze jej!

Carol uspokoila ja i szybko zmienila temat.

– Ile masz lat, Lindo?

– Jutro sa moje urodziny.

Carol zmarszczyla brwi.

– Czy znow rozmawiam z Millicent?

– Kto to jest Millicent?

– Czy rozmawiam wciaz z Linda?

– Tak.

– Ile lat skonczysz?

– Nie skoncze.

Carol zamrugala oczami.

– Masz na mysli, ze nie dozyjesz swoich urodzin?

– Zgadza sie.

– Czy to szesnaste urodziny?

– Tak.

– Teraz masz pietnascie lat?

– Tak.

– Dlaczego myslisz, ze umrzesz?

– Bo wiem, ze umre.

– Skad wiesz?

– Bo juz umarlam.

– Juz umierasz?

– Umarlam.

– Juz umarlas?

– Umre.

– Wyrazaj sie scisle, prosze. Mowisz, ze juz umarlas? Czy tez twierdzisz, ze masz wkrotce umrzec?

– Tak.

– To znaczy co?

– I tak, i tak.

Carol czula sie jak w domu wariatow.

– Dlaczego uwazasz, ze umrzesz, Lindo?

– Ona mnie zabije.

– Kto?

Вы читаете Maska
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату