Porucznik Verdad nie odezwal sie. Jako imigrant, urodzony i wychowany w kraju znacznie mniej szczesliwym i dajacym o wiele skromniejsze mozliwosci rozwoju niz ten, ktoremu slubowal pozniej wierne oddanie, nie mial cierpliwosci ani zrozumienia dla takich nieudacznikow jak Percy. Jak mozna, bedac od urodzenia obywatelem Stanow Zjednoczonych, majac te bezcenna przewage nad ludzmi w innych krajach, wybrac droge degradacji i nedzy zamiast kariery? Julio wiedzial, ze powinien miec dla takich jak Percy wyrzutkow spoleczenstwa wiecej wspolczucia. Wiedzial, ze ten zniszczony przez zycie czlowiek mogl przezyc tragedie, mogl wyalienowac sie na skutek cierpienia, zrzadzenia losu albo braku milosci rodzicielskiej. Jako absolwent doksztalcajacych kursow dla policjantow Julio mial spora wiedze z zakresu psychologii i socjologii, zwlaszcza jesli chodzi o krete drogi ludzi z marginesu. Mimo to jednak zapewne mialby mniejsze problemy ze zrozumieniem procesu myslowego Marsjanina niz z poprowadzeniem sprawy takiego odmienca jak Percy. Policjant westchnal ciezko i zaczal ogladac mankiety swojej bialej jedwabnej koszuli oraz perlowe spinki – najpierw przy prawym rekawie, potem przy lewym.

– Wiesz, czasami zdaje mi sie, ze takie jest w tym miescie prawo natury: kazdy potencjalny swiadek morderstwa musi byc pijany i smierdziec – powiedzial Hagerstrom.

– Jesli nasza praca bylaby prosta, to nie lubilibysmy jej tak bardzo, nie sadzisz? – spytal Verdad.

– Ja bym lubil. Boze, ale ten facet cuchnie!

Gdy o nim mowili, Percy wydawal sie nieobecny. Na rekawie swojej koszuli w palmy dostrzegl zaskorupialy brud i zajal sie jego zdrapywaniem. Potem nastapilo glebokie, donosne bekniecie i wloczega powrocil do tematu wypalania mozgu przez tani alkohol.

– Lepiej by bylo nie ciagnac z flachy. Przysiegam na Boga, ze czuje, jak z dnia na dzien kurczy mi sie mozgownica, a puste miejsca wypelniaja stare, mokre gazety. Mysle, ze kiedy spie, podkradaja sie do mnie koty i wpychaja mi gazety przez uszy.

Mowil to wszystko zupelnie powaznym tonem, nawet z lekkim odcieniem niepokoju w glosie, jakby bal sie tych groznych stworow.

Chociaz nie mogl przypomniec sobie wlasnego nazwiska ani wielu innych rzeczy, Percy mial jeszcze dosyc komorek mozgowych wsrod „starych, mokrych gazet”, aby wiedziec, ze po odnalezieniu zwlok nalezy natychmiast zawiadomic policje. Wprawdzie nie nalezal do filarow spoleczenstwa, ale czul respekt wobec prawa i niepisanych obyczajow. Dlatego niezwlocznie pognal na posterunek. Myslal przy tym, ze gdy zamelduje o zwlokach w kontenerze na smieci, dostanie jakas nagrode.

Na miejsce zbrodni detektywi przybyli przed godzina, wraz z technikami z wydzialu zabojstw, i gdy ci rozwijali swoje kable i wlaczali reflektory, Verdad bezowocnie przesluchiwal wloczege. Teraz porucznik dostrzegl jeszcze jednego szczura wyskakujacego w panice ze smietnika. Technicy zakonczyli wlasnie fotografowanie ciala in situ i zabrali sie za wyciaganie go z kontenera, ploszac przy tym gryzonia. Siersc mial pokryta brudem, a ogon dlugi, rozowy i wilgotny. Wstretne zwierze pognalo wzdluz sciany budynku w strone wylotu zaulka. Julio musial sila woli powstrzymac sie od wyciagniecia rewolweru i zastrzelenia szczura. Gryzon schowal sie do studzienki odplywowej o polamanych kratkach i zniknal pod ziemia.

Julio nie znosil szczurow. Sam widok szczura klocil sie z jego wyobrazeniem Ameryki, ktore starannie budowal przez dziewietnascie lat zycia jako obywatel tego kraju i oficer policji. Gdy teraz gryzon mignal mu przed oczami, Verdad zapomnial o wszystkim, co osiagnal tu, w Stanach, przez blisko dwie dekady i przeniosl sie w czasie i przestrzeni do slumsow w Tijuana, gdzie urodzil sie w jednoizbowej chacie wykonanej z rzeczy znalezionych na zlomowisku, z rdzewiejacych beczek oraz papy. Jesli prawo wlasnosci do mieszkania przyslugiwaloby wiekszej rodzinie, to siedmioosobowy klan Verdadow powinien byl opuscic tamta nore i zostawic ja znacznie liczniejszym szczurom.

Patrzac, jak gryzon uciekal z oswietlonej przenosnymi reflektorami sceny dramatu w mrok zaulka i dalej, pod ziemie, Julio Verdad mial wrazenie, ze nie nosi porzadnego garnituru, szytej na miare koszuli ani eleganckich, drogich trzewikow, lecz uzywane dzinsy, lachmaniarska koszule i dokumentnie znoszone sandaly. Przeszedl go dreszcz i przez chwile znow mial piec lat, stal w dusznej norze w Tijuana, a byl goracy sierpniowy dzien. Stal sparalizowany z przerazenia i patrzyl, jak dwa szczury zuly, pracowicie grdyke czteromiesiecznego Ernesta. Wszyscy byli na zewnatrz, siedzieli w skrawkach cienia wzdluz zakurzonej ulicy i wachlowali sie. Dzieci bawily sie i pily wode, dorosli saczyli chlodne piwo, tanio kupione od dwoch mlodocianych ladrones, ktorzy zdolali ukrasc je z browaru minionej nocy. Maly Julio chcial krzyczec, wolac o pomoc, ale nie mogl wydobyc z siebie glosu. Zupelnie jakby wilgotne sierpniowe powietrze bylo zbyt ciezkie, by mogl uleciec najcichszy chocby krzyk. Gdy szczury zorientowaly sie, ze na nie patrzy, odwrocily sie zuchwale i syknely na niego. Chlopiec ruszyl w ich strone, wymachujac gwaltownie raczkami, ale one cofnely sie – i to niechetnie – dopiero wowczas, gdy jeden z nich sprawdzil odwage Julia, gryzac go w lewa dlon. Chlopiec krzyknal i odegnal szczura z jeszcze wieksza wsciekloscia – nareszcie odskoczyl. Julio nie przestawal krzyczec, az z rozpalonej sloncem ulicy przybiegly matka i jego starsza siostra, Evalina. Przybiegly i ujrzaly martwe niemowle oraz jego starszego brata, ktoremu krew kapala z dloni niczym ze stygmatu. Reese Hagerstrom byl na tyle dlugo wspolpracownikiem Julia, by wiedziec, ze czuje on wstret do szczurow, jednoczesnie jednak mial dosc taktu, by nie napomknac o tym nawet slowem. Dlatego polozyl tylko reke na ramieniu Verdada, swa mocarna dlon na watlym barku partnera, i powiedzial niedbalym tonem:

– Wiesz, dam Percy’emu piec dolcow i niech splywa. On nie ma nic wspolnego z zabojstwem i nic wiecej sie od niego nie dowiemy. A dosyc juz mam jego smrodu.

– Dobra, daj mu piatke – powiedzial Julio. – Oddam ci polowe.

Kiedy Reese wreczal pieniadze moczymordzie, Verdad patrzyl, jak sanitariusze zabieraja zwloki. Staral sie nie angazowac uczuciowo w to, co widzi. Probowal wmowic sobie, ze to duza, szmaciana lalka – albo manekin – tak, po prostu manekin, nie zas cialo martwej kobiety. Tylko ze to byla nieprawda. Przeczyl temu bardzo realistyczny widok. Cholera, zbyt realistyczny! Mezczyzni polozyli trupa na chodniku, na specjalnie w tym celu rozciagnietych noszach.

W swietle przenosnych reflektorow fotograf wykonal jeszcze kilka dodatkowych zdjec, a Julio podszedl blizej, by lepiej sie przyjrzec. Kobieta byla mloda, mogla miec dwadziescia kilka lat. Czarne wlosy, czarne oczy – typowa Latynoska. Pomimo obrazen, jakie zadal jej morderca, zmian wywolanych lezeniem wsrod nieczystosci oraz pogryzienia przez szczury widac bylo, ze nalezala do ladnych, atrakcyjnych dziewczat. W chwili smierci miala na sobie letnia sukienke w kremowym kolorze z blekitna lamowka na kolnierzyku i rekawach i z blekitnym paskiem oraz niebieskie buty na wysokim obcasie.

Ale tylko jeden but pozostal na jej nodze. Zapewne drugi zapodzial sie gdzies w kontenerze.

W jej jasnej sukience i golej stopie ze starannie polakierowanymi paznokciami bylo cos niewymownie smutnego.

Na polecenie Verdada dwoch ludzi w mundurach zalozylo gumowce, aseptyczne maski, jakie nosza chirurdzy, i wspielo sie do kontenera w poszukiwaniu drugiego buta, ewentualnego narzedzia zbrodni oraz wszystkiego, co mogloby miec zwiazek ze sprawa. W tym celu musieli oni przetrzasnac smietnik centymetr po centymetrze.

Znalezli torebke denatki. Kobieta nie zostala obrabowana, gdyz w portfelu byly czterdziesci trzy dolary. W torebce znajdowalo sie rowniez prawo jazdy, wydane na nazwisko: Ernestina Hernandez, dwadziescia cztery lata, zamieszkala w Santa Ana.

Ernestina.

Julio wzdrygnal sie. To imie znow przywiodlo na pamiec jego braciszka, Ernesta. Poza tym Ernestina, tak jak dawno niezyjacy chlopiec, stala sie pokarmem dla szczurow. I choc Julio nie znal tej kobiety, kiedy tylko uslyszal jej imie, powzial silne postanowienie, ze musi rozwiazac zagadke jej zabojstwa.

Odnajde tego, ktory cie zabil, obiecal w myslach. Bylas taka sliczna, a musialas zginac, zanim jeszcze zaznalas zycia. I jesli na tym swiecie jest choc troche sprawiedliwosci, jakas nadzieja na to, zeby nasze istnienie mialo sens, to twoj zabojca nie moze uniknac kary. Przysiegam, ze odnajde go, chocbym mial go scigac na koniec swiata.

Dwie minuty pozniej w kontenerze na smieci znaleziono poplamiony krwia zielony fartuch – taki jakie nosza chirurdzy. Na kieszonce wyhaftowany byl napis: KOSTNICA MIEJSKA W SANTA ANA.

– Do diabla! – zawolal Hagerstrom. – Myslisz, ze ktos z kostnicy poderznal jej gardlo?

Julio Verdad zmarszczyl brwi na widok fartucha, ale nic nie powiedzial.

Technicy z laboratorium starannie zlozyli go, uwazajac, by nie strzepnac jakiegos wloska czy nitki, ktore mogly sie na nim znajdowac, a nastepnie wlozyli do plastykowego woreczka i zasuneli zamek blyskawiczny.

Dziesiec minut pozniej policjanci przeszukujacy smietnik znalezli skalpel ze sladami krwi na ostrzu – drogie, pierwszorzednej jakosci narzedzie chirurgiczne, takie jakich w szpitalach uzywa sie do operacji, a w zakladach

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату