– Wielkie nieba, dziecko, zaraz mi tu zamarzniesz na smierc. Wchodzze. Tylko zamknij drzwi, bo cale cieplo ucieknie.
Zawahal sie, ale wtedy zauwazyl stol ze sniadaniem i jakis skurcz przebiegl mu po twarzy. Wszedl do srodka, ostroznie zamykajac za soba drzwi. Ten ruch uwidocznil jego sterczace lopatki.
– Jak ci na imie?
– Nie wol…
– Jak ci na imie?
– Wolaja mnie Scott.
– A wiec, Scott, masz dzis prawdziwe szczescie. Jestem ciocia Rita i wlasnie szlam sobie dosmazyc jajek.
Nie protestowal, tylko usiadl w cieplej kuchni wypelnionej zapachem jajecznicy i swiezo opieczonego chleba.
Rita podala mu sniadanie. Zjadl. Dorobila jeszcze. W koncu, kiedy jego brzuch pod obszerna i wyblakla koszula w zolte paski nieco sie zaokraglil, chlopiec odsunal pusty talerz.
– Ciociu Rito – odezwal sie w koncu – co myslisz o pajakach?
7
Agent specjalny Sal Martignetti czekal na Kimberly w samochodzie. Kiedy wyszla z posterunku, zamrugal swiatlami. Zerknela na nieoznakowany samochod po drugiej stronie ulicy i wymownie spojrzala na zegarek. Byla glodna, zmeczona i ogolnie w kiepskim nastroju.
W koncu jednak sie zdecydowala, glownie dlatego, ze Sal wzial sobie do serca rade Maca i trzymal w reku kubeczek puddingu waniliowego.
Ogrzewanie w samochodzie bylo ustawione na maksimum. Mila odmiana po chlodzie poranka, ktory nawet w Atlancie potrafi byc dokuczliwy. Kimberly wziela od Sala szesciopak puddingu, butelke wody i plastikowa lyzeczke. Po wewnetrznej walce zaproponowala mu jeden kubek, lecz on machnal reka.
– Nie, to wszystko dla ciebie. Chociaz tyle moge zrobic.
Czekajac, sluchal radia (wlasnie jakis konserwatywny gospodarz talk show perorowal, jak to ACLU* niszczy swiat), ale gdy Kimberly sie usadowila, wylaczyl je.
– Dlugo czekasz? – zapytala, zanurzajac lyzeczke w pierwszym kubku. Znali sie tylko przelotnie. Raz spotkali sie przy grillu na jakims przyjeciu policyjnym. FBI i GBI to duze instytucje, wiec wiekszosc agentow to puste nazwiska bez twarzy. Sal nie byl wyjatkiem.
Szczuply brunet, zylasty i umiesniony; mial budowe faceta dorastajacego w ciezkich warunkach, moze nawet w tych samych okolicach, ktore teraz patrolowal. Tego ranka byl ubrany w ciemnoszary garnitur, bardziej przypominal mafiosa niz agenta stanowego.
– Ze dwadziescia minut – odparl, unoszac trzymana w reku zatluszczona papierowa torebke. – Przynajmniej zdazylem zjesc sniadanie.
– W srodku byloby ci wygodniej.
– Jeszcze nie wiem, co o nich myslec – skinal glowa w kierunku posterunku Wydzialu Policji Sandy Springs, chcac byc moze w ten sposob przelamac pierwsze lody.
Kimberly zjadla pudding i otwarla nastepny. Cos tu bylo nie tak. Najpierw dzwoni w srodku nocy agent GBI i nalega, zeby przyjechala pogadac z jakas aresztowana prostytutka, a potem ten sam agent czeka na nia w samochodzie. Usilowala to przeanalizowac, ale do niczego nie doszla.
– Sal – powiedziala w koncu – pudding jest pyszny, ale nie mam zamiaru oddawac kluczy do krolestwa za deser, wiec jesli czegos ode mnie chcesz, zacznij mowic. Za pol godziny musze byc w innym miejscu.
Wybuchnal smiechem. Oczy mu zablysly, a rysy twarzy nieco zlagodnialy. Powinien czesciej sie smiac. Kimberly zreszta tez.
– Dobra, juz mowie: wiesz, ze dzialam w ramach VICMO? Kimberly kiwnela glowa.
– Jednym z glownych celow tego programu jest wspolpraca organow scigania z calego stanu przy rozpracowywaniu trudniejszych przestepstw.
– Sal, pracuje w FBI. Znam te wszystkie skroty. Co tydzien robia nam klasowke.
– Serio?
– Nie.
Znowu sie rozesmial, blyskajac czarnymi oczami.
– Sluchaj, mam pewna teorie: uwazam, ze ktos zabija prostytutki w miescie.
Kimberly zmarszczyla brwi, zanurzyla lyzeczke w puddingu.
– Jak to „teorie”? Kobieta ginie albo nie. Statystyka rosnie albo nie.
– Ale nie w tym wypadku. Dziwki, cpunki, giganciary… kto by sie fatygowal na policje, zeby zglosic zaginiecie? One po prostu znikaja i nikt sie nie interesuje ich losem.
– Pamietaj, ze one nie lubia nigdzie zagrzac miejsca – zauwazyla Kimberly. – Moze przestaly sie pojawiac w okolicy, bo zwyczajnie wskoczyly do autobusu i wyjechaly?
– Zgoda, w koncu nie mowimy o grupie, ktora szczegolnie chetnie wypelnia ankiety spisu powszechnego. Ale spytaj pierwszego lepszego gliniarza. Prawie kazdy ostatnio zgarnal jakas prostytutke, ktora na dzien dobry spytala: „Nie wiecie, co sie dzieje z taka a taka?”. Szukaja kolezanek, wspollokatorek. Nikt oczywiscie nie ma pojecia, o co im chodzi, i tyle. Masz racje, one sie nie zglaszaja na policje, ale wszystkie po kolei zadaja jedno i to samo pytanie: „Gdzie sie podzialy tamte dziewczyny?”.
– Jak poetycko zabrzmialo.
– Co wtorek wystepuje na amatorskiej scenie w klubie Wildcat…
Kimberly spojrzala na niego.
– A, rozumiem. Zartowalas.
– Chyba zjem jeszcze jeden – powiedziala i otwarla trzeci kubek puddingu. Nie dlatego, ze byla glodna, tylko musiala sie czyms zajac. – Nie lapie tego – dodala po chwili. – Prostytutki twierdza, ze ich kolezanki gdzies znikaja. No to w takim razie gdzie sie podzialy? Fizycznie. Jesli rzeczywiscie ktos je zabija, gdzie sa ciala? Czy zaginionej pani X, widzianej ostatnio tu i tu, nie powinny odpowiadac niezidentyfikowane zwloki Y, znalezione tam i tam?
– Sprawdzalem. Ostatnio nie znaleziono zadnych kobiecych zwlok.
– Zdaje sie, ze tym samym twoja teoria upada. Gdyby ktos faktycznie je mordowal, musialby sie jakos pozbywac cial. Na wysypisku, w bocznych uliczkach, przy drodze. Predzej czy pozniej cos by sie pojawilo.
Sal wzruszyl ramionami.
– A ilu ofiar Teda Bundy'ego ciagle nie odnaleziono? On na przyklad preferowal wawozy, a powiedzmy sobie szczerze: tutaj ich nie brakuje. Podobnie jak kurzych ferm, mokradel i hektarow gestych lasow. Jesli chcesz ukryc zwloki, przyjedz do Georgii. Chyba ze… – dodal po namysle – facet dziala poza granicami stanu. Zawsze jest i taka mozliwosc, ale to juz ty wiesz najlepiej.
Kimberly doslyszala w tym nutke sceptycyzmu. Bo jezeli zabojca wabi swoje ofiary w Georgii, a morduje w Luizjanie, wtedy to faktycznie jest sprawa dla federalnych, a Sal twierdzi co innego. On uwaza, ze to j e g o sprawa, wiec chocby tylko z tego powodu zabojca musi dzialac wylacznie na terenie Georgii.
Kimberly przyjrzala mu sie uwaznie. Zaczela cos przeliczac w glowie i wynik, jaki uzyskala, nie przemawial na jego korzysc.