– Wejdz na stopnie.

– Prosze…

Dziewczynka byla przerazajaco blada. Drobne kropelki potu wystapily jej na czole wzdluz linii wlosow. Ciemne kregi wokol oczu zrobily sie jakby jeszcze wieksze i ciemniejsze. Zmuszanie dziecka, zeby ponownie przezywalo niedawne tortury, bylo straszliwie trudne.

Trudne, lecz konieczne.

– Wejdz na stopnie, Melanie.

Wyraz cierpienia wykrzywil rysy dziewczynki.

Laura uslyszala, jak Dan Haldane porusza sie niespokojnie na skraju lozka, ale nie spojrzala na niego. Nie mogla oderwac oczu od corki.

– Otworz klape zbiornika, Melanie.

– Bo… boje sie.

– Nie boj sie. Tym razem nie bedziesz sama. Bede z toba. Nie pozwole, zeby cos zlego sie stalo.

– Boje sie – powtorzyla Melanie.

Te dwa slowa brzmialy w uszach Laury jak oskarzenie: Nie obronilas mnie wczesniej, matko, wiec dlaczego mam wierzyc, ze teraz mnie obronisz?

– Otworz klape, Melanie.

– Jest tam – powiedziala dziewczynka drzacym glosem.

– Co tam jest?

– Wyjscie.

– Wyjscie skad?

– Ze wszystkiego.

– Nie rozumiem.

– Wyjscie… ze mnie.

– Co to znaczy?

– Wyjscie ze mnie – powtorzyla roztrzesiona Melanie. Laura doszla do wniosku, ze na razie za malo wiedziala, zeby wykorzystac ten zwrot w przesluchaniu. Jesli zacznie naciskac, dziecko bedzie tylko udzielalo coraz bardziej surrealistycznych odpowiedzi. Przede wszystkim musiala wprowadzic Melanie do zbiornika i sprawdzic, co tam sie stalo.

– Klapa jest przed toba, skarbie. Dziewczynka milczala.

– Widzisz ja?

– Tak – przyznala niechetnie.

– Otworz klape, Melanie. Przestan sie wahac. Otworz ja teraz.

Z bezslownym protestem, ktory jakos zdolal wyrazic lek, bol i odraze w kilku znieksztalconych, nieartykulowanych sylabach, Melanie uniosla rece i chwycila drzwi, ktore w transie byly dla niej bardzo rzeczywiste, chociaz niewidoczne dla Laury i Dana. Pociagnela, a kiedy sie otwarly, objela sie ramionami i zadygotala jak od zimnego przeciagu.

– To… ja… otwarlam je.

– Czy to te drzwi, Melanie?

– To… klapa. Zbiornik.

– Ale to sa rowniez drzwi do grudnia?

– Nie.

– Czym sa drzwi do grudnia?

– Wyjsciem.

– Wyjsciem skad?

– Z… ze… zbiornika.

Zaskoczona Laura wziela gleboki oddech.

– Zapomnij o tym na razie. Na razie chce tylko, zebys weszla do zbiornika.

Melanie zaczela plakac.

– Wejdz do srodka, kochanie.

– Bo… boje sie.

– Nie boj sie.

– Moge… – Co?

– Jesli wejde do srodka… moge…

– Co mozesz?

– Zrobic cos – odparla dziewczynka bezbarwnym glosem.

– Co mozesz zrobic?

– Cos…

– Powiedz mi.

– Strasznego – dokonczyla Melanie tak cicho, ze prawie niedoslyszalnie.

Niepewna, czy prawidlowo zrozumiala, Laura zapytala:

– Myslisz, ze cos strasznego ci sie stanie? Ciszej:

– Nie.

– No wiec… – Tak.

– Czyli jak? Jeszcze ciszej: – Nie… tak…

– Kochanie? Brak odpowiedzi.

Grymas na twarzy dziecka nie oznaczal juz wylacznie strachu. Inna emocja sciagnela jej rysy, podobna do rozpaczy.

– No dobrze – podjela Laura. – Nie boj sie. Spokojnie. Powoli. Jestem z toba. Musisz wejsc do zbiornika. Musisz wejsc do srodka, ale nic ci sie nie stanie.

Napiecie odplynelo z twarzy Melanie. Dziewczynka osunela sie na krzesle. Nadal miala ponura twarz. Gorzej niz ponura. Oczy zapadly sie niemozliwie gleboko, zupelnie jakby wwiercaly sie w czaszke; latwo bylo sobie wyobrazic, ze po kilku minutach zostana tylko dwa puste oczodoly. Skora byla biala jak maska wyrzezbiona z mydla, wargi niemal rownie bezkrwiste jak skora. Dziecko wydawalo sie niezwykle kruche – nie stworzone z ciala, krwi i kosci, lecz z najcienszej bibulki i najdelikatniejszego pudru – jakby moglo rozsypac sie i uleciec z wiatrem, gdyby ktos przemowil glosniej albo machnal reka w jego strone.

– Moze posunelismy sie dostatecznie daleko jak na jeden dzien – odezwal sie Dan Haldane.

– Nie – zaprzeczyla Laura. – Musimy to zrobic. To najszybszy sposob, zeby sie dowiedziec, co te dranie z nia wyrabialy. Moge przeprowadzic ja przez wspomnienia, nawet bardzo bolesne. Robilam to juz przedtem. Jestem w tym dobra.

Lecz kiedy Laura spojrzala przez stol na swoje blade, wymizerowane dziecko, zakrecilo jej sie w glowie i musiala powstrzymac fale mdlosci. Melanie wygladala jak martwa. Spoczywala bezwladnie na krzesle, z zamknietymi oczami, wiotka i bez zycia; twarz przypominala zimne oblicze trupa, rysy zastygly w ostatecznym, bolesnym grymasie smierci.

Czy te okropne wspomnienia mogly ja zabic, jesli bedzie musiala wyciagnac je na swiatlo, zanim stanie sie gotowa?

Nie. Na pewno nie. Laura nigdy nie slyszala, zeby terapia regresji hipnotycznej zagrozila fizycznemu zdrowiu pacjenta.

A jednak… powrot do szarego pokoju, rozkaz opisania krzesla, na ktorym poddano ja elektrowstrzasowej terapii awersyjnej, ponowne zamkniecie w komorze deprywacji sensorycznej… to wszystko jakby wysysalo zycie z dziewczynki. Jesli wspomnienia czasami zmieniaja sie w wampiry, wlasnie teraz wampiry pily jej krew.

– Melanie?

– Mmmmmm?

– Gdzie teraz jestes?

– Plyne.

– W zbiorniku?

– Plyne.

– Co czujesz?

– Wode. Ale…

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату