– Bo to wyzwanie – odpowiedzial bez namyslu.
– Chciales zostac snajperem? Zawsze interesowales sie bronia?
– Nigdy wczesniej nie strzelalem. Wreszcie udalo mu sie ja zaskoczyc.
– Przed wstapieniem do jednostki STOP ani razu nie strzelales?
– Zgadza sie. Moj ojciec zbiera pistolety, majstruje przy nich. Ale nie lubi strzelac, samo dlubanie mu wystarcza. Fascynuje go ich budowa. Piekno naprawde dobrego gnata.
– Wiec jak to sie stalo, ze zostales snajperem?
– Bylem w tym dobry.
– Jak to?
Westchnal.
– Podczas kwalifikacji do jednostki specjalnej strzela sie z roznych rodzajow broni. Wzialem karabin i dobrze mi poszlo. Troche sie podszkolilem i uzyskalem bardzo dobry wynik. Dowodca zaproponowal mi wiec, zebym zostal snajperem.
– Jestes urodzonym strzelcem.
– Na to wyglada. – Mowiac to, poczul sie nieswojo. Zaczal sie pospiesznie tlumaczyc: – Snajper nie jest tylko od strzelania. Oficjalna nazwa mojej funkcji to snajper obserwator.
– To znaczy?
Nachylil sie i rozlozyl dlonie.
– No dobra, raz w miesiacu cwicze na strzelnicy, zeby byc w formie. Ale w czasie akcji w terenie prawdopodobienstwo, ze bede musial oddac strzal, jest jak jeden do tysiaca, moze nawet do miliona. Cwicze, by byc w gotowosci. Jednak na co dzien moim zajeciem jest obserwacja. Snajperzy sa zwiadowcami. Przez celowniki i lornetki widzimy to, czego nie widzi nikt inny. Sprawdzamy, ile osob jest na miejscu zdarzenia, jak sa ubrane, co robia. Jestesmy oczami oddzialu.
– I przygotowujecie sie do tego?
– Bez przerwy. Gry KIMS i tak dalej.
– KIMS?
– Tak. Nie pamietam, skad taka nazwa. Od tytulu powiesci Rudyarda Kiplinga czy moze skrot. Sprowadza sie to do cwiczenia zmyslu obserwacji. Wychodzisz w teren i masz minute na to, by zobaczyc dziesiec rzeczy i potem dokladnie je opisac. – Wskazal puszke po coli. – Widze jedna zgnieciona puszke, wyglada na nowa, jest czerwonobiala, prawdopodobnie po coca-coli… – Przechylil ja na bok. – I prawdopodobnie pusta. Albo: widze cos, co wyglada jak kawalek drutu, dlugosci okolo pol metra, z zielona izolacja. Na koncu jest rozciety i widac brudny mosiezny rdzen. Cos w tym stylu.
Popatrzyla na niego w zamysleniu.
– A wiec szkola cie tak, zeby nic nie uszlo twojej uwagi. Czy na co dzien nie dostajesz od tego krecka? To chyba meczace, zwracac uwage na wszystkie nieistotne szczegoly.
Skrzywil sie i wzruszyl ramionami.
– Susan powiedzialaby, ze na nic nie zwracam uwagi. Kiedy ostatnio skrocila wlosy, zauwazylem to po dwoch dniach.
– A kim jest Susan?
– Moja dziewczyna. – Ugryzl sie w jezyk. – Byla dziewczyna.
– Wspominales o niej w piatek. Zdaje sie, ze mowiles, ze wszystko jest w porzadku.
– Klamalem.
– Klamales?
–
– Dlaczego?
– Bo dopiero co cie poznalem. Bo czulem sie niezrecznie. Bo… sama sobie odpowiedz. Kazdy facet czasem klamie – dodal z usmiechem.
Doktor Lane jednak nie bylo do smiechu.
–
– Nie wiem.
– Odeszla?
– Nie. – Westchnal, zaczerpnal powietrza. – Ja odszedlem.
– Ty? Chwila, moment. W ogole nie rozmawiales ze swoja dziewczyna o tym, co sie stalo?
– Nie.
– Dlaczego?
– Nie wiem.
– Gowno prawda. Jestes inteligentnym czlowiekiem, Bobby Dodge. Bardziej inteligentnym, niz to pokazujesz. Nie robisz niczego bez powodu. Dlatego powiedz: dlaczego nie porozmawiales z Susan? Olales ja?
– Nie wiem. – Ugryzl sie w jezyk. Ma racje, wie to doskonale. – Myslalem, ze to bedzie dla niej wstrzas. W swiecie Susan policjanci to dobrzy ludzie, strzega bezpieczenstwa i tak dalej. Nie rozwalaja czlowiekowi glowy na oczach jego dziecka.
– Myslales, ze sobie z tym nie poradzi.
– Nie myslalem. Ja wiedzialem, ze sobie z tym nie poradzi.
– Coz za protekcjonalny ton.
– Spytalas, to odpowiedzialem.
– Oczywiscie. I chcialam ci tylko powiedziec, ze sie mylisz.
Zamrugal nerwowo i usiadl prosto.
– Co z ciebie za lekarz, do licha?
– Taki, z ktorym rozmawiasz. Bobby, zadam ci teraz pytanie i chce, zebys dobrze zastanowil sie nad odpowiedzia. Czy policjanci sa dobrymi ludzmi w swiecie Susan, czy w swiecie Bobby’ego? Czy to w swiecie Susan „nie rozwalaja czlowiekowi glowy”, czy w swiecie Bobby’ego? Kiedys powiedziales, ze jestes pelen gniewu. Ale czy nie jestes rowniez przerazony?
Wbil wzrok w dywan. Milczal.
– Juz kilka razy wspomniales, ze zastrzeliles Jimmy’ego Gagnona na oczach jego syna. Wyraznie cie to dreczy. Z kim wlasciwie sie utozsamiasz? Z silnym ojcem umierajacym na oczach dziecka czy z bezbronnym dzieckiem, ktore widzi smierc najblizszej osoby?
Wciaz wpatrywal sie w dywan.
– Bobby? – naciskala Elizabeth.
Wreszcie podniosl wzrok.
– Nie chce dluzej o tym rozmawiac – powiedzial.
Odezwal sie dopiero, gdy wlozyl kurtke i zaczal zawiazywac szalik.
– Myslisz, ze podejrzenia sedziego Gagnona mogly byc uzasadnione?
Elizabeth siedziala na skraju biurka recepcjonistki i patrzyla na niego nachmurzona.
– Nie mam pojecia.
– Trudno sobie wyobrazic, by matka mogla skrzywdzic dziecko tylko po to, by zwrocic na siebie uwage.
– Zespol Munchhausena nie jest jakas szczegolnie pospolita przypadloscia ale czytalam, ze co roku odnotowuje sie do tysiaca dwustu nowych przypadkow.
– Jakie sa znaki ostrzegawcze?
– Dziecko czesto zapadajace na choroby, ktorych objawy nie trzymaja sie kupy. W jednym tygodniu tryska zdrowiem, a w nastepnym ciezko choruje. Rodzina, w ktorej wystepowaly przypadki zespolu naglej smierci niemowlat.
– Rozmawialem dzis z lekarzem Nathana Gagnona – powiedzial Bobby. – Nie potrafi postawic jednoznacznej diagnozy.
Elizabeth milczala przez chwile.
– Myslisz, ze to bylo rozsadne?
Bobby spojrzal na nia spode lba.