polprzytomny. Latwiej zwiac.
Kimberly uniosla brew.
– Czyli krotko mowiac, znikasz, zanim facet zdazy podciagnac spodnie?
– Niezawodny sposob.
– A wiec znasz Dinchare i mowisz, ze Ginny Jones tez go zna. Powiedz mi, dlaczego myslisz, ze on ma cos wspolnego z jej zniknieciem?
– Bo ostatni raz, kiedy ja widzialam, byla z nim. Wychodzili z klubu. Nawet sie troche wkurzylam. On placil tyle, ile normalnie zarabiam przez pol nocy.
– No i?
– No i wlasnie wtedy ostatni raz widzialam Ginny.
Kimberly przez chwile porzadkowala w glowie zebrane informacje i formulowala nastepna wypowiedz.
– Delilo, to wszystko jest bardzo interesujace, ale ja nic nie moge z tym zrobic.
– Dlaczego?
– Nie mam podstaw, zeby uznac, ze zostalo popelnione jakies przestepstwo.
Dziewczyna spojrzala na nia dziwnie.
– Pani mi nie wierzy? Ja nie klamie. Ginny to moja przyjaciolka. On ja skrzywdzil. Powinien za to zaplacic!
– Czy widywalas go w ciagu tych ostatnich trzech miesiecy?
Delilah odwrocila wzrok.
– Moze.
– Korzystal z twoich uslug?
– Moze – tym razem prawie to wyszeptala.
– Jak mowilas, kasa jest niezla – mruknela Kimberly. – Ciagle masz ochote spotykac sie z nim sam na sam. Chyba nie moze byc az takim potworem, co?
Dziewczyna przez dluzsza chwile nie odpowiadala. Gdy wreszcie zaczela mowic, Kimberly musiala sie nachylic, zeby cos uslyszec.
– Przy ostatnim spotkaniu, kiedy kleczalam i robilam mu, wie pani co, nagle chwycil mnie za szyje i tak scisnal, ze nie moglam oddychac. Krztusilam sie, okladalam go piesciami i uslyszalam, jak szepcze… „Ginny”. Potem nagle mnie puscil i ucieklam. Mysle, ze on sobie nie zdaje sprawy, ze to powiedzial. Zapomnial sie. Ale glowy nie dam. Moze pozniej to do niego dotarlo. Moze wie, ze ja wiem. Nie umiem… nie czuje sie tak bezpiecznie jak kiedys. No bo jesli on rzeczywiscie skrzywdzil Ginny? Udusil na przyklad? A ja jestem jedyna osoba, ktora go moze z nia powiazac? Pomozcie mi. Tu nie chodzi tylko o Ginny, ale i o mnie. Musze miec ochrone.
Kimberly westchnela i podrapala sie w nos.
– Chcesz, zebym ci uwierzyla? Zacznijmy od twojego prawdziwego nazwiska.
– Delilah Rose. Mozna sprawdzic. Policja juz to zrobila.
– Imie i nazwisko, data urodzenia.
– Czemu zawsze czepiacie sie mnie? Ciagle musze cos udowadniac. Wlasnie podalam wam na tacy zboczenca. Moze dla odmiany pani mi cos udowodni?
– I tu nasuwa mi sie kolejne pytanie: dlaczego chcialas rozmawiac akurat ze mna? Skad w ogole znasz moje nazwisko?
Tym razem Delilah nie spieszyla sie z odpowiedzia. Kimberly odniosla nawet wrazenie, ze cos kombinuje.
– To pani zlapala tego slynnego seryjnego zabojce. Widzialam w wiadomosciach. Mloda agentka, no i do tego kobieta. Pomyslalam, ze jezeli Dinchara zamordowal Ginny, to tylko pani moze go dopasc.
– Nie moge, Delilo. Nie ma zadnego dowodu, ze zostalo popelnione przestepstwo, a nawet gdyby byl, to sprawa nie lezy w moich kompetencjach. Musisz sie zglosic do Wydzialu Policji Sandy Springs.
– Nie. To musi byc pani. Pani zlapala Eco-Killera, wiec i Ginny pani pomoze.
– Delilo…
– Cos pani pokaze.
Kimberly spojrzala na nia nieufnie.
– Co?
– Tej nocy kiedy mnie dusil, przypadkiem zauwazylam to na podlodze, pod fotelem. Podnioslam, kiedy nie patrzyl i schowalam. – Delilah rozejrzala sie po pokoju, jakby chcac sie upewnic, czy naprawde sa same, po czym siegnela pod bluzke i spod lewej miseczki biustonosza wydobyla duzy zloty sygnet.
– Nalezal do Ginny – szepnela, rzucajac go z brzekiem na stol. – Nosila go na lancuszku i nigdy, ale to nigdy nie zdejmowala. Widzi pani? To jest dowod, ze byla w samochodzie Dinchary.
Kimberly uniosla brew. Czubkiem dlugopisu przysunela do siebie pierscien, starajac sie go nie dotknac. Wygladal na szkolny sygnet z niebieskim kamieniem. W srodku wygrawerowano jakis napis, ale byl nieczytelny pod warstwa brudu.
– Kto jeszcze widzial go u niej?
Delilah wzruszyla ramionami.
– Nie wiem. Nie pytalam.
– Mowila ci, skad go ma?
Przeczacy ruch glowy.
– Czy ktos jeszcze wie, ze znalazlas go w samochodzie Dinchary?
– W zyciu! W tej branzy trzeba uwazac, bo mozna sobie narobic klopotow.
– Dobra, dobra. Rozumiem. – Kimberly zmarszczyla brwi, pochylila sie nad sygnetem, dokladnie go obejrzala i w koncu powiedziala: – Moge go wziac?
– Jasne. Po to go przynioslam. Teraz juz moze go pani oskarzyc, prawda?
– Niezupelnie.
Delilah sie oburzyla:
– Co jest? Domagala sie pani dowodu, to go pani dalam!
– Nie chce cie martwic, moja droga, ale to zaden dowod. Sad go nie uzna. Skad wiadomo, ze faktycznie nalezal do Ginny? Kto uwierzy, ze naprawde znalazlas go w aucie podejrzanego? W tej chwili to tylko uswiniony szkolny sygnet.
– Nie podoba mi sie pani nastawienie – powiedziala Delilah.
– I nawzajem, wierz mi. – Kimberly nerwowo postukala dlugopisem o blat. – Zrobimy tak: pamietasz, co mowilam, nie ma nic za darmo. Potraktujemy ten sygnet jako zaliczke. – Wyjela wizytowke i zakreslila numer centrali Biura. – Dostarcz mi wiecej informacji. Daty, miejsca, no i nazwiska osob, ktore moglyby poswiadczyc, ze Ginny Jones pracowala w tych okolicach, nosila ten sygnet, a teraz zaginela. Jak dobrze pojdzie, moze ci sie uda zebrac na tyle wiarygodne materialy, ze miejscowa policja zechce wszczac sledztwo. Pomoge ci w tym, ale nie chce cie oszukiwac: z tego co widze, to nie jest sprawa dla FBI.
Znow zaczela zbierac swoje rzeczy. Delilah tym razem jej nie powstrzymala, tylko z rozzalona mina oparla sie na krzesle i zalozyla rece na piersi.
Odezwala sie, dopiero gdy Kimberly wstala.
– Ktory miesiac?
– Slucham?
Dziewczyna patrzyla na jej brzuch.
– Kiedy ma pani termin?
Kimberly sie zmieszala. To juz ten czas, kiedy ludzie zaczynaja zauwazac.
– W lecie – odparla.
– Wszystko dobrze?
– Dziekuje, tak.
– Ja sie zrobilam strasznie wrazliwa na zapachy – stwierdzila jak gdyby nigdy nic Delilah. – No i mecze sie szybciej. Ale od gorzaly i prochow trzymam sie z daleka. To, ze zarabiam jako dziwka, nie znaczy, ze nie chce dobrze dla mojego dziecka.
Rozchylila marynarke i Kimberly po raz pierwszy zobaczyla napiety, zaokraglony brzuch. Niewiele sie rozniacy