– Czemu akurat do wczoraj, Bobby?

Spojrzal jej prosto w oczy.

– Moglbym powiedziec, ze to dlatego, ze chlopaki stawialy – powiedzial spokojnie. – Ze po raz pierwszy od niepamietnych czasow nie musialem byc pod telefonem, wiec czemu nie mialbym sie napic. Ze po dziesieciu latach przerwy co zaszkodzi strzelic sobie jedno piwo. Moglbym znalezc wiele wytlumaczen.

– Ale to bylyby klamstwa?

– Ciagle widze jego twarz – szepnal Bobby. – Kiedy zamykam oczy, widze jego twarz. Zrobilem, co do mnie nalezalo, do cholery. – Spuscil glowe. – Jezu, nie sadzilem, ze bedzie mi z tym tak ciezko.

Nic nie powiedziala. Slowa zawisly w powietrzu. Bobby podniosl puszke do ust, wypil kilka lykow. Spojrzal w sufit i w ciemnej mahoniowej boazerii zobaczyl Jimmy’ego Gagnona. Bialego mezczyzne grozacego pistoletem zonie i dziecku. Bialego mezczyzne, autentycznie zaskoczonego, kiedy kula Bobby’ego wbila sie w jego czaszke. Wiecie, jaka mine ma truposz? Zdziwiona.

Wiecie, jak inni patrza na zabojce takiego czlowieka? Z podziwem, zalem i strachem.

– Masz ochote znow sie napic? – spytala Elizabeth cicho.

– Tak.

– Moze powinienes zapisac sie do AA?

– Nie lubie rozmawiac z obcymi o swoich problemach.

– To moze porozmawiasz z ojcem?

– Z nim tez nie lubie rozmawiac o swoich problemach.

– To kto moze ci pomoc, Bobby?

– Wychodzi na to, ze tylko ty.

Pokiwala glowa w zamysleniu.

– Zanim posuniemy sie dalej, musze cie ostrzec – powiedziala po chwili. – Jestem od jakiegos czasu zaangazowana w te sprawe. Spotkalam sie z sedzia Gagnonem.

– Co takiego?!

– Nie byl moim pacjentem.

– Akurat! – Bobby zerwal sie z krzesla. Spojrzal na nia roziskrzonymi oczami i zaczal chodzic po gabinecie. Wlasnym uszom nie wierzyl. – Czy to nie konflikt interesow? Jak mozesz robic cos takiego? Najpierw wysluchujesz moich zwierzen, a potem udzielasz porad czlowiekowi, ktory podal mnie do sadu?

Doktor Lane uniosla dlon.

– Sedzia zwrocil sie do mnie, bo potrzebowal fachowej porady. Po polgodzinnej rozmowie skierowalam go do znajomego psychologa, ktory, moim zdaniem, lepiej moze mu pomoc.

– Dlaczego? Dlaczego tu przyszedl? Co chcial wiedziec? – Bobby nachylil sie nad biurkiem, zaciskajac zeby. Byl wkurzony jak diabli i nawet nie probowal tego ukryc.

Elizabeth patrzyla na niego spokojnie.

– Wczoraj wieczorem rozmawialam z sedzia Gagnonem. Za jego pozwoleniem powiem ci o czym. Z gory uprzedzam, ze to niewiele pomoze.

– Mow!

– Najpierw usiadz.

– Mow!

– Panie Dodge, prosze usiasc.

Zachowala kamienny wyraz twarzy. Z ociaganiem zabral rece z biurka. Usiadl, wzial puszke coli i zaczal obracac ja w palcach. Serce tluklo mu sie w piersi. Nie mogl zlapac tchu. Wpadal w panike. Cholera, nie chce dluzej czuc sie, jakby swiat uciekl mu spod nog, a on sam mial juz nigdy nie odzyskac kontroli nad wlasnym zyciem.

– Sedzia Gagnon przyszedl tu skierowany przez mojego znajomego. Szukal informacji o pewnej przypadlosci. Moze pan o niej slyszal. Chodzi o zespol Munchhausena.

– Cholera – mruknal Bobby.

– Opowiedzial mi o swojej synowej, Catherine. Chcial wiedziec, czy czlowiek z jej przeszloscia pasowalby do profilu osoby podatnej na Munchhausena. Mowiac krotko, pytal, czy moim zdaniem Catherine pozorowala choroby jego wnuka, czy tez rozmyslnie je wywolywalaby zwrocic na siebie uwage.

– I co mu powiedzialas?

– Ze to nie moja specjalnosc. Ze z tego, co wiem, nie ma czegos takiego jak profil osoby podatnej na Munchhausena. Ze jesli naprawde sadzi, ze jego wnukowi cos grozi, powinien zwrocic sie do specjalistow i wziac pod uwage mozliwosc wystapienia na droge sadowa przeciwko matce dziecka.

– I zamierza to zrobic?

– Nie wiem. Wzial ode mnie namiary na innego specjaliste i podziekowal, ze poswiecilam mu czas.

– Kiedy to bylo?

– Pol roku temu.

– Pol roku temu? Bal sie o wnuka na tyle, by zwrocic sie do specjalistow, i przez pol roku palcem nie kiwnal!

– Bobby, ja nie wiem, co dzialo sie w tym domu. Co wazniejsze, nie wiesz tego ty.

– Nie – odparl z gorycza. – Ja tylko wydalem wyrok i zastrzelilem czlowieka. Cholera – zaklal znowu i spuscil glowe. – Co za bajzel.

Elizabeth nachylila sie ku niemu.

– Wczoraj poczyniles bardzo wazne spostrzezenie – powiedziala zyczliwie. – „Informacje to luksus, na ktory jednostki antyterrorystyczne nie moga sobie pozwolic”. Tak mowiles, pamietasz?

– Tak.

– I nadal tak sadzisz?

– Zginal czlowiek. Czy to, ze mialem za malo informacji, wystarczy, by to usprawiedliwic?

– To nie jest usprawiedliwienie, Bobby. To fakt.

– Tak. – Zgniotl puszke. – O kant dupy to wszystko potluc.

Zapadla cisza. Elizabeth przerzucila papiery na biurku.

– Porozmawiamy o twojej rodzinie?

– Nie.

– To moze o tamtym wieczorze?

– Za cholere.

– No dobrze, to pogadajmy o twojej pracy. Dlaczego zostales policjantem?

Wzruszyl ramionami.

– Mundur mi sie podobal.

– Miales policjantow wsrod krewnych? Albo znajomych?

– Nie.

– A wiec jestes pierwszy? Dales poczatek nowej rodzinnej tradycji?

– To caly ja. Buntownik bez powodu. – Wciaz byl wsciekly.

Elizabeth westchnela i zabebnila paznokciami w biurko.

– Dlaczego zaczales nosic odznake, Bobby? Tyle jest roznych miejsc pracy do wyboru, dlaczego wybrales akurat to?

– Nie wiem. W dziecinstwie chcialem byc astronauta albo policjantem. A ze nie jest latwo zostac astronauta, zostalem policjantem.

– A twoj ojciec?

– Co moj ojciec? Nie ma nic przeciwko temu.

– Gdzie pracowal?

– „Byl kierowca ladowarki.

– A twoja mama?

– Nie wiem.

– Nie rozmawiasz o niej z ojcem?

– Nie. – Odstawil pusta puszke i spojrzal znaczaco na doktor Lane. – Mialas nie pytac o rodzine.

– Rzeczywiscie. No dobrze, zostales policjantem, bo marzenia o lotach kosmicznych nie byly realistyczne. Czemu wybrales jednostke specjalna?

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату