przestrach.

– To byl prawdziwy szok dla dwudziestojednolatka – ciagnal dalej Benny – kiedy dowiedzial sie, ze zycie nie zamierza dac mu szansy na stanie sie prawdziwym bohaterem. Jeszcze gorsza byla prawda, ze ojczyzna moze zmusic do robienia rzeczy nieslusznych. Po naszym odejsciu Vietcong w Wietnamie i Czerwoni Khmerzy w Kambodzy wymordowali trzy albo cztery miliony ludzi. Nastepne pol miliona zginelo, probujac uciec przez ocean na wzruszajacych, ale lichych tratwach. I… i… nie wiem, jak to wyrazic, ale wydaje mi sie, ze w pewnym stopniu ja tez jestem winien ich smierci. My wszyscy jestesmy winni ich smierci, ale czasami czuje na sobie ten ciezar i jest on tak wielki, ze nie moge go udzwignac.

– Jestes wobec siebie zbyt surowy.

– Nie, to nieprawda.

– Jeden czlowiek nie moze dzwigac na swych barkach calego swiata – powiedziala.

Ale Benny nie zamierzal zdjac z siebie tego ciezaru ani nawet jego czesci.

– Pewnie dlatego zyje przeszloscia. Poznalem, ze swiaty, w ktorych przyszlo mi zyc – swiat obecny i swiat przyszly – nie sa czyste, i nigdy nie beda, oraz ze nie daja nam mozliwosci wyboru tego, co czarne, i tego, co biale. Tylko ze co do przeszlosci, to zawsze oszukujemy sie, ze kiedys bylo inaczej, lepiej.

Rachael zawsze podziwiala poczucie odpowiedzialnosci Bena i jego krysztalowa uczciwosc. Teraz jednak stwierdzila, ze cechy te rozwinal w sobie nadmiernie. Nawet takie cnoty jak odpowiedzialnosc i uczciwosc moga stac sie obsesja. Jakiez to jednak piekne obsesje w porownaniu z wariactwami innych ludzi, ktorych znala!

Wreszcie Benny spojrzal na nia, jego oczy pelne byly smutku, prawie melancholii. Nigdy takich u niego nie widziala. Ale na szczescie w jego wzroku dostrzegla takze inne uczucia – czulosc, przywiazanie, cieplo i milosc.

– W nocy… i dzis rano… – mowil Benny – kiedy sie kochalismy… po raz pierwszy od czasu, kiedy poszedlem na wojne, mialem jasny wybor: czarne albo biale, zadnych szarosci. W tym wyborze jest cos… jest jakies zbawienie, ktorego nie mialem nadziei juz doznac.

– W jakim wyborze? – spytala kobieta.

– Czy pozostac z toba na cale zycie, czy nie – odparl. – Tak: jest wyborem wlasciwym, ze wszech miar slusznym, co do tego nie mam zadnych watpliwosci. Nie: to wybor zly, bardzo zly. Nie musialem sie dlugo zastanawiac.

Rachael wiedziala juz od kilku tygodni, moze nawet miesiecy, ze jest w nim zakochana. Emocje jednak trzymala na wodzy, nie wypowiadala sie na temat glebi swych uczuc do Bena, nie pozwalala sobie na mysli o dlugotrwalym z nim zwiazku. Jej dziecinstwo i mlodosc uplynely w samotnosci, w przeswiadczeniu, ze nikt jej nie kocha. Te niewesole lata zrodzily w niej gorace pragnienie milosci. I wlasnie to pragnienie, a wlasciwie zadza, aby byc kochana i pozadana, sprawilo, ze stala sie latwa zdobycza dla Erica Lebena. Ich malzenstwo bylo nieudane. Obsesje Erica na punkcie mlodosci, a zwlaszcza na punkcie jej mlodosci, Rachael brala najpierw za przejaw milosci, gdyz sama jej potrzebowala. Ale w ciagu siedmiu lat wspolnego zycia odkrywala i powoli akceptowala bolesna prawde, ze tu wcale nie chodzi o milosc. Teraz byla bardzo ostrozna. Bala sie, by po raz kolejny nie zraniono jej uczuc.

– Kocham cie, Rachael.

Serce zabilo jej mocniej. Chciala uwierzyc w to, ze moze byc kochana przez tak dobrego i kochanego mezczyzne jak Benny, ale bala sie w to uwierzyc. Chciala odwrocic wzrok, by nie patrzec mu w oczy, im dluzej bowiem w nie patrzyla, tym bardziej czula, ze traci nad soba panowanie, ze kruszy sie jej chlodna obojetnosc – ale nie mogla oderwac od niego spojrzenia. Chciala zachowac milczenie, by nie powiedziec czegos, co mogloby odslonic jej slabe miejsce, ale rzekla z dziwna mieszanina konsternacji, rozkoszy i dzikiej radosci w glosie:

– Czy masz na mysli to samo co ja?

– A co masz na mysli?

– Propozycje.

– Nie jest to chyba najwlasciwsze miejsce ani najlepszy czas na propozycje, nie sadzisz?

– Nie jest.

– Jednak… mam na mysli propozycje. Wolalbym wprawdzie, zeby okolicznosci byly bardziej romantyczne…

– No coz…

– Szampan, swieczniki, skrzypce.

Usmiechnela sie.

– Wiesz – powiedzial Benny – gdy Baresco mierzyl w nas z rewolweru i gdy scigano nas po Palm Canyon Drive, najbardziej balem sie nie tego, ze moge umrzec, ale tego, ze mogliby mnie zabic, zanim zdaze ci powiedziec, co do ciebie czuje. A wiec mowie ci to teraz. Chce byc z toba na zawsze, Rachael, na zawsze.

– Ja tez chce byc z toba na zawsze, Benny – rzekla, a slowa te przyszly jej z wieksza latwoscia, niz sie spodziewala.

Dotknal dlonia jej twarzy. Przysunela sie i pocalowala go delikatnie.

– Kocham cie – wyznala.

– Boze, ja tez cie kocham.

– Jesli wyjdziemy z tego calo, czy wyjdziesz za mnie?

– Tak – odrzekla, a po plecach przeszedl jej dreszcz. – Cholera, Benny, dlaczego powiedziales: „jesli”?

– Zapomnij o „jesli”.

Ale ona nie mogla zapomniec. Rano, w pokoju hotelowym w Palm Springs, zaraz po tym, jak skonczyli sie kochac, doswiadczyla przeczucia smierci, ktore wstrzasnelo nia i napelnilo potrzeba ucieczki stamtad. Wiedziala, ze jesli zostana tam dluzej, spadnie na nich jakis smiertelny cios. To niepokojace przeczucie powrocilo teraz. Swieza i kuszaca scenerie gorska uzupelnil ponury, zatrwazajacy nawet, element. Drzewa zdawaly sie przemieniac w jakies dziwne stwory, galezie wydluzyly sie, a cienie poglebily. Zmrozilo to jej krew w zylach, choc Rachael wiedziala, ze to tylko subiektywne odczucie.

– Jedzmy – powiedziala.

Skinal glowa, najwyrazniej rozumiejac jej mysli i dzielac z nia zmiane nastroju.

Zapalil silnik i wyjechal na droge. Za nastepnym zakretem wylonila sie tablica: LAKE ARROWHEAD – 24 KILOMETRY.

Eric rozgladal sie po garazu, szukajac jeszcze jakiegos narzedzia, jeszcze jednego rodzaju broni. Nie dostrzegl nic odpowiedniego.

Wrocil do domu. W kuchni polozyl siekiere na stole i zaczal wysuwac wszystkie szuflady po kolei, az znalazl komplet nozy. Wybral dwa sposrod nich – rzezniczy i mniejszy, o ostrzu wielkosci skalpela.

Uzbrojony w siekiere i dwa noze byl przygotowany zarowno do walki wrecz, jak i na odleglosc. Wciaz zalowal, ze nie ma rewolweru, ale najwazniejsze, ze nie byl juz zupelnie bezbronny. Jesliby ktos go zaatakowal, mogl juz dzialac w swojej obronie. Zapewne i tak by go pokonali, ale on zdazylby jeszcze niezle im przylozyc. Ta perspektywa przyniosla mu wielka satysfakcje i – o dziwo – wywolala na jego twarzy nagly cyniczny usmieszek.

Myszy, myszy, gryzace, oszalale myszy…

Cholera! Znow potrzasnal glowa.

Myszy, myszy, myszy, oszalale, drapiace pazurami, prychajace…

Ta dziwna mysl, niczym wers z jakiegos niesamowitego dziecinnego wierszyka, znow pojawila sie w jego mozgu i przerazila go. Kiedy chcial skoncentrowac sie na niej, by dotrzec do ukrytych glebiej tresci, jasnosc umyslu ponownie pokryla sie mgielka i Eric nie mogl pojac, co oznaczaja te myszy.

Myszy, myszy, myszy o przekrwionych oczach, rzucajace sie na kraty swych klatek…

Kiedy mimo niepowodzenia nadal wytezal wszystkie sily, by pochwycic wymykajace sie pamieci wspomnienie o gryzoniach, biala strzala bolu przeszyla jego mozg od sklepienia czaszki az po oczodoly i zaplonela wielkim ogniem na wysokosci podstawy nosa. Ale gdy zaniechal prob przypomnienia sobie o myszach i udawal, ze wyrzuca je ze swych mysli, cierpienie stalo sie jeszcze wieksze. Czul, jakby pod czaszka walil mu rytmicznie mlot kowalski. Zeby zniesc te meke, musial zacisnac zeby, ale po chwili i tak caly pokryl sie potem. Wraz z nim nadeszla wscieklosc tak wielka, ze przytlumila bol, co wiecej – rosla wraz z nim. Poczatkowo furia nie byla ukierunkowana, ale trwalo to krotko. Nagle bowiem Eric wysapal: „Rachael, Rachael”. I zlapal za rekojesc rzezniczego noza. „Rachael…”

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату