– Agentka Stoudt twierdzi, ze te same serwisy, ktore umozliwiaja spoofing, moga tez na zyczenie znieksztalcic glos w taki sposob, ze brzmi on, jakby mowila osoba przeciwnej plci. Taka dodatkowa usluga. Jezeli tak, to… Kurcze, juz niczego nie jestem pewna.
Baima podrapal sie po nosie.
– Nie cierpie Internetu.
– Dzieki niemu mamy eBay i Amazon.
– I tak go nie cierpie.
Kimberly nie zamierzala sie spierac.
– Moja teoria brzmi tak: dzwonila Delilah Rose, chocby dlatego, ze sama dalam jej numer, kiedy sie spotkalysmy. Byc moze w ten sposob chciala udowodnic, ze mowi prawde.
– To mozliwe. – Baima dwukrotnie przesluchal tasme z nagraniem jeszcze rano, jak tylko ja dostal od Kimberly. Nie byl to najprzyjemniejszy poczatek dnia. – Czyli mamy mezczyzne o nieustalonej tozsamosci, ktory napastuje seksualnie, a potem torturuje kobiete, zadajac, by wskazala mu jakas osobe, a kiedy ona to robi, zabija ja. Kobieta wymienia nazwisko Ginny Jones i twierdzi, ze jest jej matka. Mozna to jakos potwierdzic?
– Wlasnie wyslalam zapytanie do wydzialu osob zaginionych – oznajmila Kimberly. Znow sie zawahala i dodala: – Tylko ze nie znalam imienia, wiec wpisalam samo nazwisko i ogolne dane. Poszukiwania moga troche potrwac.
Kolejne powatpiewajace spojrzenie przelozonego.
– Idzmy dalej – ciagnal. – Pierwsze wrazenie, gdy tego sluchalas… Autentyczne? Inscenizowane? Na zywo? Z tasmy? Jest duzo mozliwosci.
Tym razem Kimberly starala sie mowic pewniejszym glosem.
– Uwazam, ze to bylo autentyczne. Czy na zywo, nie jestem pewna.
– Wyjasnij.
– Te odglosy w sluchawce… Jezeli to byla inscenizacja, to ktos, kto to nagral, musi dobrze wiedziec, jak sie zachowuje torturowana ofiara. To brzmialo zbyt realistycznie.
Baima przyjal te informacje krotkim skinieniem glowy. W taki oto sposob przelozony wrecza podwladnej sznur, zeby sie mogla powiesic.
– Czemu nie jestes pewna, ze to sie dzialo na zywo?
– Wczoraj w nocy mialam takie wrazenie, ale dzisiaj… Mysle, ze ktos puscil tasme. – Kimberly nachylila sie. – Druga porcja dokumentow, ktore dostal Sal, nalezala do trzech kobiet wynajmujacych wspolnie mieszkanie. One takze jedna po drugiej zniknely. Jesli dolozyc do tego to, co uslyszalam w sluchawce, mozna podejrzewac, ze jest to elementem
– Najpierw zostaje porwana matka Ginny. Wskazuje na corke i ona jest nastepna – podsumowal Baima.
– Na razie to tylko teoria.
– Fajnie sie pobawic teoriami, agentko Quincy, ale nie wiem, czy zauwazylas, ze ostatnio mamy na glowie kupe roboty. Zeby wszczac sledztwo federalne, potrzebne sa twarde dowody i – uwaga, uwaga – kompetencje.
– Przeciez mam nagranie telefonu… – zaczela Kimberly.
– Nie kwalifikuje sie jako dowod, bo nie da sie ustalic zrodla. A jezeli to lecialo z tasmy, co sama stwierdzilas, jak przedstawisz lancuch dowodowy?
– A sygnet?
– Jak wyzej.
– Informacje dostarczone przez Delile Rose…
– Najbardziej niewiarygodne zeznanie, jakie w zyciu czytalem. Przykro mi. Do trzech razy sztuka.
Kimberly sie skrzywila.
– Larry, przeciez slyszales te tasme. Nie mozemy tego tak zostawic. Zginela jakas kobieta… blagala o zycie. Jak mozesz…
– Wcale nie zostawiamy.
Przyjrzala mu sie podejrzliwe. -Nie?
– Nie. Podrzucamy to GBI, bo to oni powinni sie tym zajac. Mowilas, ze sprawa wyszla od Martignettiego. Niech dalej ja rozpracowuje i szuka tych prostytutek. A nuz trafi na slad zbrodni albo nie daj Boze, znajdzie cialo. Tak czy owak to lezy w ich jurysdykcji.
– Ale Delilah nie chce z nim gadac.
– Moze nikt jej wystarczajaco ladnie nie poprosil. Dopoki nie mamy dowodow, ze przestepca dzialal na terenie wiecej niz jednego stanu, nie mamy prawa sie tym zajmowac. Koniec, kropka. Na twoim biurku lezy w tej chwili osiemnascie rozpoczetych spraw. Mam propozycje: wez pierwsza z brzegu i doprowadz do konca.
Kimberly zmarszczyla brwi i przygryzla warge.
– A co robic, jesli GBI zaproponuje mi zalozenie podsluchu w komorce?
Baima spojrzal na nia wymownie.
– Zastanow sie, kto najczesciej do ciebie dzwoni i z czym. Za kazdym razem sie odslaniasz. Ja bym poszukal lepszego sposobu wspolpracy.
– Rozumiem.
Kimberly energicznie podniosla sie z krzesla, uwazajac, by zbytnio nie okazac triumfu.
W ostatniej chwili Baima ja zatrzymal.
– Jak samopoczucie?
– Swietnie.
– Ciezko pracujesz, Kimberly. Moze poki czujesz sie dobrze, zaczniesz powoli planowac, co dalej.
– Czy to polecenie sluzbowe?
– Raczej przyjacielska rada.
– Powtorze raz jeszcze: praca to moje zycie.
Teraz Baima przewrocil oczami. Kimberly uznala, ze pora wyjsc. Dostala od szefa pozwolenie na poszukanie innych sposobow wspolpracy z organami stanowymi. Z pewnoscia mozna do niej zaliczyc odnalezienie Tommy'ego Marka Evansa.
Ojciec Kimberly wstapil do FBI po krotkim okresie pracy w chicagowskim wydziale policji. Nalezal jeszcze do starej gwardii, sluzyl w czasach, gdy agenci chodzili w ciemnych garniturach, kazde slowo Hoovera traktowali jak rozkaz i zyli wedlug zasady: „Nigdy nie przynies wstydu Biuru”.
Kimberly byla wtedy za mala – nie pamietala taty z czasow jego aktywnej sluzby, ale lubila sobie wyobrazac, jak stoi w czarnym garniturze naprzeciw jakiegos drobnego gangstera, wpatruje sie w niego nieprzeniknionym wzrokiem i podwaza jego alibi jednym uniesieniem brwi.
Kiedy pracoholizm zniszczyl jego malzenstwo, przeniosl sie do Sekcji Behawioralnej w Quantico i zostal psychologiem kryminalnym. Teoretycznie wybral prace naukowa, zeby wiecej czasu spedzac z corkami. W praktyce wyjezdzal czesciej niz kiedykolwiek, rozpracowywal setki spraw rocznie, jedna drastyczniej sza od drugiej.
Nigdy nie opowiadal o swojej pracy. Za to Kimberly dobrowolnie zanurzyla sie w jego swiecie. Wieczorami wkradala sie do jego gabinetu, wertowala fachowe podreczniki, zagladala do szarych kopert pelnych fotografii z miejsc zbrodni, analiz sladow krwi i raportow koronerow, w ktorych pojawialy sie takie wyrazenia jak „krwotok punkcikowaty” czy „okaleczenie posmiertne”.
Kimberly byla agentka FBI dopiero od czterech lat, ale w pewnym sensie cale zycie zajmowala sie analizowaniem brutalnych zabojstw. Po pierwsze dlatego, ze ulegla mylnemu przeswiadczeniu, iz jesli doglebnie pozna prace ojca, bedzie w stanie zrozumiec i jego. Po drugie dlatego, ze sama byla ofiara usilujaca przebrnac przez emocjonalne bagno, jakim byla swiadomosc, ze jej matka umierala powoli i w straszliwych meczarniach, rozpaczliwie walczac o zycie w swym domu w Filadelfii.
Czy Bethie umierala w potwornym strachu, bezsilna i osaczona, czy czula zlosc, ze mimo tak wytrwalej walki przegrala wojne? A moze wtedy bol byl juz tak wielki, ze przyjela smierc z ulga? Rok wczesniej zginela Mandy. Moze w ostatnich chwilach Bethie myslala, ze dobrze bedzie znow sie zobaczyc z corka.
Kimberly tego nie wiedziala. I nigdy sie nie dowie.