na doswiadczenie sedziego sadu apelacyjnego, my liczymy na kontropinie prokuratury. Co potem?

– Potem zaczyna sie pranie brudow.

Bobby wbil w niego wzrok. Harvey wzruszyl ramionami.

– W gruncie rzeczy wszystko sprowadza sie do tego, komu wierzyc, tobie czy im. Ty twierdzisz, ze wystapilo bezposrednie zagrozenie zycia. Druga strona uwaza, ze sie mylisz. Aby to udowodnic, musza sie do ciebie dobrac. Wciagna w to twoja rodzine. Czy byles agresywnym dzieckiem, czy zawsze lubiles zabawy z bronia? Zaczna wnikac w twoje zycie prywatne: jestes mlodym, samotnym policjantem. Czy lubisz wypic, czy sypiasz z przygodnie poznanymi kobietami, czy wdajesz sie w bojki? Szkoda, ze nie masz zony i dzieci; to zawsze lepiej wyglada. – Harvey wpadl na nowy pomysl. – A moze masz psa? Takiego slicznego? Najlepiej czarnego labradora lub golden retrievera.

– Nie mam zadnych slicznych psow. – Bobby zastanowil sie. – Odnajmuje czesc domu. Moja sublokatorka ma koty.

– Jest ladna i mloda? – spytal Harvey podejrzliwie.

– Emerytka.

Harvey rozpromienil sie.

– Doskonale. Nie mozna nie kochac czlowieka, ktory pomaga staruszkom. Przejdzmy do nastepnej kwestii. Co z bylymi dziewczynami?

Bobby przewrocil oczami.

– Kilka ich bylo – przyznal.

– Ktoras z nich cie nienawidzi?

– Zadna.

– Jestes pewien?

Pomyslal o Susan. Nie wie, co z nia.

– Nie – powiedzial z wahaniem. – Nie jestem pewien.

– Ludzie Gagnona beda rozmawiali z twoimi sasiadami. Grzebali w twojej przeszlosci. Szukali dowodow na uprzedzenia przeciwko czarnym, Latynosom czy kierowcom mercedesow.

– Nie mam uprzedzen – zapewnil Bobby, urwal i zmarszczyl brwi. Zaczynal miec zle przeczucia. – Zatrzymalem faceta za jazde pod wplywem alkoholu.

– No i…?

– To bylo w czwartek, zanim sie to wszystko zaczelo. Facet prowadzil hummera na bani. Narobil szkod i wsciekl sie, kiedy chcielismy go zamknac. Stawial sie. Powiedzialem mu pare slow do sluchu.

– Slow?

– Nazwalem go nadzianym skurczybykiem – wyjasnil Bobby jakby nigdy nic.

Harvey skrzywil sie.

– Tak, z tym bedzie klopot. Jest jeszcze cos?

Bobby dlugo patrzyl na niego w milczeniu. Zastanawial sie, co powiedziec, ile powiedziec. W koncu poprzestal na stwierdzeniu:

– Nie chce, by moj ojciec zostal powolany na swiadka.

Harvey spojrzal na niego ze zdziwieniem.

– Nie musimy go powolywac, jesli nie chcesz.

– A jesli powolaja go oni?

– Jest twoim ojcem. Jesli bedzie zeznawal na twoja korzysc, nie zrobia tego.

– A jesli jednak? – upieral sie Bobby.

Harvey zaczynal rozumiec.

– Czego nie chcesz mi powiedziec?

– Nie chce, zeby zeznawal. Koniec, kropka.

– Jesli oni cos wiedza, Bobby, jesli wiedza cos, czego mi nie mowisz, mozemy nie miec wyboru.

– A jesli on jest… poza granicami stanu?

– To wysla mu wezwanie. Jesli sie nie stawi, zostanie uznany za winnego obrazy sadu i bedzie mu grozilo wiezienie.

Tego wlasnie obawial sie Bobby.

– A jesli ja nie bede zeznawal?

– To przegrasz - odparl Harvey krotko. – Wtedy zostanie tylko ich wersja wydarzen, wedlug ktorej jestes morderca.

Bobby przytaknal. Spuscil glowe. Staral sie wybiec mysla w przyszlosc, nie rozpamietywac tej jednej jedynej nocy, kiedy zrobil to, co zrobic musial. Nie wygladalo to obiecujaco. Nie mial w sobie krzty optymizmu.

– Jest szansa, ze wygramy? – spytal cicho.

– Szansa jest zawsze.

– Nie mam tylu pieniedzy co on.

– Fakt.

Bobby nie owijal w bawelne.

– Nie mam takich adwokatow jak on.

Harvey tez byl szczery.

– Fakt.

– Myslisz, ze ci sie uda?

– Jesli wytrzymamy, az prokuratura wyda werdykt, i jesli w werdykcie tym stwierdzi, ze uzycie sily bylo uzasadnione, to owszem, mozemy wygrac.

– Duzo tych „Jesli”.

– Wiem.

– I co potem?

Harvey zawahal sie.

– Moze zlozyc apelacje, zgadza sie? – odpowiedzial Bobby za niego. – Najpierw do sadu okregowego, potem apelacyjnego i najwyzszego. I tak bez konca, nie?

– Uhm. I bedzie zglaszal wnioski, dziesiatki wnioskow, glownie blahych, ale odrzucenie kazdego bedzie cie kosztowalo duzo czasu i pieniedzy. Zrobie, co bede mogl. Wykorzystam znajomosci. Znam mlodych prawnikow, ktorzy pomoga ci, by zdobyc doswiadczenie czy rozglos. Ale masz racje: to walka Dawida z Goliatem, a wybacz, ale Goliatem to ty nie jestes.

– Potrzeba tylko pieniedzy i czasu – westchnal Bobby.

– To stary czlowiek – zauwazyl Harvey.

– I kiedys umrze – dokonczyl Bobby bez ceregieli. – To dla mnie najlepsze rozwiazanie. Jeszcze jedna smierc.

Harvey nie zamierzal klamac.

– Tak. W skrocie tak wlasnie wyglada sytuacja.

Bobby wstal i wyjal ksiazeczke czekowa. Dlugo oszczedzal. Zbieral na drugi dom albo na slub z Susan, gdyby sprawy miedzy nimi inaczej sie ulozyly. Wypisal czek na piec tysiecy dolarow i polozyl go na biurku Harveya Jonesa.

Wedlug niego moglo to potrwac tydzien. Inna sprawa, ze Bobby wiedzial juz cos, czego nie wiedzial jego adwokat – jesli jego ojciec zostanie powolany na swiadka, sprawa bedzie przegrana.

– Wystarczy na zaliczke?

Harvey skinal glowa.

– Jesli bede chcial to ciagnac – powiedzial Bobby – zadzwonie jutro przed piata.

Uscisneli sobie dlonie.

A Bobby poszedl do domu po pistolety.

Na krytej strzelnicy w siedzibie Zwiazku Myslistwa Sportowego w Woburn byl maly ruch jak na niedzielne popoludnie. Bobby zwinal w palcach dwie gabczaste pomaranczowe zatyczki, wlozyl je do uszu i poprawil okulary ochronne. Mial ze soba smith & wessona kaliber 38 i, tak dla rozrywki, colta magnum, czterdziestkepiatke.

Na comiesiecznych egzaminach ze strzelania oddawal tylko jeden strzal. I tyle. Przygotowywal sie prawie godzine, po czym jeden jedyny raz pociagal za spust. Robil tak, poniewaz przy pierwszym strzale kula rozgrzewala

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату