sobie przypomniala, ze wlasciciel pola juz sie zglosil, zeby zidentyfikowac wraki maszyn i pozalic sie nad strata. Gdyby zginal jego pracownik, cos by o tym wiedzieli.

– Ja tego nie lapie. – Rachel cofnela sie kilka krokow i rozejrzala po lesie. – Jestesmy teraz w miejscu, gdzie samolot pierwszy raz zahaczyl o drzewa. Spojrzcie. – Wskazala na ostre biale wierzcholki scietych sosen dwadziescia metrow na poludnie. – Prawe skrzydlo zostaje sciagniete w dol, samolot sie przechyla, pilot koryguje polozenie, ale widocznie przeciaga, bo sto metrow stad – obrocila sie, pokazujac na jakis odlegly, niewidoczny cel – mamy gleboka wyrwe na skraju pola, tak jakby lewe skrzydlo zarylo w ziemie…

– Ostatecznie obracajac samolotem… – dokonczyla Kimberly. – A to znaczy, ze w tym momencie, w tym miejscu…

– Samolot jeszcze sie nie obrocil, wiec nikt z niego nie mogl wypasc. No bo pomyslcie: kokpit jest poltora kilometra stad. Nawet gdyby ten cholerny samolot wybuchl, a wiemy, ze tak sie nie stalo, skad niby wzielaby sie tutaj ludzka noga bez sladow oparzen?

Harold zaczal chodzic wkolo, wpatrujac sie w ziemie. Kimberly cofnela sie, zadarla glowe i spojrzala miedzy drzewa.

Traf chcial, ze to ona pierwsza je zauwazyla. Zaledwie piec metrow dalej, niemal na wysokosci oczu. Az dziw, ze nie krzyknela. Zaalarmowal ja zapach. Ostry, drazniacy. Zobaczyla blysniecie pomaranczowego odblasku. Potem nastepne, i jeszcze jedno. Az w koncu…

Brakowalo glowy. I lewej reki, i nogi. Zostal tylko dziwaczny, zgiety wpol ksztalt zwisajacy z galezi.

– Cos czuje, ze nie wrocimy jutro do domu – powiedziala Kimberly.

Harold i Rachel podeszli do niej.

– Mysliwy? – spytala z powatpiewaniem Rachel. – Przeciez sezon na jelenie skonczyl sie pare miesiecy temu…

– Dopiero w styczniu – sprostowal Harold. – Ale na drobna zwierzyne mozna polowac do konca lutego. Poza tym sa dziki, aligatory. To Georgia, tutaj zawsze cos mozna ustrzelic.

– Biedaczek – mruknela Kimberly. – Czujecie to? Siedzisz sobie na drzewie, wypatrujesz jakiegos…

– Oposa, gluszca, przepiorki, wiewiorki, krolika – dokonczyl Harold.

– I nagle wielki boeing urywa ci glowe. Spodziewalbys sie?

– Na kazdego przychodzi jego czas.

Rachel ciagle byla wsciekla, ale westchnela po raz ostatni i wziela sie w garsc.

– No dobra. Za godzine zrobi sie ciemno. Nie tracmy czasu.

Jak sie okazalo, NTSB nie byla zainteresowana jakas noga znaleziona w lesie. W lotniczym swiecie martwy mysliwy zalicza sie do przypadkowych ofiar; FBI moze go sobie wziac.

Rachel wykonala pare telefonow, zamawiajac nowy samochod ze sprzetem i dostatecznie duza liczbe doswiadczonych agentow i ochotnikow z policji potrzebnych do przeczesania terenu. Po kwadransie w lesie zgromadzila sie spora grupa funkcjonariuszy z lokalnych posterunkow oraz agentow federalnych. Harold wreczyl kazdemu cienka sonde i poinstruowal o koniecznosci patrzenia zarowno w dol, jak i w gore. Sam zajal sie pilnowaniem, by grupa posuwala sie naprzod w jednym szeregu, co jest nielatwe w takim terenie.

Miejscowy szeryf poinformowal, ze rano zgloszono zaginiecie niejakiego Ronalda „Ronniego” Danversa. Dwudziestoletni Ronnie trzy dni temu wybral sie na polowanie. Kiedy nie wrocil do domu, jego dziewczyna pomyslala, ze pewnie nocuje u znajomych. Dzisiaj, kiedy tam zadzwonila, zeby mu zrobic awanture, zrozumiala swoj blad.

– Dopiero po trzech dniach sie zorientowala, ze zaginal? – odezwal sie agent Tony Coble. – Wielka mi milosc.

– Chyba mieli jakies problemy – powiedzial Harold.

– Dziewczyna jest w ciazy i najwyrazniej miewa humory.

Mowiac to, specjalnie staral sie nie patrzec na Kimberly, ale oczywiscie wszyscy pozostali spojrzeli.

– No co? Ja nie mam humorow – powiedziala. – Zawsze bylam wredna. – Ucisk w lewym boku wreszcie ustapil, pozostawiajac inne, wciaz jeszcze nowe i niezwykle dla niej uczucie, jakby delikatna czkawke wyczuwalna pod zebrami. Odruchowo polozyla dlon na brzuchu – wybitnie matczyny gest – ale nie mogla sie powstrzymac.

Koledzy z ekipy patrzyli na nia z szerokimi usmiechami. W biurze przypieli jej na scianie bociana, a w zeszlym tygodniu zostawili na biurku tacke na dokumenty wypelniona smoczkami – znalazla ja, kiedy wrocila z lunchu. Agenci podobno sa twardzielami, ale od jakiegos czasu wystarczylo, ze glosniej westchnela, a juz ktorys lecial po wode, krzeslo, kiszonego ogorka. Banda mieczakow. Uwielbiala ich, kazdego bez wyjatku. Nawet tego madrale Harolda.

– Sluchajcie – odezwala sie Rachel. – Myslelismy, ze dzis wieczorem uda nam sie zwinac ten bajzel i wrocic do domu, a tym, ktorzy rzadko tam docieraja, przynajmniej wpasc do biura, zeby odrobic zaleglosci. Niestety, nic z tego. Mamy tylko godzine, najwyzej dwie. Zrobimy mapke, pozbieramy slady, a dokumentacje dokonczymy w centrum dowodzenia. Innymi slowy, mozecie mi podziekowac, ze znow zapewnilam wam wieczor pelen rozrywek.

Rozlegl sie zbiorowy jek. Rachel tylko sie usmiechnela.

– Dobra, dobra, panowie. Znajdzcie mi glowe Ronniego.

3

„Pustelnik brunatny buduje sredniej wielkosci nieregularna pajeczyne, ktorej nici rozchodza sie w roznych kierunkach bez okreslonego wzoru”.

(Julia Maxine Hite, William J. Gladney, J. L. Lancaster Jr., W. H. Whitcomb, Biology of the Recluse Spider, Zaklad Entomologii Wydzialu Rolniczego Uniwersytetu Arkansas,Fayetteville, maj 1966)

Kimberly dotarla do domu tuz po polnocy. Poruszala sie po spowitych polmrokiem pomieszczeniach z latwoscia osoby nawyklej do pracy po nocach w przycmionym swietle. Torbe, plaszcz i buty zostawila na lawie w przedpokoju. Krotki przystanek w kuchni, zeby napic sie wody i zerknac na wyswietlacz automatycznej sekretarki.

Na biurku we wnece Mac zostawil wlaczona lampke. W malym kregu swiatla lezala sterta korespondencji, a na niej kolorowa karteczka z rysunkiem usmiechnietej buzi.

Puste pudelko po pizzy swiadczylo o tym, ze zdazyl wrocic na kolacje. Zajrzala do lodowki: zostalo jeszcze pol. Zimna pizza z serem czy niskotluszczowy jogurt waniliowy – wybor byl latwy.

Pierwsza cwiartke pizzy zjadla na stojaco, wertujac poczte. Znalazla wsrod niej najnowszy katalog Pottery Barn Kids, wiec druga cwiartke spozywala, ogladajac wszystkie artykuly w rozowa krateczke, jakie mieli w ofercie.

Byla przekonana, ze urodzi dziewczynke. Tak byloby lepiej, chocby dlatego, ze nie miala pojecia, jak sie wychowuje chlopca. Poza tym dziesiec lat temu psychopatyczny morderca zabil jej matke i starsza siostre. Uwazala, ze Bog jest jej cos winien.

Mac oczywiscie oczekiwal chlopca, ktorego chcial ochrzcic na czesc Dale'a Murphy'ego z Atlanta Braves i ubierac od stop do glow w stroje druzyn z pierwszej ligi bejsbolu.

Kimberly twierdzila, ze nie ma problemu, jej coreczka (Abigail, Eva, Ella???) moze byc o wiele lepsza miotaczka niz synek. Przekomarzali sie bez przerwy. Kto wygra, mialo sie okazac okolo 22 czerwca.

Kimberly poznala Maca prawie piec lat temu w Akademii FBI. Ona byla kandydatka na agentke, a on uczestniczyl w szkoleniach jako agent specjalny z ramienia GBI – Biura Sledczego stanu Georgia. Pierwszy raz na siebie wpadli, gdy ona gonila go z nozem. Mac w odpowiedzi probowal jej skrasc pocalunek. Tak mniej wiecej wygladal ich zwiazek od tamtego czasu.

Malzenstwem byli od roku. Dosc dlugo, zeby wypracowac podstawowe zasady przebywania pod jednym

Вы читаете Pozegnaj sie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×