– Ale co?

– Ale to tez zanika…

– Co jeszcze czujesz? – Nic.

– Co widzisz?

– Ciemnosc.

– Co slyszysz?

– Moje… serce… bije, bije… ale… to tez zanika.

– Czego oni chca od ciebie?

Dziewczynka milczala.

– Melanie? Nic.

Z naglym naciskiem Laura powiedziala:

– Melanie, nie odplywaj ode mnie. Zostan ze mna. Dziewczynka poruszyla sie i odetchnela plytko, zupelnie jakby powrocila z odleglego, bezgwiezdnego brzegu ciemnej rzeki, ktora plynela pomiedzy tym swiatem a nastepnym.

– Mmmmmm.

– Jestes ze mna?

– Tak – potwierdzila dziewczynka, ale tak cicho, ze wypowiedziane slowo stanowilo zaledwie cien mysli.

– Jestes w zbiorniku – oznajmila Laura. – W zbiorniku jest tak jak zawsze… tylko ze tym razem jestem z toba: lina bezpieczenstwa, wyciagnieta reka. Rozumiesz? Teraz… plywasz. Nic nie czujesz, nic nie widzisz, nic nie slyszysz… ale dlaczego tam jestes?

– Zeby nauczyc sie…

– Czego?

– …wypuscic.

– Co wypuscic?

– Wszystko.

– Nie rozumiem, skarbie.

– Wypuscic. Wszystko. Mnie.

– Chca, zebys nauczyla sie wypuszczac siebie? Co to dokladnie znaczy?

– Wyjsc poza.

– Gdzie poza?

– Daleko… daleko… daleko…

Laura westchnela rozczarowana i sprobowala innej taktyki.

– Co myslisz?

Jeszcze zimniejsza i bardziej niesamowita nuta zabrzmiala w glosie dziecka.

– Drzwi…

– Drzwi do grudnia? – Tak.

– Czym sa drzwi do grudnia?

– Nie pozwol ich otworzyc! Trzymaj je zamkniete! – krzyknela dziewczynka.

– Sa zamkniete, skarbie.

– Nie, nie, nie! One sie otworza. Nienawidze tego! Och, prosze, prosze, pomoz mi, Jezu, mamo, pomoz mi, tato, pomoz mi, nie rob tego, prosze, pomoz mi, nienawidze, kiedy sie otwieraja, nienawidze!

Melanie teraz krzyczala, miesnie jej szyi napiely sie, zyly na skroniach nabrzmialy i pulsowaly. Pomimo silnego podniecenia nie odzyskala kolorow; przeciwnie, zbladla jeszcze bardziej.

Dziecko smiertelnie balo sie czegos, co lezy za drzwiami, i przekazalo swoj strach matce. Laura poczula zimny dreszcz przebiegajacy od karku wzdluz calego kregoslupa.

Ze sporym podziwem Dan patrzyl, jak Laura ucisza i uspokaja przerazona dziewczynke.

Sesja tak mocno go zdenerwowala, ze czul sie jak samo – niszczacy mechanizm zegarowy, ktory zaraz eksploduje.

Laura zwrocila sie do Melanie:

– Okay. Teraz… opowiedz mi o drzwiach do grudnia. Dziewczynka wzbraniala sie przed odpowiedzia.

– O co chodzi, Melanie? Wytlumacz mi. No, skarbie. Zduszonym glosem dziewczynka powiedziala:

– To jak… okno do wczoraj.

– Nie rozumiem. Wytlumacz.

– To jak… schody… ktore prowadza tylko na boki… ani w gore, ani w dol…

Laura spojrzala na Dana. Wzruszyl ramionami.

– Powiedz mi wiecej – zazadala Laura od dziewczynki.

Glosem, ktory wznosil sie i opadal w niesamowitym rytmie, nigdy zbyt glosnym, czesto zbyt cichym, dziecko powiedzialo:

– To jak… kot… glodny kot, ktory zjadl samego siebie. Gloduje. Nie ma nic do jedzenia. Wiec… zaczyna obgryzac koniuszek wlasnego ogona. Zaczyna zjadac swoj ogon… gryzie wyzej… wyzej i szybciej… az caly ogon znika. Potem… potem zjada swoj tyl, a potem srodek. Je dalej i dalej, pozera samego siebie… az wreszcie zjada sie do ostatniego kawaleczka… zjada nawet wlasne zeby… i wtedy po prostu… znika. Widzialas, jak znika? Jak mogl zniknac? Jak zeby mogly zjesc same siebie? Czy nie zostalby przynajmniej jeden zab? Ale nie zostal. Ani jeden zab.

Tonem, w ktorym odbijalo sie zdumienie widoczne na twarzy Dana, Laura zapytala:

– To wlasnie kaza ci myslec, kiedy jestes w zbiorniku?

– W niektore dni tak. W inne dni kaza mi myslec o oknie do wczoraj, nic, tylko okno do wczoraj, przez cale godziny… tylko skupiac sie na tym oknie… widziec je… wierzyc w nie… Ale zawsze najlepiej dzialaja drzwi.

– Do grudnia. – Tak.

– Opowiedz mi o nich, skarbie.

– Jest lato… lipiec…

– Mow dalej.

– Goracy i upalny. Tak mi goraco… Tobie nie jest goraco?

– Bardzo goraco – zgodzila sie Laura.

– Dalabym wszystko za… troche chlodnego powietrza. Wiec otwieram frontowe drzwi domu… a za tymi drzwiami jest mrozny zimowy dzien. Pada snieg. Sople zwisaja z dachu na ganku. Robie krok do tylu i wygladam przez okna po obu stronach drzwi… i przez okna widze, ze naprawde jest lipiec… i wiem, ze jest lipiec… cieplo… wszedzie jest lipiec… tylko nie za tymi drzwiami… po drugiej stronie tych drzwi… drzwi do grudnia. I wtedy…

– Co wtedy? – ponaglila Laura.

– Przechodze przez…

– Przechodzisz przez drzwi? – upewnila sie Laura. Melanie nagle otwarla oczy, zerwala sie z krzesla i ku zdumieniu Dana zaczela okladac sie piesciami z calej sily. Male dlonie wymierzyly serie gwaltownych ciosow w watla piers, bily po bokach, uderzaly w biodra.

– Nie, nie, nie, nie! – krzyczalo dziecko.

– Powstrzymaj ja! – zawolala Laura.

Dan juz zerwal sie lozka i biegl do dziewczynki. Chwycil ja za rece, ale uwolnila sie z latwoscia, ktora go zaskoczyla. Skad miala tyle sily?

– Nienawidze! – wrzasnela Melanie i uderzyla sie mocno w twarz.

Dan znowu probowal ja zlapac. Wykonala unik.

– Nienawidze!

Chwycila garsc wlasnych wlosow i probowala je wyrwac z czaszki.

– Melanie, skarbie, przestan!

Dan zlapal dziewczynke za nadgarstki i trzymal mocno. Skladala sie chyba z samych kosci i bal sie, ze zrobi jej krzywde. Ale gdyby ja wypuscil, zrobilaby sobie krzywde.

– Nienawidze! – zaskrzeczala i bryznela slina. Laura podeszla ostroznie.

Melanie puscila wlasne wlosy i probowala podrapac Dana, zeby uwolnic sie z jego uscisku. W koncu udalo mu sie przycisnac jej rece do bokow, ale wciaz miotala sie w prawo i w lewo, kopala go po kostkach i powtarzala:

– Nienawidze, nienawidze, nienawidze!

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату