ktora, ale wiem, ze wspieral rozmaite badania Hoffritza i kilka razy rozmawial z Dylanem o grancie na jego prace. Nie znalam go dobrze, ale wydawal mi sie wyjatkowo niesympatycznym czlowiekiem, wynioslym i aroganckim.
Dan byl pewien, ze wlasnie o tym „Howardzie” opowiadala Regina.
– Ten rowniez – dodala Laura, wskazujac kolejne nazwisko na liscie. – Sheldon Tolbeck. Przyjaciele nazywaja go Shelby. To waga ciezka, psycholog i rownoczesnie neurolog, ktory przeprowadzil ostateczne badania rozmaitych form dysocjacyjnych zachowan.
– Co to znaczy? – zapytal Dan.
– Dysocjacyjne zachowania? Psychiczne zamkniecie w sobie, katatonia, autyzm… tego rodzaju stany.
– Jak u Melanie. – Tak.
– Mam powody podejrzewac, ze ci trzej mezczyzni wspolpracowali z pani mezem i z Hoffritzem w badaniach prowadzonych w tym przekletym szarym pokoju.
Laura zmarszczyla brwi.
– Uwierze w przypadku Koliknikowa i Renseveera, ale nie Sheldona Tolbecka. On ma nieskazitelna reputacje. – Nadal patrzyla na liste. – Jeszcze jeden. Albert Uhlander. Jest pisarzem, pisze dziwne…
– Wiem. To pudlo, ktore przynioslem z samochodu, jest pelne jego ksiazek.
– On i Dylan prowadzili rozlegla korespondencje.
– Na jaki temat?
– Roznych aspektow okultyzmu. Nie wiem dokladnie. Nie znalazla wiecej znajomych nazwisk na dlugiej liscie, lecz rozpoznala wszystkich czlonkow konspiracji oprocz tego wysokiego, siwowlosego, dystyngowanego dzentelmena, ktorego Regina znala tylko jako „Tatusia”. Dan mial przeczucie, ze „Tatus” nie byl tylko zwyklym sadystycznym zboczencem ani kolejnym czlonkiem zaimprowizowanej grupy badawczej Dylana McCaffreya, lecz kluczem do calej sprawy, glowna postacia w spisku.
– Mysle, ze ci ludzie – powiedzial – Koliknikow, Renseveer, Tolbeck i Uhlander, wszyscy zgina. Wkrotce. Cos metodycznie zabija wszystkich zwiazanych z projektem z szarego pokoju, cos, co nazywamy duchem z braku lepszego slowa. Oni sami uwolnili to cos i nie potrafia nad tym zapanowac. Jezeli mam racje, tej czworce zostalo niewiele zycia.
– Wiec powinnismy ich ostrzec…
– Ostrzec? To oni doprowadzili Melanie do takiego stanu.
– A jednak, chociaz bardzo chce ich ukarac…
– Zreszta mysle, ze oni juz wiedza, ze cos ich tropi – powiedzial Dan. – Eddie Koliknikow wyjechal z miasta dzis wieczorem. Inni pewnie tez wyjada, jesli jeszcze nie znikneli.
Laura milczala przez chwile. Potem szepnela:
– I cokolwiek ich sciga… kiedy wreszcie ich dopadnie… przyjdzie tez po Melanie.
– Jesli mozemy wierzyc w ostrzezenie nadane przez pani radio.
– Mozemy – potwierdzila ponuro.
Melanie znowu zaczela mamrotac i jej glos szybko przerodzil sie w jeki strachu. Dziewczynka rzucala sie pod kocami, wiec Laura wstala i zrobila krok w strone lozka – lecz nagle zatrzymala sie i rozejrzala trwoznie.
– Co sie stalo? – zapytal Dan.
– Powietrze – wyjasnila.
Poczul to, zanim jeszcze odpowiedziala. W pokoju zrobilo sie zimniej.
31
Pozny wahadlowy lot z LAX wyladowal w Las Vegas przed polnoca. Regina i Eddie pojechali prosto do Desert Inn, gdzie mieli zarezerwowany pokoj. Zameldowali sie i rozpakowali przed pierwsza w nocy.
Regina byla juz dwukrotnie w Vegas z Eddiem. Zawsze meldowali sie na jej nazwisko, wiec nie dowiedziala sie nazwiska swojego partnera ani od recepcjonisty, ani od portiera.
Wiedziala tylko, ze cos w Vegas nakrecalo Eddiego. Moze to byly swiatla i ozywienie, moze widok i zapach pieniedzy. Bez wzgledu na powod jego apetyt seksualny znacznie wzrastal w Vegas w porownaniu z L.A. Co wieczor, kiedy szli na kolacje i przedstawienie, Regina wkladala suknie z duzym dekoltem, ktora dla niej wybral, zeby sie nia popisac, ale przez reszte czasu trzymal ja zamknieta w pokoju, zeby zawsze byla pod reka, kiedy wracal po sesji przy stole do kosci lub black jacka. Dwa albo nawet trzy razy dziennie wpadal do pokoju podniecony, z nieco dzikim wzrokiem, spiety, lecz nie zdenerwowany, i uzywal jej, zeby wyladowac nadmiar energii. Czasami zatrzymywal sie zaraz przy wejsciu, opieral sie plecami o drzwi, rozpinal rozporek, kazal jej podejsc i ukleknac, a kiedy skonczyl, odpychal ja i wychodzil bez slowa. Czasami chcial to robic pod prysznicem albo na podlodze, albo w lozku, ale w dziwacznych pozycjach, ktore zwykle go nie interesowaly. W Vegas czerpal wieksza satysfakcje z seksu, uprawial go z wiekszym ogniem i wykazywal jeszcze bardziej rozkoszne okrucienstwo niz w Los Angeles.
Totez kiedy rozgoscili sie w pokoju w Desert Inn, Regina oczekiwala, ze rzuci sie na nia, lecz tej nocy on nie mial ochoty. Zdradzal wyrazne wzburzenie, odkad przyjechal do jej domu przed kilkoma godzinami, potem troche sie odprezyl, kiedy samolot wystartowal z lotniska LAX, lecz ten stan nie trwal dlugo. Teraz wydawal sie niemal… rozgoraczkowany.
Wiedziala, ze uciekal przed kims lub przed czyms, co zabilo tamtych. Lecz zdumiala ja glebia i sila jego strachu. W jej obecnosci zawsze byl chlodny, odlegly, wyniosly. Nie przypuszczala, ze mogl podlegac silniejszym emocjom, jak radosc czy strach. Jesli Eddie sie bal, to zagrozenie naprawde jest straszliwe. Niewazne. Ona sie nie bala. Nawet gdyby ktos dowiedzial sie, ze Eddie ukrywa sie w Las Vegas, i przyjechal az tutaj, zeby dopasc Eddiego, nawet gdyby przy nim rowniez jej grozilo niebezpieczenstwo, nie bala sie. Byla wolna od wszelkiego strachu. Willy ja wyzwolil.
Lecz Eddie nie byl wolny i tak sie bal, ze nie chcial jej rznac ani spac. Chcial zejsc na dol do kasyna i pograc troche, ale – co dziwne – chcial, zeby Regina z nim poszla. Nie mial ochoty przebywac sam wsrod obcych, nawet w tak zatloczonym publicznym miejscu jak kasyno.
Posrednio prosil ja o moralne i emocjonalne wsparcie, czego nigdy przedtem nie zadal od niej ani on, ani zaden z jego przyjaciol, i czego zreszta nie mogla im dac – odkad Willy ja odmienil. Wlasciwie mogla zblizyc sie do Eddiego jedynie wtedy, kiedy ja wykorzystywal, kiedy ja ponizal i ranil. Slaby, potrzebujacy pomocy Eddie budzil w niej tylko niesmak i wstret.
Niemniej o pierwszej pietnascie nad ranem zeszla z nim na dol do kasyna. Chcial, zeby mu towarzyszyla, a ona zawsze robila, czego od niej chcieli.
W kasynie panowal spory ruch, ale tlumy mialy naplynac dopiero za pol godziny, kiedy sala widowiskowa opustoszeje po przedstawieniu o polnocy. Na razie setki ludzi staly przy migajacych – mrugajacych – blyskajacych automatach do gry, przy poleliptycznych stolach do black jacka i stolach do kosci: ludzie w garniturach i sukniach wieczorowych, ludzie w dzinsach i podkoszulkach; swiadomie rustykalni kowboje obok mieszczuchow, ktorzy wygladali jak ofiary eksplozji w fabryce poliestru; babcie i mlode kurewki; japonscy hazardzisci prosto z Tokio na firmowej wycieczce i stado sekretarek z San Diego; bogaci i niezbyt bogaci; wygrani i przegrani; wiecej przegranych; trzystufuntowa dama w jaskrawozoltym kaftanie i dopasowanym turbanie, ktora stawiala tysiac dolarow na kazde rozdanie w black Jacku, ale wiedziala tak malo o grze, ze regularnie rozdzielala pary dziesiatek; zalany nafciarz z Houston, ktory przy kazdym rozdaniu stawial piecdziesiat dolarow za rozdajacego i tylko dwadziescia piec za siebie; umundurowani ochroniarze, tacy ogromni, jakby zjadali meble na sniadanie, ale mowiacy cicho i nieskazitelnie uprzejmi; krupierzy od kosci i black Jacka w czarnych spodniach i bialych koszulach z czarnymi muszkami; obsluga w smokingach przy stole do bakarata; kierownicy zmiany i ich pomocnicy, wszyscy w dobrze skrojonych ciemnych garniturach, wszyscy z tym samym bystrym, przenikliwym i podejrzliwym wzrokiem. Raj dla obserwatora ludzi.
Trzymajac sie u boku Eddiego, ktory niestrudzenie krazyl po ogromnej sali, przechodzil od stolika do stolika, ale nigdzie nie zagral, Regina reagowala na zgielk Vegas w sposob dla niej nietypowy. Przyspieszony puls, nagly przyplyw adrenaliny, dziwne elektryzujace podniecenie, od ktorego mrowila skora – to wszystko kazalo jej wierzyc, ze stanie sie cos wielkiego. Nie wiedziala, co sie stanie, ale wiedziala, ze juz sie zbliza. Wyczuwala to. Moze wygra duzo pieniedzy. Moze wlasnie o tym mowia ludzie, ktorzy opowiadaja, ze „mieli szczescie”. Regina