Wiedziala, co myslal: Jesli zaczekamy do rana, miejmy nadzieje, ze nie bedzie za pozno.

32

Laura spala z Melanie w drugim lozku, a Dan zajal pierwsze, poniewaz stalo blizej drzwi, czyli ewentualnego zrodla klopotow. Lezal w koszuli, spodniach, butach i skarpetkach; gotow do szybkiego dzialania. Zostawili zapalona jedna lampe, poniewaz po wydarzeniach calego dnia nie ufali juz ciemnosci. Dan sluchal glebokiego, spokojnego oddechu spiacych.

Nie mogl spac. Myslal o zmasakrowanych zwlokach Josepha Scaldonego, o zabitych ludziach w Studio City, o Reginie Savannah Hoffritz, ktora zyla fizycznie i umyslowo, lecz jej dusza zostala zamordowana. I jak zawsze, kiedy rozmyslal zbyt dlugo o tysiecznych odmianach morderstwa i zastanawial sie nad ludzka sklonnoscia do zabijania, nieodmiennie wracal myslami do zmarlego brata i zmarlej siostry.

Nigdy ich nie znal. Nie za zycia. Zmarli, zanim poznal ich nazwiska i zaczal ich szukac. Co do niego, nie urodzil sie ani jako „Dan”, ani jako „Haldane”. Pete i Elsie Haldane adoptowali go, kiedy mial niecaly miesiac. Prawdziwi rodzice nazywali sie Loretta i Frank Detwiler i przyjechali do Kalifornii z Oklahomy w pogoni za fortuna, ktorej nigdy nie zdobyli. Zamiast tego Frank zginal w wypadku samochodowym, kiedy Loretta byla w ciazy z trzecim dzieckiem; podczas ciazy wystapily powazne komplikacje i Loretta zmarla dwa dni po urodzeniu Dana. Nazwala go James. James Detwiler. Ale poniewaz nie miala krewnych i nikt nie przejal opieki nad trojgiem dzieci Detwilerow, rozdzielono je i oddano do adopcji.

Pete i Elsie Haldane nigdy nie ukrywali, ze nie byli naturalnymi rodzicami Dana. Kochal ich i z duma nosil ich nazwisko, poniewaz byli dobrymi ludzmi i wszystko im zawdzieczal. A jednoczesnie wciaz myslal o swoich prawdziwych rodzicach i pragnal poznac ich tozsamosc.

Z powodu przepisow obowiazujacych agencje adopcyjne w tamtych czasach, Elsie i Pete nie wiedzieli nic o rodzicach dziecka, powiedziano im tylko, ze naturalna matka i naturalny ojciec nie zyja. Ten jeden fakt jeszcze bardziej rozpalil ciekawosc Dana, ze rodzice nie porzucili go rozmyslnie, tylko stracil ich przez pechowe zrzadzenie losu.

Na studiach Dan rozpoczal walke z adopcyjna biurokracja, zeby zdobyc kopie akt agencji. Poszukiwania zabraly duzo czasu, lecz po wielu staraniach i sporych wydatkach Dan poznal swoje prawdziwe nazwisko i ze zdumieniem dowiedzial sie, ze ma siostre i brata. Brat, Delmar, mial cztery latka, kiedy Loretta Detwiler zmarla, a siostra Carrie liczyla szesc lat.

Poprzez rejestry agencji adopcyjnej, ktore ulegly czesciowemu zniszczeniu w pozarze i nie byly tak dokladne, jak zyczylby sobie Dan, rozpoczal jeszcze zmudniejsze poszukiwania zaginionego rodzenstwa. Pete i Elsie Haldane zawsze zapewniali mu glebokie i trwale poczucie wiezi rodzinnej; traktowal ich braci i siostry jak prawdziwych wujkow i ciotki, uwazal ich rodzicow za swoich dziadkow i kochal ich wszystkich. A jednak… wciaz dreczyla go dziwna pustka, niejasne i niemile poczucie zagubienia, ktore pozostanie – wiedzial o tym – dopoki nie odnajdzie i nie usciska swoich krewnych. Tysiac razy od tamtej pory zalowal, ze w ogole zaczal ich szukac.

Tropiac wstecz przez lata, odnalazl w koncu brata Delmara. W grobie. Nazwisko na nagrobku brzmialo Rudy Kessman, nie Delmar ani Detwiler. Tak nazwali Delmara przybrani rodzice.

Osierocony przez matke w wieku czterech lat, Delmar doskonale nadawal sie do adopcji i szybko znalazl miejsce u mlodej pary – Perry i Janette Kessmanow – w Fullerton, Kalifornia. Lecz agencja adopcyjna nie przeprowadzila wystarczajaco dokladnego wywiadu i nie wykryla entuzjazmu pana Kessmana dla nowych, niebezpiecznych i czesto nielegalnych doswiadczen. Perry Kessman scigal sie podrasowanymi samochodami, co oczywiscie bylo zgodne z prawem. Pasjonowaly go motocykle, co bylo potencjalnie niebezpieczne, lecz bynajmniej nie zabronione. W dokumentach podal wyznanie katolickie, czesto jednak eksperymentowal z nowymi kultami, nawet przez kilka miesiecy uczeszczal do kosciola panteistow i przez dluzszy czas nalezal do grupy czczacej UFO; ale nikt nie oskarza czlowieka, ktory szuka Boga, nawet jesli szuka Go w niewlasciwych miejscach. Kessman ponadto palil marihuane, wykroczenie powazniejsze w tamtych czasach niz teraz, chociaz nadal nielegalne. Pozniej przerzucil sie na haszysz, srodki pobudzajace i uspokajajace oraz rozmaite inne substancje. Pewnej nocy, pod wplywem halucynacji w narkotycznym stanie paranoi albo tez skladajac krwawa ofiare jakiemus nowemu bogu, Perry Kessman zabil zone, przybranego syna i na koniec siebie.

Rudy – Delmar – Kessman – Detwiler zostal zamordowany w wieku siedmiu lat. Krocej nosil nazwisko Kessman niz Detwiler.

Teraz, lezac na motelowym lozku w niklym swietle, ktore prawie nie rozpraszalo ciemnosci, tylko ubieralo wszystkie znajome przedmioty w tajemnicze cienie, Dan nawet nie musial zamykac oczu, zeby zobaczyc cmentarz, gdzie wreszcie odnalazl starszego brata. Nagrobki wygladaly jednakowo, osadzone plasko w ziemi, zeby nie psuly pieknych zarysow falistego krajobrazu. Kazdy nagrobek stanowil prostokat granitu, posrodku kazdego prostokata znajdowala sie wypolerowana miedziana tabliczka z nazwiskiem zmarlego, data urodzenia i data smierci, a czasami cytatem z Pisma Swietego lub kilkoma czulymi slowami. W przypadku Delmara nie bylo zadnego cytatu z Biblii, zadnych pozegnalnych slow, tylko nazwisko i daty, zimne i bezosobowe. Dan dobrze pamietal ten cieply pazdziernikowy dzien na cmentarzu, lagodny wietrzyk, cienie brzoz i krzewow laurowych na bujnej zielonej trawie. Lecz przede wszystkim przypominal sobie, co czul, kiedy upadl na kolana i polozyl dlon na miedzianej tabliczce, ktora wyznaczala miejsce spoczynku nieznanego brata: dojmujace, przytlaczajace poczucie straty, ktore zaparlo mu dech w piersiach.

Chociaz minelo wiele lat, chociaz juz dawno pogodzil sie z wieczna nieobecnoscia brata, znowu zaschlo mu w ustach. Gardlo mu sie scisnelo. Ucisk przewedrowal do piersi. Dan mogl wtedy zaplakac cicho, jak plakal w inne noce, kiedy wspomnienie powracalo nieproszone; zmeczenie szybciej sprowadzalo lzy. Lecz Melanie zamamrotala przez sen i wydala cichy okrzyk strachu, i te odglosy natychmiast poderwaly go z lozka.

Dziewczynka skrecala sie pod przykryciem, ale inaczej niz przedtem, nie tak gwaltownie. Jeknela cicho ze strachu, zbyt cicho, zeby zbudzic matke. Szarpnela sie, jakby odpychala napastnika, lecz widocznie zabraklo jej sil, zeby stawic zdecydowany opor.

Dan zastanawial sie, jaki potwor z koszmaru ja sciga.

Potem w pokoju nagle sie ochlodzilo i Dan zrozumial, ze potwor scigaja nie w sennym koszmarze, lecz w rzeczywistosci.

Szybko podszedl do wlasnego lozka i wzial rewolwer, ktory lezal na nocnym stoliku.

Powietrze bylo lodowate. Coraz zimniejsze.

Dwaj mezczyzni siedzieli za stolem przy duzym oknie z kwaterami, grali w karty, pili szkocka z mlekiem i udawali, ze spedzaja wspolnie kawalerski wieczor i dobrze sie bawia.

Wiatr swistal pod okapem chaty.

Noc byla mrozna i burzliwa, jak przystalo na luty w gorach, lecz nie zanosilo sie na kolejna sniezyce. Za oknem wielki ksiezyc wedrowal po gwiazdzistym niebie, rzucal perlowy blask na osniezone sosny i jodly, na gorska lake pokryta sniegiem.

Daleko uciekli od zatloczonych ulic i jaskrawych swiatel Wielkiej Pomaranczy.

Sheldon Tolbeck wyjechal z Los Angeles razem z Howardem Renseveerem w desperackiej nadziei, ze odleglosc zapewni im bezpieczenstwo. Nie mowili nikomu, dokad wyjezdzaja – w rownie desperackiej nadziei, ze morderczy psychogeist nie zdola ich wytropic w miejscu, ktorego nie zna.

Wczoraj po poludniu ruszyli samochodem na polnoc i dalej na polnocny wschod, w wysokie gory, do narciarskiego domku opodal Mammoth, gdzie dotarli przed kilkoma godzinami. Domek nalezal do brata Howarda, lecz sam Howard nigdy przedtem z niego nie korzystal, nie mial zadnych powiazan z tym miejscem i nikt nie spodziewal sie go tutaj.

I tak nas znajdzie, pomyslal ponuro Tolbeck. Jakos nas wyweszy.

Nie wypowiedzial na glos swych domyslow, bo nie chcial draznic Howarda Renseveera. Energiczny, przebojowy Howard w wieku czterdziestu lat zachowal niemal chlopiecy wyglad i jeszcze do niedawna wierzyl, ze bedzie zyl wiecznie. Howard uprawial jogging; Howard staral sie nie jadac tluszczu ani cukru rafinowanego; Howard codziennie medytowal przez pol godziny; Howard zawsze oczekiwal od zycia wszystkiego najlepszego i zycie zwykle mu ulegalo. Howard optymistycznie traktowal ich szanse. Howard – jak sam twierdzil – byl absolutnie przekonany, ze stwor, ktorego sie lekali, nie mogl podrozowac tak daleko ani ich sledzic, jesli dokladnie zatarli trop. Lecz nie uszlo uwagi Tolbecka, ze Howard nerwowo spogladal w okno za kazdym razem, kiedy porywisty

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату