– Tak. Mysle, ze nie mozna ustawac w burzeniu muru, ktory zagradza droge do jej pamieci.

– To nieuczciwe.

– Hm?

– Bo to praca – stwierdzil. – Mnie nie pozwolilas zabrac pracy na urlop. Stosujesz dwa rozne kryteria, pani doktor Tracy.

– Dwa kryteria, pocaluj mnie w dupe, panie doktorze Tracy. Potrzebuje tylko pol godziny dziennie na terapie Jane. To cos zupelnie innego niz taszczenie maszyny do pisania i walenie w klawisze dziesiec godzin dziennie. Nie zdajesz sobie sprawy, ze wszystkie wiewiorki, jelenie i kroliki beda sie uskarzac na halas?

Juz pozniej, kiedy lezeli w lozku przy zgaszonych swiatlach, Paul ciagnal”

– Do diabla, jestem niewolnikiem ksiazek. Najwyzszy czas, abym sie zbuntowal i zostawil te robote na dziesiec dni. Byloby to nawet z pozytkiem dla powiesci, gdybym mial troche czasu na przemyslenie. Pojade z toba i Jane jutro i nie zabiore maszyny do pisania. Dobra? Nie zabiore nawet olowka.

– Nie – odparla Carol.

– Nie?

– Jesli znajdziesz sie w gorach, chce, zebys calkiem zapomnial o ksiazce. Chce, zebysmy chodzili na dlugie spacery po lesie, plywali lodka po jeziorze i wedkowali, i przeczytali pare ksiazek, i zachowywali sie jak wloczykije, ktorzy nie znaja slowa „praca”. Jesli nie skonczysz tej sceny przed wyjazdem, przez caly pobyt bedziesz o niej myslal. Ani przez chwile nie bedziesz zrelaksowany, a ja przy tobie tez. I nie mow mi, ze nie mam racji. Znam cie lepiej niz sama siebie, ty draniu. Zostan tutaj, napisz zakonczenie sceny, a potem odjedziesz do nas w niedziele.

Pocalowala go na dobranoc, poprawila poduszke i ulozyla sie do snu.

Lezal w ciemnosci, myslac o slowach ulozonych we wczorajszej grze.

S

M

P K I

O S T R Z E

G E R

Z A M O R D O W A C

Z

E

B

I to jedno, ktorego ujawnienia odmowil: CAROL…

Dalej uwazal, ze dobrze zrobil, zachowujac je dla siebie. Niepotrzebnie by sie martwila. Bo coz mogla zrobic? Nic. Ani ona, ani on nic na to nie mogli poradzic. Pozostawalo tylko czekac i patrzec. Zagrozenie – jesli rzeczywiscie istnialo – moglo pochodzic z dziesiatkow albo setek tysiecy zrodel. Moglo nadejsc o kazdej porze, gdziekolwiek. W domu czy w gorach. Wszystkie miejsca byly rownie bezpieczne – albo niebezpieczne.

Jakkolwiek by na to patrzec, moze pojawienie sie tych szesciu slow stanowilo tylko zbieg okolicznosci. Niewiarygodny, lecz pozbawiony znaczenia zbieg okolicznosci.

Gapil sie w ciemnosc, usilujac przekonac sam siebie, ze nie istnieja takie rzeczy, jak przeslania ze swiata duchow, omeny i jasnowidzenie. A jeszcze tydzien temu w ogole nie myslal o takich problemach.

Krew.

Pozbyc sie jej, zetrzec, kazda parszywa krople, zmyc ja szybko, szybko splukac, kazdy obciazajacy slad, zmyc, zanim ktokolwiek odkryje, zanim ktos zobaczy i zrozumie, co zostalo popelnione, zmyc ja, zmyc…

Jane ocknela sie w lazience. Znow chodzila we snie.

Ze zdziwieniem stwierdzila, ze jest naga. Podkolanowki, majteczki i koszulka lezaly rozrzucone na podlodze.

Stala przed umywalka, wycierajac sie mokrym recznikiem. Spojrzala na swoje odbicie w lustrze i zamarla.

