Cos zagrzechotalo w dole. Niesamowity odglos zblizal sie, poteznial. Jakis maly, twardy przedmiot odbil sie od klatki piersiowej zaskoczonego Tolbecka i stuknal o zamarznieta ziemie.

Zobaczyl, jak przedmiot odtoczyl sie dalej i znieruchomial w blasku ksiezyca. Kamyk.

Z dolu zlosliwy, oblakany psychoupior rzucil w niego kamieniem.

Cisza.

Bawil sie z nim.

Wiecej grzechotania. Kamien trafil go ponownie, dwa razy, niezbyt mocno, ale mocniej niz za pierwszym razem.

Zobaczyl, jak kolejny pocisk spada na ziemie u jego stop: bialy kamyk wielkosci fasoli. Grzechotanie wydawaly kamyki, ktore toczyly sie po zboczu kotliny, podskakiwaly, spadaly i odbijaly sie od wiekszych kamieni.

Psychogeist namierzyl go bezblednie.

Tolbeck chcial uciekac. Nie mial sily.

Rozejrzal sie dziko w lewo i w prawo. Nawet gdyby znalazl w sobie sile, nie mial dokad uciekac.

Spojrzal na nocne niebo. Gwiazdy blyszczaly zimno i ostro. Nigdy jeszcze nie widzial nieba tak groznego.

Zdal sobie sprawe, ze sie modli. Modlitwa Panska. Nie modlil sie od dwudziestu lat.

Nagle rozlegl sie donosny hurgot, nawalnica rozpedzonych kamieni, dziesiatki, setki malych kamyczkow, szczek – brzdek – stuk – puk – szuru – buru – lubudu, ktore narastalo i bebnilo jak grad na betonowym parkingu. Potem kaskada skalnych odlamkow wyrzyganych z ciemnosci wzleciala ponad grzbietem grani, fale pociskow ledwie dostrzegalnych w bladym swietle ksiezyca, ktore bombardowaly Tolbecka, odbijaly sie od czaszki, siekly twarz, ramiona i cale cialo. Zaden z kamykow nie osiagnal predkosci kuli, zaden nie rozpedzil sie nawet w polowie wystarczajaco, zeby zabic, ale wszystkie zadawaly bol.

Teraz to nie wygladalo jak rzucanie kamieniami, tylko jakby sila grawitacji zmienila kierunek na zboczu, przynajmniej w stosunku do malych kamieni, poniewaz runely calymi strumieniami, Jezu, setki kamieni, a on tkwil posrodku tej karzacej rzeki. Podciagnal kolana. Oslonil glowe ramionami. Probowal wcisnac sie glebiej w granitowa nisze, gdzie szukal kryjowki, ale kamienie go znalazly.

Od czasu do czasu trafialy go odlamki zbyt wielkie jak na kamienie. Male glazy. Niektore nie takie male. Wydawal okrzyk za kazdym razem, kiedy walnal go taki glaz, poniewaz to bylo bolesniejsze niz cios piescia.

Krwawil, byl posiniaczony i chyba mial zlamany lewy nadgarstek.

Twarda muzyka na grani, mordercza perkusja zmienila brzmienie: werbel lecacego w gore gradu kamykow przerywaly glosniejsze trzaski i lomoty. Te halasy wydawaly skalne odlamki odbijajace sie od zbocza, zeby na niego spasc. Cos, czego nawet nie widzial, zamierzalo go ukamienowac i juz przestal sie modlic, tylko krzyczal. Lecz nawet jego wrzaski nie zagluszaly odleglego i przerazajacego loskotu prawdziwych glazow, wtaczajacych sie nieublaganie na wierzcholek grani.

Wydawalo sie, ze cale zbocze ponizej ruszylo z posad i pedzilo w gore, jakby kataklizm wyrwal je z ziemskiej skorupy, poniewaz sad ostateczny skazal planete na obdarcie z szat i wlasnie tutaj rozpoczynalo sie wykonanie tego surowego wyroku. Ziemia zadrzala od serii gwaltownych wstrzasow przenoszonych przez granitowe podloze, jakby kazdy podskok kazdego nadciagajacego glazu wytwarzal ilosc energii odpowiadajaca eksplozji granatu.

Tolbeck wrzeszczal teraz ile sil w plucach, lecz nie slyszal wlasnego glosu przez straszliwy ryk antygrawitacyjnej lawiny. Glazy wzlatywaly ponad grania i spadaly wokol niego z ogluszajacym swistem. Odlupane od nich kamienne drzazgi kaleczyly go do krwi, lecz nie zostal zmiazdzony, jak sie spodziewal. Dwa, trzy, dziesiec glazow runelo na ziemie wokol niego i spietrzylo sie nad jego glowa, ale trafily go tylko odlamki rozpryskujace sie przy upadku.

Potem glazy znieruchomialy.

Tolbeck czekal, wstrzymujac oddech z przerazenia.

Stopniowo ponownie dotarlo do niego zimno. I wiatr.

Pomacal dookola i odkryl, ze sciana glazow otoczyla go ze wszystkich stron i zamknela sie nad jego glowa niczym prymitywny grobowiec. Byly za ciezkie, zeby je odepchnac. Grobowiec mial szpary, mnostwo szpar, i kilka przepuszczalo promienie ksiezycowego blasku. Wiatr swiszczal, jeczal i zawodzil w szczelinach, ale wszystkie byly za male, zeby pomiescic Tolbecka.

Podsumowujac, chociaz wciaz mial dostep do swiezego powietrza, zostal pogrzebany zywcem.

Na chwile ogarnela go zgroza, potem jednak przypomnial sobie, co stalo sie z McCaffreyem, Hoffritzem i innymi, a wowczas ten rodzaj smierci wydal mu sie niemal milosierny. Zimno znowu sprawialo mu bol, jakby szczur o lodowych zebach szarpal mu trzewia i wgryzal sie w kosci. Ale to szybko minie. Po kilku minutach odretwienie powroci, tym razem na dobre. Krew zaczynala juz odplywac w glab ciala, dalej od przemarznietej skory, zeby jak najdluzej chronic zywotne organy. Doplyw krwi do mozgu rowniez zmniejszy sie do minimum i nadejdzie sennosc. Tolbeck zasnie i nie obudzi sie wiecej. Nie tak zle. Nie tak zle w porownaniu z tym, co zrobiono Erniemu Cooperowi i innym.

Odprezyl sie, pogodzony ze smiercia, gotow przyjac ja spokojnie teraz, kiedy wiedzial, ze nie bedzie zbyt bolesna.

Tylko wiatr macil cisze zimowej nocy.

Z ogromnym znuzeniem Tolbeck zwinal sie w klebek w grobowcu i zamknal oczy.

Cos chwycilo go za nos, scisnelo i wykrecilo tak mocno, ze lzy trysnely mu z oczu.

Zamrugal, zamachal rekami, uderzyl puste powietrze.

Cos szarpnelo go za ucho. Cos niewidzialnego.

– Nie – poprosil.

Cos dzgnelo go w prawe oko, poczul rozdzierajacy bol i zrozumial, ze zostal oslepiony.

Psychogeist przesliznal sie przez szpary i przylaczyl sie do niego w prowizorycznym grobowcu z zimnych jak lod kamieni.

Jednak nie czekala go lekka smierc.

Laura obudzila sie w nocy i nie wiedziala, gdzie jest. Lampa z przechylonym abazurem rzucala slabe bursztynowe swiatlo, tworzyla dziwaczne i straszne cienie. Laura zobaczyla drugie lozko. Spal na nim Dan Haldane, calkowicie ubrany.

Motel. Ukrywali sie w pokoju motelowym.

Wciaz zamroczona, z wysilkiem rozwierajac powieki, odwrocila sie i spojrzala na Melanie. Wtedy zrozumiala, co ja obudzilo. Temperatura powietrza spadala, a Melanie szamotala sie slabo pod przykryciem, pochlipywala i pojekiwala ze strachu.

Wewnatrz pokoju znajdowala sie teraz… obecnosc, cos wiecej lub mniej niz czlowiek, lecz niezaprzeczalnie obce, rzeczywiste, choc niewidzialne. W polsnie Laura wyrazniej wyczuwala istote niz wtedy, kiedy dwukrotnie wtargnela do jej kuchni albo gdy wczesniej nawiedzila ten sam pokoj motelowy. Tuz po przebudzeniu wciaz jeszcze kierowala nia podswiadomosc, znacznie bardziej otwarta na taka fantastyczna percepcje niz swiadomy umysl, ktory przez porownanie przypominal konserwatywnego i czujnego niewiernego Tomasza. Wprawdzie Laura nadal nie miala pojecia, czym jest ten stwor, ale wyczuwala, ze przeplynal przez pokoj i zawisl nad Melanie.

Nagle Laura nabrala przekonania, ze za chwile na jej oczach corka zostanie pobita na smierc. W panice, podobnej do grozy z sennego koszmaru, zaczela podnosic sie z lozka. Dygotala, kazdy jej oddech zamienial sie w pare. Lecz zanim jeszcze odrzucila koce, powietrze znowu sie ocieplilo i corka ucichla. Laura zawahala sie, popatrzyla na dziecko, rozejrzala sie po pokoju, lecz zagrozenie – jesli jakies istnialo – chyba minelo.

Nie wyczuwala juz wrogiej istoty.

Dokad odeszla?

Dlaczego pojawila sie i znikla po kilku sekundach?

Laura ponownie wsliznela sie pod koce i polozyla sie twarza do Melanie. Dziewczynka byla straszliwie wycienczona, chuda i watla.

Strace ja, pomyslala Laura. To przyjdzie po nia predzej czy pozniej i zabije ja, jak zabilo innych, a ja nie bede mogla nic zrobic, zeby To powstrzymac, bo nawet nie rozumiem, skad To przychodzi ani dlaczego To chce Melanie, ani czym To jest.

Przez chwile kulila sie zalosnie na posianiu, okryta nie tylko kocem i przescieradlem, lecz rowniez rozpacza. A jednak z natury nie poddawala sie latwo niczemu i nikomu, wiec stopniowo przekonala sama siebie, ze rozum rzadzi swiatem i kazde zjawisko, nawet najbardziej tajemnicze, mozna zbadac i zrozumiec, jesli zastosuje sie logiczne podejscie i zdrowy rozsadek.

Rano postanowila ponownie wyprobowac na Melanie terapie regresji hipnotycznej, tym razem jednak

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату