odwioza pania McCaffrey z dzieckiem.

Dan chcial wiedziec wiecej, ale nie mogl rozmawiac swobodnie, kiedy czul oddech Seamesa na karku.

– No nic, dzieki, Lonnie – powiedzial. – Chociaz moim zdaniem to niewybaczalne, ze nie wiecie, gdzie jest wasz pracownik ani co sie dzieje z waszymi klientami.

– He? Przeciez wlasnie panu powiedzialem…

– Zawsze myslalem, ze Paladyn jest najlepszy, ale jesli nie zaczniecie lepiej pilnowac swoich agentow i klientow, zwlaszcza klientow narazonych na ryzyko…

– Co sie z panem dzieje, Haldane? – zapytal Lonnie.

– Jasne, jasne – powiedzial Haldane na uzytek Seamesa – na pewno sa bezpieczne. Wiem, ze Earl to dobry agent i na pewno nie pozwoli, zeby cos im sie stalo, ale lepiej zrobcie tam u siebie porzadek, bo predzej czy pozniej cos sie stanie klientowi i odbiora wam licencje.

Lonnie zaczal cos mowic, ale Dan odlozyl sluchawke.

Rozpaczliwie pragnal wydostac sie stad, znalezc inny telefon i zadzwonic do Lonniego po wiecej szczegolow. Nie chcial jednak zdradzic swojej niecierpliwosci przed Seamesem, bo nie chcial, zeby Seames z nim poszedl. A gdyby Seames myslal, ze Dan zna miejsce pobytu Laury i Melanie, nigdy nie zostawilby go w pokoju.

Agent FBI patrzyl na Dana twardym wzrokiem.

– W Paladynie nic nie wiedza – oswiadczyl Dan.

– Tak panu powiedzieli? – Tak.

– Co jeszcze panu powiedzieli?

Dan chcial i musial ufac Seamesowi oraz FBI. Ostatecznie byl glina z wyboru i wierzyl w prawo, w system wladzy i porzadku. Normalnie obdarzylby Seamesa zaufaniem odruchowo, bez namyslu.

Ale nie tym razem. To byla pokrecona sytuacja i w gre wchodzila stawka tak wysoka, ze normalne zasady przestaly obowiazywac.

– Ni cholery mi nie powiedzieli – odparl Dan. – A o co chodzi?

– Strasznie pan sie spocil.

Dan czul pot na twarzy, zimny i kroplisty. Szybko wymyslil odpowiedz.

– To przez te rozbita glowe. Nie boli i zapominam o tym, a potem nagle znowu zaczyna bolec tak mocno, ze slabo mi sie robi.

– Kapelusze? – zainteresowal sie Seames.

– Co?

– W Znaku Pentagramu powiedzial mi pan, ze skaleczyl sie podczas przymierzania kapeluszy.

– Naprawde? No, po prostu sie madrzylem.

– No wiec… co sie naprawde stalo?

– Widzi pan, zwykle nie przemeczam sie mysleniem. Nie przywyklem do tego. Wielki tepy glina, pan rozumie. Ale dzisiaj myslalem tak ciezko, ze glowa mi sie rozgrzala i dostalem babli na czole.

– Moim zdaniem pan zawsze duzo mysli, Haldane. Bez przerwy.

– Za wysoko mnie pan ceni.

– Radze panu powaznie pomyslec o jednym: pan jest zwyklym miejskim glina, a ja jestem agentem federalnym.

– Jestem calkowicie swiadom panskiego wysokiego stanowiska oraz obecnosci ducha J. Edgara Hoovera.

– Chociaz nie moge bez powodu wtracac sie do panskiej jurysdykcji, znam sposoby, zeby pan pozalowal, jesli mi pan wejdzie w droge.

– Nigdy tego nie zrobie, sir. Przysiegam. Seames tylko popatrzyl na niego.

– No, to chyba bede lecial – oznajmil Dan.

– Dokad?

– Pewnie do domu – sklamal Dan. – Mialem dlugi dzien. Pan ma racje: za duzo pracuje. I glowa mnie boli jak diabli. Wezme aspiryne i zrobie sobie oklad z lodu.

– Tak nagle przestal pan sie martwic o te McCaffrey?

– Jasne, martwie sie o nie – przyznal Dan – ale na razie nic wiecej nie moge zrobic. To znaczy, ten balagan w domu wyglada dosyc podejrzanie, ale niekoniecznie swiadczy o probie zabojstwa, prawda? Mysle, ze one sa bezpieczne z Earlem Bentonem. To dobry czlowiek. Poza tym, panie Seames, gliniarz od zabojstw musi miec gruba skore. Nie moze utozsamiac sie z ofiarami, pan rozumie. Jesli zaczniemy sie przejmowac, wszyscy trafimy do czubkow. Racja?

Seames wpatrywal sie w niego bez mrugniecia.

Dan ziewnal.

– No, czas walnac piwo i do wyra.

Ruszyl do drzwi. Czul sie beznadziejnie obnazony, przezroczysty jak szklo. Nie mial talentu do udawania. Seames odezwal sie, kiedy Dan przekraczal prog.

– Jesli Laurze McCaffrey i jej corce grozi niebezpieczenstwo, poruczniku, i jesli pan naprawde chce im pomoc, powinien pan ze mna wspolpracowac.

– No, jak mowilem, nie przypuszczam, zeby akurat w tej chwili cos im grozilo – odparl Dan, chociaz nadal czul krople potu splywajace po twarzy, chociaz serce mu walilo, a zoladek skurczyl sie w bolesny wezel.

– Cholera, dlaczego pan jest taki uparty? Dlaczego pan nie chce wspolpracowac, poruczniku?

Dan spojrzal mu w oczy.

– Przed chwila praktycznie oskarzyl mnie pan, ze sie sprzedalem i wydalem komus te McCaffrey.

– Podejrzliwosc to czesc mojej pracy – wyjasnil Seames.

– Mojej tez.

– To znaczy… pan podejrzewa, ze wcale nie chodzi mi o dobro tej dziewczynki?

– Panie Seames, przykro mi, ale chociaz ma pan okragla

1 gladka buzie cherubina, to wcale nie znaczy, ze jest pan prawdziwym aniolem.

Dan wyszedl z domu, wsiadl do samochodu i odjechal. Nie probowali go sledzic; pewnie doszli do wniosku, ze nie warto marnowac czasu.

Pierwszy telefon, ktory zobaczyl Dan, nalezal do tego rodzaju urzadzen, ktorych stopniowe znikanie symbolizuje upadek nowoczesnej cywilizacji: zamknieta ze wszystkich stron szklana budka. Stala na rogu parceli zajmowanej przez stacje obslugi Arco.

Zanim Dan wreszcie znalazl budke i zaparkowal obok niej, caly sie trzasl, jeszcze nie spanikowany, ale z pewnoscia na krawedzi paniki, co zupelnie do niego nie pasowalo. Zwykle byl spokojny, opanowany. Nawet w najgorszej sytuacji, nawet kiedy wszystko sie walilo, potrafil zachowac zimna krew. Ale nie tym razem. Moze dlatego, ze nie mogl przestac myslec o Cindy Lakey, nie mogl zapomniec swojej tragicznej porazki, a moze przez ostatnie dwadziescia cztery godziny za duzo rozmyslal o morderstwie wlasnego brata i siostry, a moze Laura McCaffrey pociagala go silniej, niz chcial przyznac, i jej utrata oznaczala dla niego wrecz niewyobrazalna katastrofe. Lecz bez wzgledu na powod tej emocjonalnej zapasci, z kazda chwila coraz bardziej puszczaly mu nerwy. Wexlersh. Manuello.

Dlaczego nagle tak sie ich przestraszyl? Oczywiscie nigdy ich nie lubil. Poczatkowo byli zastepcami i plotka glosila, ze nalezeli do najbardziej skorumpowanych w tamtym wydziale, i pewnie dlatego Ross Mondale zalatwil im przeniesienie pod swoja komende do East Valley; chcial miec do dyspozycji ludzi, ktorzy wypelnia kazde polecenie, ktorzy nie zadaja pytan i nie kwestionuja rozkazow, ktorzy pozostana wobec niego lojalni, dopoki ich oplacal. Dan wiedzial, ze obaj byli pacholkami Mondale’a, oportunistami lekcewazacymi wlasna prace, nie zywiacymi szacunku dla koncepcji obowiazku czy bezpieczenstwa publicznego. Ale wciaz byli gliniarzami, zlymi gliniarzami, leniwymi gliniarzami, ale nie platnymi zabojcami jak Ned Rink. Na pewno nie stanowili zagrozenia dla Laury i Melanie. A jednak…

Cos bylo nie tak. Zaledwie przeczucie. Dan nie potrafil wyjasnic swojego naglego przerazenia, nie rozumial jego przyczyn, ale przez lata nauczyl sie ufac swoim przeczuciom, dlatego teraz przepelnil go strach.

W budce telefonicznej pospiesznie, goraczkowo wygrzebal z kieszeni kilka monet. Wystukal na klawiaturze numer Kalifornia Paladyna.

Jego oddech zaparowal wewnetrzna powierzchnie szkla, podczas gdy deszcz splywal po drugiej stronie tafli. Srebrzyste swiatla stacji obslugi mrugaly przez falujace struzki wody, rozmyte i przycmione za zaparowana szyba.

Ta dziwaczna migotliwa poswiata, polaczona z niepokojacymi odglosami burzy, wywolala u Dana niezwykle

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату