– Co u ciebie? – spytal w koncu, postawil kubek i usiadl.
– Duzo pracy. Koncert i tak dalej.
– Jak ida przygotowania?
Wzruszyla ramionami.
– Nerwowo, jak zawsze.
– To dobrze.
– A co u ciebie? – spytala Susan.
Nie tknela kawy, obracala tylko kubek w dloniach. Bobby zlapal sie na tym, ze wpatruje sie w jej dlugie palce. Nie nosila pierscionkow. Dlonie muzyka. Zaskakujaco silne, zaskakujaco, wrazliwe. Zanim ja poznal, nie przepadal za muzyka klasyczna. Ku swojemu lekkiemu zdziwieniu stwierdzil, ze teraz bedzie mu jej brakowalo.
– Bobby?
Zmusil sie do podniesienia oczu.
– Jakos sie trzymam.
– Myslalam, ze zadzwonisz w piatek.
– Wiem.
– Przeczytalam gazete i zrobilo mi sie tak… smutno. Przez to, co sie stalo, i jak to musiales przezywac. Dlatego siedzialam przy telefonie i czekalam, az zadzwoni. Bylam pewna, ze bedziesz chcial porozmawiac.
Jego spojrzenie powedrowalo do gabloty z kubkami. Oczy Susan wpatrywaly sie w jego twarz.
– Nigdy nie byles otwarty, Bobby. Wmawialam sobie, ze to mnie w tobie pociaga. To, ze jestes silnym, milczacym facetem. Typowym macho. Ale ostatnio przestalo mi sie to podobac. Minely dwa lata i zasluguje na cos lepszego, do cholery.
Tak go zaskoczyla tym przeklenstwem, ze na nia spojrzal. Powoli pokiwala glowa.
– Tak, przeklinam. Czasem nawet w zlosci rozwalam rozne rzeczy. Powiem wiecej, w ciagu ostatnich dwoch dni rozwalilam calkiem duzo rzeczy. Przynajmniej moglam sie czyms zajac do czasu, az przyjda ci z prokuratury.
Bobby podniosl kubek z kawa, Chryste, reka mu sie trzesla jak cholera. Susan wpatrywala sie w niego znaczaco.
– To dlatego zadzwoniles, Bobby? Nie z troski o mnie, tylko zeby dowiedziec sie, o co mnie pytali?
– Jedno i drugie.
– Pieprz sie! – Stracila panowanie nad soba. O malo nie wybuchnela placzem, przycisnela dlonie do oczu, rozpaczliwie starala sie nie robic sceny w publicznym miejscu, ale nie najlepiej jej to wychodzilo.
– Nie powinienem byl odejsc tak bez slowa – powiedzial niepewnie.
– Co ty nie powiesz!
– Nie planowalem tego. Obudzilem sie, rozejrzalem… i wpadlem w panike.
– Myslales, ze sobie z tym nie poradze? O to chodzi?
– Myslalem… – Zmarszczyl brwi, niepewny, jak to ujac. – Myslalem, ze zaslugujesz na cos lepszego.
– Pieprzenie w bambus! – Widac powiedzial nie to, co trzeba, bo doslownie zatrzesla sie ze zlosci. Odstawila kubek i wymierzyla w niego palec wskazujacy. – Nie zwalaj tego na mnie! Nie rob z siebie szlachetnego jaskiniowca chroniacego swoja krucha kobietke! To bzdura! Uciekles, Bobby. Nawet nie dales mi szansy. Jak zrobilo sie goraco, dales noge i tyle.
Bobby tez zaczynal tracic nerwy.
– Przepraszam bardzo. Gdy nastepnym razem kogos zastrzele, to przede wszystkim wezme pod uwage twoje uczucia.
– Zalezalo mi na tobie!
– Mnie na tobie tez.
– No to dlaczego siedzimy tu i na siebie krzyczymy?
– Bo tylko to nam zostalo! – Natychmiast pozalowal tych slow. Odchylila sie, zaszokowana i bolesnie dotknieta. Po chwili jednak zaczela kiwac glowa, i to zabolalo jego, wiec byli kwita.
– Od samego poczatku czekales, kiedy to sie skonczy – powiedziala po chwili lagodnie i znow zaczela obracac kubek w dloniach.
– Nigdy nie mielismy ze soba wiele wspolnego.
– Na dwa lata wystarczylo.
Wzruszyl ramionami. Czul sie coraz bardziej niezrecznie, czul pustke. Chcial, zeby ta scena sie skonczyla. Nie umie odchodzic. Lepiej mu szlo, gdy to jego opuszczano.
– Spytaj mnie o to, o co chciales mnie spytac, Bobby – odezwala sie Susan zmeczonym glosem. – Wyciagnij ze swojej bylej dziewczyny, co powiedziala policji.
Mial dosc przyzwoitosci, by sie zaczerwienic.
– Naprawde nie pamietam spotkania z nimi – rzekl po chwili.
– Gagnonami? – Wzruszyla ramionami. – Moim zdaniem nie sposob nie zwrocic na nich uwagi.
– Spotkalem ich tylko ten jeden raz?
– Ja bylam z nimi na kilku imprezach, ale co do wiekszych przyjec… mysle, ze tak, widziales sie z nimi tylko wtedy.
– Nie zwrocilem na nia szczegolnej uwagi – mruknal Bobby.
Susan przewrocila oczami.
– Nie chrzan, Bobby. Jest piekna kobieta, a w tej zlotej sukni i egzotycznej masce… Cholera, nawet ja mialam ochote sie z nia przespac.
– Nie zwrocilem na nia uwagi – powtorzyl Bobby. – Bylem zbyt zajety obserwowaniem, jak on sie na ciebie gapil. To wlasnie pamietam. Jakis typ gapi sie na moja dziewczyne, na oczach moich i jego zony.
Susan nie wygladala na przekonana, ale w koncu skinela glowa, wciaz trzymajac kubek w obu dloniach.
– To cie niepokoi?
– Co?
– Znales go. Byles wrogo do niego nastawiony. Potem go zabiles. No, Bobby, to musi cie dreczyc.
Przez chwile milczala i kiwala glowa w zamysleniu.
– Jesli to ci w czyms pomoze, to z tego, co czytalam w gazecie, wynika, ze ocaliles temu chlopcu zycie.
– Moze – odparl, po czym dodal tylko dlatego, ze czul potrzebe powiedzenia tego na glos: – Jego rodzina chce sie do mnie dobrac.
– Rodzina?
– Rodzice Jimmy’ego Gagnona podali mnie do sadu. Chca zrobic ze mnie morderce. Krotko mowiac, jesli zostane uznany za winnego, pojde siedziec.
– Och, Bobby…
Zmarszczyl brwi, czujac zaskakujaco silny ucisk w gardle. Napil sie kawy.
– Chyba wygraja.
Zamknela oczy.
– Och, Bobby…
– To dziwne. W tej robocie zawsze bylem taki pewny. Tego, co robie, co widze. Nawet wtedy, w czwartek. Nie mialem najmniejszych watpliwosci. Usiadlem, wycelowalem i pociagnalem za spust. Potem powiedzialem sobie, ze nie mialem wyboru. Co za bzdura – parsknal po chwili. – Przez pietnascie minut obserwowalem ludzi, ktorych nie znam. Jakby ktokolwiek z zewnatrz mogl wiedziec, co naprawde dzieje sie w rodzinie.
– Nie rob tego, Bobby.
– Czego?
– Nie poddawaj sie. Nie obwiniaj. Nie wycofuj sie. To wlasnie robisz. Jestes jednym z najbystrzejszych policjantow, ale nie zostales detektywem. Dlaczego?
– Podoba mi sie w STOP-ie…
– Bo sie poddales. Albo wezmy nas. Spedzilismy ze soba cudowne dwa lata, a mimo to siedzimy tu, w Starbucks, i niezrecznie probujemy sie rozstac. Nie wierze, ze za malo nas laczy. Nie wierze, ze to musi sie skonczyc. Ale jednoczesnie wiem, ze to juz sie skonczylo. Bo sie poddales.