Trzydziesci piec lat w grobie – pomyslala. – Alez ja go widzialam wczoraj. Prowadzilismy dziwna rozmowe w ogrodzie rozanym. Co pan na to powie, panie Quincy?

– Pani doktor Mitowski? Jest tam jeszcze pani?

– Tak. Przepraszam. Prosze posluchac, panie Quincy, nie chcialabym zabierac panu cennego czasu, ale to naprawde wazne. Sadze, ze historia Bektermannow ma wiele wspolnego z pewna sprawa osobista, ktora chcialam omowic z panem Wainwrightem. Wlasciwie nic nie wiem o tych morderstwach. Czy zechcialby pan opowiedziec mi, o co tam chodzilo?

– To tragedia rodzinna – zaczal Quincy. – Corka Bektermannow wpadla w szal w przeddzien swoich szesnastych urodzin. Po prostu zwariowala. Wbila sobie do glowy, ze matka zamierza ja zabic, zanim ukonczy szesnascie lat, co oczywiscie nie bylo prawda, i rzucila sie na nia z siekiera. Ojca i kuzyna, ktorzy probowali jej w tym przeszkodzic, zabila. Kiedy matce udalo sie wyrwac siekiere z rak dziewczyny, ta chwycila pogrzebacz, zdecydowana zaatakowac nim rzekoma winowajczynie. Pani Bektermann nie miala wyboru, w obronie wlasnej uderzyla corke siekiera w glowe, w wyniku czego mala zmarla w szpitalu nastepnego dnia. Zabojczyni nie postawiono zadnych zarzutow, ale poczucie winy i silny stres tak ja zalamaly, ze wyladowala w szpitalu dla oblakanych.

– I to za opisanie tej historii pan Wainwright dostal nominacje do nagrody Pulitzera?

– Tak. Wiekszosc reporterow z tej tragedii wylowilaby tylko sensacyjne fakty z mnostwem drastycznych, makabrycznych szczegolow. Ale nie Palmer. Napisal glebokie, dobrze udokumentowane studium rodziny przezywajacej powazne problemy we wzajemnych relacjach. Ojciec, postac dominujaca, stawial corce niezwykle wysokie wymagania i prawdopodobnie darzyl ja nie tylko ojcowskim uczuciem. Matka wspolzawodniczyla z nim o serce, umysl i lojalnosc dziewczynki, a kiedy spostrzegla, ze przegrywa te walke, zaczela pic. W tej atmosferze dorastala mala Bektermannowna, a dzieki pioru Palmera czytelnik mogl zrozumiec i wczuc sie w jej polozenie.

Grace podziekowala Rossowi Quincy’emu, ze poswiecil jej tyle czasu i uwagi. Odlozyla sluchawke.

Przez chwile po prostu siedziala, gapiac sie na buczaca cicho lodowke i usilujac uchwycic sens tego, co uslyszala. Skoro Wainwright zmarl w 1946 roku, z kim rozmawiala wczoraj w ogrodzie?

I co mogla ja obchodzic tragedia Bektermannow? Co miala wspolnego z Carol?

Przypomniala sobie slowa Wainwrighta: „Przeklety krag. Wciaz trwa i teraz trzeba go przerwac… Przyszedlem powiedziec pani, ze Carol znalazla sie w centrum wydarzen… Pani musi jej pomoc. Nie moze miec nic wspolnego z ta dziewczynka”.

Czula, ze chyba juz wie, co mial na mysli. I przerazila sie. Chociaz w ciagu ostatnich dwudziestu czterech godzin zdarzylo sie wiele nieprawdopodobnych rzeczy, nie kwestionowala juz teraz ani swojej normalnosci, ani zdolnosci postrzegania. Byla calkowicie zdrowa psychicznie, w pelni wladz umyslowych. Jej wiek tez nie mial nic wspolnego z tym, czego byla swiadkiem. Czula, ze wyjasnienie wszystkich wydarzen jest bardziej przerazajace niz starzenie sie, ktorego tak sie obawiala.

„Nie jest pani tylko ta osoba, ktora jest. Nie jest pani tylko Grace Mitowski”. – Znow slyszala jego slowa.

Wiedziala, ze rozwiazanie zagadki lezy w zasiegu reki. Czula w sobie obecnosc mrocznej wiedzy, skrywanych dlugo wspomnien, oczekujacych na ujawnienie. Bala sie je wyciagnac na swiatlo dzienne, ale musiala to zrobic, dla dobra Carol, a byc moze i swojego.

Nagle poczula dym, duszacy zapach plonacego drewna i smoly. Ciagle stala w swojej jasnej, czystej kuchni, a widziala plomienie i slyszala trzask ognia, chociaz nie bylo zadnego pozaru, tutaj, teraz, w tym miejscu i czasie.

Serce walilo jej jak szalone, usta staly sie suche.

Zamknela oczy i zobaczyla gorejacy dom tak wyraznie jak w swoich koszmarnych snach. Widziala drzwi do piwnicy i slyszala, jak wola Laure.

Wiedziala, ze to nie tylko sen. To bylo wspomnienie, uspione przez lata i teraz wydobywajace sie na swiatlo dzienne, uswiadamiajace jej, ze nie jest tylko Grace Mitowski.

Otworzyla oczy.

Gorace powietrze zapieralo dech.

Czula, ze wladaja nia sily, ktorych nie mogla pojac. Czy tego chce? – pomyslala. – Czy rzeczywiscie chce poplynac z nimi, odkryc prawde i zburzyc swoj maly swiat? Czy to zniose?

Czula gestniejacy dym, ktory nie istnial.

Slyszala huk plomieni, ktorych nie bylo.

Nie mam juz chyba odwrotu – pomyslala.

Podniosla rece do twarzy i patrzyla na nie zdumiona – posiniaczone, skrwawione dlonie, zdarty naskorek, drzazgi wbite w cialo. Drzazgi z drzwi piwnicy, w ktore walila tak dawno, dawno temu.

O dziesiatej, kiedy zadzwonil telefon, Paul siedzial juz prawie godzine przy biurku. Czul natchnienie i praca szla mu gladko. Podniosl sluchawke i powiedzial, troche zniecierpliwiony”

– Tak?

Jakis nieznajomy kobiecy glos spytal”

– Czy moglabym rozmawiac z doktor Tracy?

– Przy telefonie.

– Och, nie… z pania doktor Tracy, z kobieta.

– To moja zona – odparl. – Wyjechala z miasta na kilka dni. Moze cos przekazac?

– Tak, bardzo prosze powiedziec, ze dzwonila Polly z przychodni Maugham i Crichton.

Zapisal pospiesznie nazwisko w notesie.

– A o co dokladnie chodzi?

– Pani doktor byla u nas wczoraj po poludniu z dziewczynka cierpiaca na amnezje…

– Tak. – Paul nagle bardzo sie zainteresowal. – Znam te sprawe.

– Doktor Tracy pytala, czy slyszelismy kiedykolwiek o Millicent Parker.

– Zgadza sie. Opowiadala mi o tym. Wywnioskowalem, ze to jeszcze jeden slepy zaulek.

– Wczoraj na to wygladalo – powiedziala Polly – teraz jednak okazalo sie, ze jeden z lekarzy zna to nazwisko. I to sam doktor Maugham.

– Niech pani poslucha. Moze zamiast czekac, az zona do pani zadzwoni, opowie mi pani, do czego doszliscie. A ja jej przekaze informacje.

– Oczywiscie, czemu nie? Widzi pan, doktor Maugham jest zalozycielem tej przychodni. Kupil te posiadlosc osiemnascie lat temu i osobiscie nadzorowal renowacje scian zewnetrznych i wnetrza. Ma nature szperacza, wiec zrozumiale, ze chcial znac dzieje budynku. Dowiedzial sie, ze dom zbudowal w 1902 roku Randolph Parker. Parker mial corke imieniem Millicent.

– W 1902 roku?

– Zgadza sie.

– Ciekawe.

– Nie wie pan jeszcze najwazniejszego – mowila Polly typowym dla plotkarki tonem. – W 1905 roku, w wieczor poprzedzajacy przyjecie z okazji szesnastych urodzin Millie, pani Parker byla w kuchni i ozdabiala wielki tort dla corki. Millie zaczaila sie za jej plecami i czterokrotnie dzgnela ja w plecy.

Paul bezmyslnie zlamal olowek, ktorym notowal dane relacjonowane przez Polly.

– Dzgnela wlasna matke? – spytal, majac nadzieje, ze nie doslyszal.

– Okropne, prawda?

– Zabila ja? – spytal odretwialy.

– Nie. Doktor Maugham mowi, ze wedlug doniesien prasowych dziewczynka uzyla noza o krotkim ostrzu. Nie wszedl tak gleboko, by spowodowac powazne obrazenia. Zaden wazny narzad ani naczynie krwionosne nie zostaly uszkodzone. Louise Parker, czyli matka, zdolala chwycic z wieszaka topor do miesa, probujac nastraszyc dziewczynke, ale Millie widac calkiem postradala zmysly, bo znow rzucila sie na pania Parker i pani Parker zmuszona byla uzyc tego topora.

– Jezu.

– Taak. – Polly wyraznie byla usatysfakcjonowana wrazeniem, jakie wywolaly jej slowa. – Doktor Maugham twierdzi, ze uderzyla toporem w szyje dziewczynki. Niemal odrabala jej glowe. Czyz to nie straszne? Ale coz mogla zrobic? Pozwolic, zeby dziecko dalej dzgalo ja nozem?

Вы читаете Maska
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату