– Cos sie stalo – baknela w koncu.

– Nie moze byc. Sluchaj, jest pozno. Po co chcialas sie ze mna spotkac?

Dziewczynie zadrzaly wargi.

– Chodzi o Ginny. Ginny Jones. Pojechala z nim i od tamtej pory nikt jej nie widzial.

Kimberly z powrotem usiadla. Wyjela notes i dlugopis, wlaczyla dyktafon. Delilah nerwowo zerkala na urzadzenie, ale nie protestowala.

– Chce dostac ochrone – wypalila.

– Co? Jaka ochrone?

– Bezpieczne lokum i ochrone policyjna. Tak jak na filmach.

– Delilah, to tylko fikcja. W prawdziwym zyciu to tak nie dziala. Nic za darmo.

– Nie rozumiem.

Kimberly spowazniala.

– To znaczy, ze musisz dostarczyc prawdziwe informacje o rzeczywistym przestepstwie. Konkretne i szczegolowe. Jesli zdolam je potwierdzic, wtedy mozemy pogadac.

– Jak bardzo szczegolowe?

– Zacznijmy od nazwiska. Ginny Jones. Prawdziwe czy pseudonim?

– Virginia – szepnela Delilah. – Naprawde nazywa sie Virginia Jones, ale wszyscy wolali na nia Ginny. Fajna dziewczyna. Nie krecily jej narkotyki ani zadne takie. Szanowala sie. Tylko ze… sama nie wiem. Cos sie stalo po drodze. – Usmiechnela sie blado. – Tak to zwykle bywa, nie?

– Kiedy ja ostatnio widzialas?

– Trzy miesiace temu. To byla sroda. Albo moze wtorek, juz nie pamietam. Spotykala sie wczesniej z tym facetem. Wlasciwie to ona mi o nim powiedziala. Wie pani, kiedy zobaczyla moj tatuaz. Mowila, ze jest taki gosc, ma troche dziwne upodobania, ale nic takiego, z czym bym sobie nie poradzila. No i dobrze placi.

– A wiec Ginny znala sie z Dinchara?

– No, tak.

– I nie miala nic przeciwko wlochatej publicznosci?

Delilah wzruszyla ramionami.

– Pajaki jej nie przeszkadzaly. Mowila, ze niczego sie nie boi. W kazdym razie juz nie.

– To kiedy ja ostatnio widzialas?

– Dawno.

– Delilo…

– Pare miesiecy temu. Okolo wpol do drugiej w nocy Dinchara podjechal swoim SUV-em.

– Opisz mi go.

– Czarny z chromowanymi dodatkami. Jakas toyota, ale wypasiony model, z bajerami typu ozdobne felgi, skorzane siedzenia. Wersja limitowana.

– Numer rejestracyjny?

– Nie pamietam – odparla blyskawicznie.

Kimberly znowu jej sie przyjrzala. Odpowiedz byla zbyt pospieszna, zwlaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy nawet prostytutki ogladaja Kryminalne zagadki Las Vegas i znaja wartosc informacji.

– Tablice byly z Georgii?

– Tak.

– Moze pamietasz choc pierwsze litery?

– Nie, naprawde. – Tym razem zabrzmialo to szczerze. – Staram sie wiedziec jak najmniej. Dziewczyny, ktorego tego nie robia, zle koncza. To proszenie sie o klopoty.

– Rysopis tego czlowieka.

Delilah spuscila wzrok. Poskubala dolna warge.

– Bialy, w srednim wieku, szatyn. Niewysoki, ale umiesniony, jak drwal albo ktos, kto pracuje fizycznie. Dziwnie pachnial, jakas chemiczna substancja. Wydawalo mi sie, ze zajmuje sie jakims dziwnym rzemioslem, ale nigdy nie pytalam.

– Znaki szczegolne?

– Co na przyklad?

– Blizny, tatuaze, znamiona.

– Pani mysli, ze oni sie fatyguja, zeby zdjac ubranie?

– A na twarzy?

Wzruszyla ramionami.

– Bo ja wiem, dla mnie oni wszyscy wygladaja tak samo.

– Oni?

– Faceci, klienci, zboki. Jak ich tam pani nazwie. Wszyscy sa tacy sami.

Kimberly spojrzala na nia z powatpiewaniem. Delilah nagle sie ozywila.

– Zaraz… Jest jedna rzecz: czapka. Zawsze mial na glowie czerwona czapke z daszkiem. Nigdy jej nie zdejmowal, nawet kiedy… wie pani. No wiec czerwona bejsbolowka. To juz jest jakas informacja, nie?

– Jakas jest – zgodzila sie Kimberly i ja zanotowala. – A poza tym jak sie ubieral?

– Dzinsy, koszula z dlugim rekawem. Sportowa, ale dobrej firmy. On chyba ma duzo kasy.

– Z czego to wnioskujesz?

– Samochod, ciuchy, stawka, jaka oferuje. Byle robola na to nie stac.

– Opisz jego glos. Mowil z jakims akcentem?

Delilah chwile sie zastanowila.

– Poludniowym. Lekko zaciagal.

– Skad jestes, Delilo?

Dziewczyna nie odpowiedziala.

– A slownictwo, sposob wypowiadania sie? Myslisz, ze jest wyksztalcony?

– Bardzo duzo wie o pajakach.

– Ty tez.

Delilah poczerwieniala.

– Moj brat dawno temu hodowal jednego. To byla samica, nazywala sie Ewa. Pomagalam mu lapac dla niej swierszcze. Byla calkiem ladna. Ale Dinchara… on nie jest zwyklym hodowca. Mial kiedys takiego bialego pajaka, raz powiedzialam o nim tarantula, to doslownie wpadl w szal. „To nie zadna tarantula, tylko Grammostola rosea… „. Jakis gatunek ptasznika z Chile czy cos. Okropnie sie wsciekl, ze nie widze roznicy. Nawet sie go troche wystraszylam.

– Czemu?

– Nie wiem. Patrzyl tak jakos… – wzruszyla ramionami. – Przez chwile myslalam… moze ja tez jestem okazem w kolekcji. Prostituensis vulgaris. - Zasmiala sie z wlasnego dowcipu, lecz jej oczy pozostaly powazne.

– Grozil ci?

– Nie musial. Mial to wypisane na twarzy. Z niektorymi facetami tak jest; lubia, jak widzisz, co cie czeka.

Kimberly tego nie skomentowala. Dostatecznie dlugo pracuje w tej branzy, zeby wiedziec, co Delilah miala na mysli.

– W jaki sposob podrywa dziewczyny? Z samochodu?

– Nie zawsze. To nie jest tak, ze stoimy na ulicy i lapiemy, co sie nawinie. Sa pewne miejsca, do ktorych sie chodzi, zeby trafic na okreslonego klienta.

– Kluby – dopowiedziala Kimberly. – Dogadujesz sie z klientem i co dalej?

– Wychodze z nim w jakies spokojniejsze miejsce albo do jego samochodu. Po drodze ustalamy szczegoly. Biore kase z gory, robie, co mam robic i spadam.

– A z Dinchara?

– Robimy to w jego aucie.

– Zdarzylo sie, ze nie chcial cie puscic?

– Nie, ale ja sie staram streszczac. Jesli wzielas forse z gory, mozesz sie wymknac, kiedy facio jest jeszcze

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×