Miala twarz umazana krwia.

Jej slodko zaokraglone nagie piersi blyszczaly od kropel krwi.

Nagle zrozumiala, ze to nie jej krew. To nie ona byla ofiara. To ona bila, rabala.

O Boze.

Wpatrywala sie w swoje makabryczne odbicie, chorobliwie zafascynowana widokiem wilgotnych od krwi warg.

– Co ja zrobilam?

Powoli opuscila wzrok na purpurowa szyje i nizej, na odbicie prawej brodawki sutkowej, z ktorej zwisala obfita, karminowa kropla krwi. Blyszczaca perla krwi drgala przez chwile na koniuszku nabrzmialego sutka, a potem poddala sie sile ciazenia i spadla.

Oderwala wzrok od lustra i podazyla za ta karminowa lza, szukajac jej sladu na podlodze.

Nie bylo.

Spojrzala na swoje cialo. Bylo czyste, leciutko zarozowione. Dotknela nagich piersi. Byly wilgotne, zroszone woda. Dotknela ramion. Nigdzie sladu krwi.

Podniosla recznik, dotknela ciala. Puszysty material wchlonal kropelki wody z jej ramion.

Zdumiona, raz jeszcze spojrzala w lustro i ponownie ujrzala krew.

To wyobraznia – pomyslala. – Niesamowite zludzenie. To wszystko. Nikogo nie zranilam. Nie przelalam niczyjej krwi.

Kiedy starala sie zrozumiec, co zaszlo, jej odbicie w lustrze zaczelo znikac, a szklana tafla poczerniala. Przeistoczyla sie w okno wychodzace na inny wymiar, nieodbijajace zadnego z przedmiotow znajdujacych sie w lazience.

To jakis sen – pomyslala. – Gdy tymczasem leze w lozku i tylko mi sie sni, ze jestem w lazience. I moge polozyc temu kres, budzac sie.

Z drugiej strony, jesli to sen, to czemu tak realnie czuje zimna terakote pod nagimi stopami? Jesli to naprawde tylko sen, czy czulaby zimna wode na nagich piersiach?

Zadrzala.

W mrocznej prozni po drugiej stronie lustra, w oddali cos migotalo.

Obudz sie!

Cos srebrzystego. Blysnelo jeszcze raz i jeszcze raz, tam i z powrotem. Przedmiot stawal sie coraz wiekszy.

Na litosc boska, obudz sie!

Chciala biec. Nie mogla.

Chciala krzyczec. I nic.

W pare sekund migocacy przedmiot wypelnil lustro, odepchnal ciemnosc, z ktorej sie wylonil, i w jakis sposob wyrwal sie z lustra bez rozbijania szkla. Wyskoczyl z prozni do lazienki jednym, ostatnim, smiertelnym zamachem. Dostrzegla, ze to siekiera opuszczajaca sie na jej twarz. Stalowe ostrze blyszczalo jak wypolerowane srebro we fluoryzujacym swietle. Gdy ostra krawedz siekiery nieublaganie opadala na glowe Jane, nogi ugiely sie pod nia i dziewczynka zaslabla.

Tuz przed switem Jane znow sie obudzila.

Lezala w lozku. Byla naga.

Odrzucila koldre, i zobaczyla swoja koszulke majteczki i podkolanowki na podlodze przy lozku. Ubrala sie szybko.

W domu panowala cisza. Panstwo Tracy jeszcze nie wstali.

Jane pobiegla przez hol do lazienki, zawahala sie na progu, potem weszla i zapalila swiatlo.

Nie bylo krwi, a lustro nad umywalka odbijalo tylko jej zaniepokojona twarz.

Dobra – pomyslala – moze chodzilam we snie. I moze rzeczywiscie tu bylam bez ubrania, usilujac zetrzec nieistniejaca krew z ciala. Ale reszta to po prostu czesc koszmarnego snu. To sie nie wydarzylo. Nie moglo. Niemozliwe. Lustro nie moze miec takich wlasciwosci.

Вы читаете Maska
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату