Trevor zaprowadzil ja do pokoju przesluchan. Jedna z korzysci bycia kapusiem: zamiast w celi Delilah zostala umieszczona w malutkim pokoiku i dostala puszke dietetycznej coli. Niezly wynik za jedna noc pracy.

Kimberly przystanela przed drzwiami. Przez lustro weneckie pierwszy raz zobaczyla swoja „informatorke”. Z kamienna twarza dokladnie sie jej przyjrzala.

Delilah Rose byla biala, co dosc zaskakujace w stanie, gdzie wiekszosc prostytutek to Murzynki albo Azjatki – te ostatnie obslugiwaly glownie salony masazu. Miala niewiele ponad dwadziescia lat, zmeczona twarz i tlenione blond wlosy kobiety, ktora zyje za szybko i sie nie oszczedza.

Kiedy Kimberly na nia patrzyla, dziewczyna zadziornie uniosla glowe i spojrzala w szybe. Przenikliwe niebieskie oczy, zacisniete usta. Zimna i opanowana.

Dobrze.

– Od tej chwili ja ja przejmuje – powiedziala Kimberly do Trevora. – Dziekuje za telefon.

– Nie ma sprawy. Prosze nam dac znac, gdyby…

– Dziekuje za telefon – powtorzyla i ominawszy grubego sierzanta, weszla do pokoju.

Nie spieszyla sie. Zamknela drzwi. Przysunela plastikowe krzeslo. Usiadla.

Z kieszeni zakietu wyjela dyktafon. Z torby maly notes i dwa dlugopisy. W koncu spojrzala na zegarek i zapisala u gory strony godzine.

Nastepnie odlozyla dlugopis, oparla sie na krzesle i splotlszy dlonie na brzuchu, przygladala sie dziewczynie. Minela minuta, potem druga i trzecia. Byla ciekawa, czy sierzant Trevor je obserwuje. Na pewno juz zaczal sie niecierpliwic, ze nic sie nie dzieje.

Dziewczyna byla cwana, ale nie doceniala Kimberly. Pierwsza nie wytrzymala. Chwycila puszke coli i zorientowawszy sie, ze jest pusta, nerwowo odlozyla ja na stol.

– Chcesz jeszcze jedna? – zapytala spokojnie Kimberly.

– Nie, dziekuje.

O, coz za maniery. Wiekszosc zatrzymanych robi sie wyjatkowo grzeczna w obecnosci strozow prawa. Przynajmniej na poczatku. Moze ciagle maja w glowie te dziecieca wiare, ze wystarczy jedno magiczne slowo…

Kimberly znow zamilkla. Dziewczyna chrzaknela, a potem zaczela obracac w dloni pusta puszke.

– Chce pani, zebym sie jeszcze bardziej denerwowala – mruknela w koncu z lekka pretensja w glosie.

– Bralas cos, Delilo?

– Nie!

– Podobno policja znalazla przy tobie mete.

– Nie biore narkotykow! Kolezanka dala mi torebke do potrzymania. Skad mialam wiedziec, ze to meta?

– Pijesz?

– Czasami. Ale wczoraj nie.

– Rozumiem. A co robilas wczoraj wieczorem?

– O Boze, nic nie robilam. Poszlam sobie poskakac do klubu. Potem chcialam wrocic pociagiem do domu. Od kiedy to korzystanie z komunikacji miejskiej jest przestepstwem? – Zaczynal z niej wylazic charakterek.

Kimberly zerknela na jej stroj. Pod granatowa marynarka, o wiele za cienka jak na te pore roku, miala na sobie obcisla lycre: blyszczaca minispodniczke w kolorze oberzyny i czarna koszulke na ramiaczkach, tak kusa, ze biust prawie sie z niej wylewal. Calosci dopelnialy dziesieciocentymetrowe szpilki.

Zanim dziewczyna odruchowo obciagnela koszulke, Kimberly zdazyla dostrzec wytatuowana wokol pepka malutka pajeczyne. Drugi tatuaz, przedstawiajacy wspinajacego sie pajaka, miala z tylu na szyi.

– Kto ci to robil? – spytala Kimberly.

– Nie pamietam.

– Ta pajeczyna na brzuchu tez ladna. A kolczyk to niby pajak? Sprytne.

Delilah nic nie odpowiedziala, tylko wyzywajaco wysunela podbrodek.

Kimberly odczekala kolejna minute, po czym uznala, ze wystarczy. Wyprostowala sie i zaczela zbierac ze stolu swoje rzeczy: dyktafon, notes, pierwszy dlugopis…

– Co jest, kurwa? – zawolala Delilah.

– Slucham? – Kimberly spokojnie wsuwala dyktafon do kieszeni.

– Gdzie pani idzie? Nie zadala mi pani ani jednego pytania. To ma byc FBI?

Kimberly wzruszyla ramionami.

– Powiedzialas, ze nic nie zrobilas, twierdzisz, ze narkotyki nie byly twoje, a wiec wszystko w porzadku. Jestes czysta jak lza, a ja wracam spac.

Siegnela po drugi dlugopis. Dziewczyna zlapala ja za reke. Jak na chuda, anorekryczna istote, Delilah Rose miala duzo sily. Kimberly wiedziala, co to jest: nosi nazwe desperacja.

Powoli odwrocila glowe i spojrzala jej w oczy.

– Nie znam cie. Widze cie pierwszy raz w zyciu. A to znaczy, ze nie jestes moja informatorka i jesli o mnie chodzi, policja Sandy Springs moze z toba zrobic, co zechce. A teraz pusc mnie, bo tego pozalujesz.

– Musimy porozmawiac.

– Siedze tu od szesciu minut. Jak na razie niewiele mialas mi do powiedzenia.

– Nie chce, zeby ten palant sluchal. – Dziewczyna zwolnila uscisk. Rzucila okiem w strone szyby w drzwiach.

– Co cie obchodzi sierzant Trevor, rozmawiasz ze mna, a na razie wciaz nie dalas mi powodu, zebym zostala.

– On mnie zabije.

– Sierzant Trevor?

– Nie, nie, ten facet… nie znam jego nazwiska. To znaczy prawdziwego, bo sam o sobie mowi, ze sie nazywa Dinchara.

– Dinchara?

– To jest ten, no, anagram od arachnid*.

–  Blagam… – nie wytrzymala Kimberly. Uniosla sceptycznie brew i jeszcze raz zmierzyla wzrokiem dziewczyne.

– On jest inny.

– Uhm, jasne – Kim juz sie podnosila z krzesla.

– Nie placi za seks. Przynajmniej nie na poczatku. – Glos Delili robil sie coraz bardziej natarczywy. – Daje dziewczynom forse, zeby sie bawily z jego… zwierzatkami. Na przyklad dziesiec dolcow za dotkniecie ptasznika. Trzydziesci, jesli wezmiesz go na reke. Takie tam odjechane pomysly.

– Zabawy z pajakami?

– Wiedziala pani, ze jad ptasznika wcale nie jest taki grozny? Za slaby dla czlowieka. – Mowila to z pewnym zafascynowaniem. – One sa w gruncie rzeczy bardzo niesmiale i… delikatne. Trzeba je ostroznie brac do reki, bo mozna im zrobic krzywde.

* Arachnid – ang. pajeczak (przyp. tlum.).

Kimberly nie odezwala sie, glownie dlatego, ze nie wiedziala, co powiedziec.

Delilah za to wreszcie sie rozkrecila:

– No wiec na poczatku chodzilo mu tylko o te pajaki. Ale potem przestalo mu wystarczac patrzenie, jak laza po rece, chcial, zeby lazily po calym ciele. Strasznie go to podniecalo i wtedy zyczyl sobie innych rzeczy. Moze bylo troche dziwnie i nie wszystkim dziewczynom to odpowiadalo, ale z drugiej strony niezle placil.

– Ile to jest: „niezle”?

– Za reczna robote stowa, za loda sto piecdziesiat. Dwie stowy, jezeli pozwolisz, zeby pajak sie przygladal.

– Co?

– Zza szyby, oczywiscie. Ptasznika nie mozna tak luzem puszczac po domu. Niechcacy mozna go zdeptac.

– Tego sie wlasnie obawialam – mruknela Kimberly. Czlowiek sadzi, ze slyszal juz wszystko, a tu jakis zboczeniec znowu przesuwa granice. – Rozumiem. Czyli spotykacie sie z panem Dinchara. – Jeszcze raz przyjrzala sie tatuazom dziewczyny. – Bede szczera: moim zdaniem swietnie pasujecie do siebie, a poza tym, jak mowilas, niezle placi. Wobec tego co tu robisz?

Delilah odwrocila wzrok. Nagle przestala byc rozmowna. Znow zapadla cisza.

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×