– Niezla! – dodal Sharp, nie odrywajac od niej wzroku.
Peake spojrzal na nieprzytomna nastolatke i staral sie dojrzec w niej „niezla laske”, ale nie bylo to proste. Jej blond wlosy – potargane i tluste, gdyz w narkotycznym snie pocila sie obficie – poprzylepialy sie nieestetycznie mokrymi strakami do czola, policzkow i szyi. Prawe oko miala podbite i spuchniete, a na twarzy widnialy liczne rany i skaleczenia, z zaschnietymi smugami krwi i strupami. Prawy policzek szpecil olbrzymi siniak, ciagnacy sie od podbitego oka az po szczeke. Gorna warga byla peknieta i nabrzmiala. Dziewczyne przykryto prawie po szyje, wystawala tylko prawa reka, ktora musiala byc odslonieta, gdyz zlamany palec byl usztywniony, a dwa paznokcie miala wyrwane. Jej dlon przypominala bardziej dlugie ptasie szpony niz ludzka kisc.
– Gdy wprowadzila sie do Lebena, miala pietnascie lat – powiedzial cicho Sharp. – Teraz nie moze miec wiecej niz szesnascie.
Jerry Peake skierowal swa uwage na szefa i przygladal mu sie tak uwaznie, jak Anson Sharp patrzyl na Sarah Kiel. Nagle intuicja podpowiedziala mu cos, co o malo nie zwalilo go z nog: Anson Sharp, zastepca dyrektora DSA, byl pedofilem sadysta!
W jego zielonych oczach o drapieznym wyrazie dostrzegl perwersyjna zadze. Zrozumial, ze Sarah Kiel wydala sie Sharpowi „niezla laska” nie dlatego, ze akurat wygladala tak korzystnie, lecz dlatego, ze miala szesnascie lat i byla ciezko poturbowana. Szef przeniosl swe pelne czulosci i entuzjazmu spojrzenie z podbitego oka dziewczyny na jej spuchniety policzek. Widok ten dzialal na niego zapewne rownie podniecajaco jak kobiece piersi i posladki na normalnego mezczyzne. Tak, to byl trzymajacy sie w cuglach sadysta, zboczeniec, ktory swe chore zadze skierowal na tory powszechnie szanowanej dzialalnosci i dawal upust rozpierajacej go energii, realizujac ambicje zawodowe. To dzieki temu tak szybko znalazl sie prawie na samym szczycie w DSA. Ale nie zmienialo to prawdy, ze Anson Sharp byl sadysta i pedofilem.
Peake byl jednoczesnie zdziwiony i przerazony swym odkryciem. Zdziwienie wynikalo nie tylko z glebokiego wejrzenia w istote natury Sharpa, ale takze z faktu, ze wszystko to zauwazyl od razu, na pierwszy rzut oka. Mimo pragnienia, by stac sie legenda, dwudziestosiedmioletni agent DSA zdawal sobie sprawe, ze jest jeszcze naiwny i wykazuje niebezpieczne sklonnosci do powierzchownych ocen tak ludzi, jak i zjawisk. Czasami, mimo calego szkolenia i powaznej pracy, wydawalo mu sie, ze wciaz jest malym chlopcem lub tez ze ukryte w nim dziecko wywiera zbyt duzy wplyw na jego charakter. Teraz stal i przygladal sie szefowi, ktory wlepil wyglodniale oczy w nieprzytomna dziewczyne. Poznanie prawdziwej natury Ansona Sharpa przytloczylo Peake’a. Nagle ozywil sie. Przyszlo mu do glowy, ze moze – mimo swego mlodego wieku – jeszcze wydorosleje.
Sharp wciaz patrzyl na poobcierana i poraniona reke Sarah Kiel. Jego zielone oczy pojasnialy, a w kacikach ust pojawil sie lubiezny usmieszek.
Nagle drzwi otworzyly sie gwaltownie z gluchym plasnieciem, ktore wyrwalo Peake’a z zamyslenia, i do pokoju wrocil doktor Werfell. Sharp zamrugal oczami, jakby otrzasnal sie z lekkiego transu, i zrobil krok do tylu, ustepujac miejsca lekarzowi. Ten podniosl oparcie lozka, odslonil lewe ramie Sarah i zrobil jej zastrzyk, ktory mial wywolac przeciwreakcje na srodki uspokajajace zazyte wczesniej przez dziewczyne.
Sarah obudzila sie w ciagu paru minut. Byla wzglednie swiadoma, choc nieco zmieszana. Nie wiedziala, gdzie sie znajduje, jak sie tu dostala oraz kto i dlaczego tak ja skatowal. Nie przestawala dociekac, kim sa Werfell, Sharp i Peake, a lekarz cierpliwie odpowiadal na wszystkie jej pytania. Poza tym zajmowal sie kolejno: mierzeniem dziewczynie tetna, sluchaniem pracy serca i badaniem zrenic.
Niecierpliwosc Ansona Sharpa rosla. Nie mogl sie doczekac, kiedy wreszcie pacjentka wyjdzie z narkotycznego otepienia.
– Czy naprawde dal jej pan wystarczajaco silna dawke?
– To troche potrwa – rzekl chlodno Werfell.
– My nie mamy czasu – odparl Sharp.
Chwile pozniej Sarah Kiel przestala zadawac pytania. Nagle wrocila jej pamiec i w szoku wciagnela gwaltownie duzy haust powietrza.
– Eric! – krzyknela.
Peake nie przypuszczal nawet, ze jej blada jak plotno twarz moze sie stac jeszcze bielsza, a tak sie wlasnie stalo. Dziewczyna zaczela sie trzasc. Sharp szybko zblizyl sie do jej lozka.
– To wszystko, doktorze.
Werfell zmarszczyl brwi.
– Co to ma znaczyc?
– Ano to, ze skoro dziewczyna juz sie obudzila, to mozemy ja przesluchac, a do tego nie jest nam pan potrzebny. Moze pan odejsc, jasne?
Doktor Werfell tlumaczyl, ze powinien zostac przy pacjentce na wypadek, gdyby pojawila sie opozniona reakcja na zastrzyk. Sharp jednak znow stal sie twardy i odwolal sie do reprezentowanej przez niego wladzy federalnej. Lekarz zmiekl, ale podszedl jeszcze do okna, by je odslonic. Sharp nakazal mu pozostawic zaslony zaciagniete, Werfell wiec ruszyl w strone wylacznika swiatla. Agent nie pozwolil rowniez na zapalenie gornego oswietlenia.
– Ostre swiatlo moze razic biedna dziewczyne w oczy – powiedzial, choc widac bylo, ze jego troska o Sarah Kiel nie jest bynajmniej szczera.
Peake mial nieprzyjemne przeczucie, ze Sharp zamierza nie patyczkowac sie z dziewczyna, ze chce ja przestraszyc niemal na smierc. Nie sadzil, aby to bylo konieczne, i podejrzewal, ze nawet jesli dziewczyna powiedzialaby im wszystko, wicedyrektor DSA i tak bedzie ja terroryzowal dla samej tylko przyjemnosci. Prawdopodobnie traktowal ponizanie i zadawanie cierpien psychicznych jako czesciowo zadowalajace go i spolecznie akceptowalne ujscie dla swych ukrytych zadzy: by pobic i zgwalcic Sarah Kiel. Sukinsyn pragnal, aby w pokoju panowala mozliwie najwieksza ciemnosc, gdyz mrok mial poglebic nastroj grozy, ktory chcial stworzyc.
Po wyjsciu Werfella Sharp zblizyl sie do samej krawedzi lozka, opuscil boczna barierke zabezpieczajaca przed wypadnieciem i usiadl na brzegu materaca. Ujal w swoje rece lewa, zdrowa dlon Sarah, uscisnal lekko i przyjaznie, usmiechnal sie do niej dobrodusznie i cos mowiac, zaczal glaskac swoim olbrzymim lapskiem jej szczuple ramie. Wnikal paluchami nawet pod rekaw szpitalnej koszuli, co nie bylo juz ani dobroduszne, ani przyjacielskie, lecz prowokacyjne.
Peake cofnal sie do kata i skryl w cieniu. Wiedzial, ze nie on ma tu zadawac pytania, nie chcial tez, by Sharp widzial wyraz jego twarzy. Choc osiagnal juz tyle, ze zdolal wniknac gleboko do wnetrza swego szefa i zrozumial, ze sam musi sie zmienic – za rok na pewno bedzie juz innym czlowiekiem – to jednak na razie nie zaszly w nim az takie zmiany, by potrafil zapanowac nad uczuciami malujacymi sie na jego obliczu. Nie umial jeszcze ukryc niesmaku i dlatego wolal pozostac niewidoczny.
– Nie moge panu nic powiedziec – odezwala sie Sarah Kiel, patrzac na Sharpa z bojaznia i odsuwajac sie od niego, jak tylko mogla najdalej. – Pani Leben zakazala mi komukolwiek o tym mowic.
Sharp, wciaz trzymajac zdrowa reke dziewczyny w swojej lewej dloni, podniosl prawa dlon, ktora do tej pory glaskal Sarah po ramieniu, i przylozyl ja dziewczynie do policzka. Zacisnal piesc, tak ze wystajace kostki zetknely sie z gladka skora jej lewej, nie poranionej czesci twarzy. Wygladalo to prawie na gest sympatii i uczucia, ale prawda byla inna.
– Pani Leben nalezy do poszukiwanych przestepcow, Sarah – powiedzial Sharp. – Jest nakaz jej aresztowania. Sam go wydalem. Pani Leben dokonala wielu wykroczen przeciwko bezpieczenstwu panstwowemu. Niewykluczone, ze wykradla tajemnice obronne z zamiarem przekazania ich Sowietom. Chyba nie chcesz ochraniac kogos takiego? Hmm…?
– Byla dla mnie bardzo dobra – wykrztusila Sarah.
Peake zauwazyl, ze dziewczyna probowala uwolnic sie od glaszczacej ja po policzku reki, ale najwyrazniej bala sie obrazic Sharpa. Zdaje sie, ze nie zdawala sobie sprawy z prawdziwego znaczenia tej „pieszczoty”. Ale juz niedlugo zrozumie…
– Pani Leben placi za moj pobyt w szpitalu – ciagnela Sarah. – Dala mi troche gotowki, zadzwonila do moich starych. Byla… byla… bardzo dobra i prosila, zebym nikomu nic nie mowila. Nie chce lamac danego jej slowa.
– Ciekawe… – powiedzial Sharp, biorac ja pod brode i podnoszac glowe tak, by mogla patrzec na niego zdrowym okiem. – Ciekawe, ze nawet taka mala kurewka jak ty ma swoje zasady.
– Nie jestem kurwa! Ja nigdy… – odpowiedziala wystraszona.
– Jestes, jestes – przerwal jej Sharp, ujmujac ja mocno za podbrodek, by nie mogla odwrocic glowy. – Moze