pierwszymi odkryciami, zaczal mocniej uciskac palcami rane, masowac ja, sondowac brzegi wglebienia i wszedzie natrafial na twarda kosc i slady zabliznienia. Potrzaskana i zdeformowana czaszka potrzebowala tylko jednego dnia, by rany zaleczyly sie, a kosci zrosly. Cholera to jest nieprawdopodobne, to jest wprost niemozliwe! Nie zostala ani jedna otwarta rana, a tkanke mozgowa Erica znow ochranial twardy pancerz czaszki.
Siedzial tak oglupialy i niezdolny do ogarniecia calosci. Pamietal, ze wprowadzil do swego organizmu geny, ktore mialy wzmoc proces zdrowienia i wspierac odmladzanie komorek, ale dlaczego, do cholery, dzieje sie to tak szybko? Ciezkie rany zasklepiajace sie w ciagu paru godzin! Cialo, zyly i w ogole naczynia krwionosne – wszystko odnawialo sie niemalze na jego oczach! Polamane kosci zrastaly sie w niespelna jeden dzien! Boze, nawet komorki najbardziej zlosliwego raka w najbardziej dynamicznej fazie nie kontrolowanej reprodukcji nie dotrzymalyby tego tempa!
Przez chwile byl ozywiony, pewien, ze eksperyment przyniosl jeszcze lepsze od oczekiwanych rezultaty. Potem uprzytomnil sobie, ze ma klopoty z koncentracja i luki w pamieci, choc zapewne odradzanie komorek mozgowych odbywalo sie rownie szybko jak regeneracja samej czaszki. Czy to mialo znaczyc, ze juz nigdy nie odzyska pelnej sprawnosci umyslowej, mimo uzdrowienia tkanek? Zmrozila go ta perspektywa, zwlaszcza ze znow ujrzal od dawna niezyjacego wuja Barry’ego Hampsteada, ktory stal w kacie, za kregiem strzelajacych w gore cienistych ogni.
Moze, choc wrocil z krainy smierci, na zawsze pozostanie juz trupem i nic nie pomoze tu nowa, cudowna struktura genetyczna? Nie. Nie chcial w to uwierzyc, gdyz oznaczaloby to, ze cala jego praca – badania, projekty, zwiazane z nimi ryzyko – poszla na marne.
Siedzacy w kacie wuj Barry skrzywil twarz w usmiechu i powiedzial: „Chodz, Ericu, pocaluj mnie. Chodz i pokaz, ze mnie kochasz”.
Smierc mogla byc czyms wiecej niz tylko ustaniem aktywnosci fizycznej i umyslowej. Mogla oznaczac tez utrate jakiejs wartosci… duchowej, ktora nie dawala sie reanimowac na rowni z cialem i mozgiem.
Zupelnie jakby z wlasnej woli wedrujaca po szczece reka Erica powrocila do brwi, skad eksplodowala ponowna fala bolu. Poczul sie jakos dziwnie. Poczul, ze cos jest nie tak. Jego czolo nie bylo juz plaskie i gladkie, lecz guzowate i krostowate, pokryte jakimis strasznymi naroslami.
Uslyszal ciche, trwozliwe kwilenie i w pierwszej chwili nie zdal sobie sprawy z tego, ze sam wydawal ten dzwiek.
Kosci skroniowe pogrubialy i rozrosly sie do niesamowitych rozmiarow, zwlaszcza nad prawym okiem.
Jak to sie moglo stac? O Boze, jak to sie moglo stac?
Zaczal badac dlonia dalsze partie swej twarzy w taki sposob, w jaki niewidomy stara sie na podstawie dotyku wyobrazic sobie wyglad nieznajomego. W miare jak to czynil, coraz bardziej trzasl sie ze strachu.
Posrodku czola napotkal palcami opadajaca w strone nosa twarda, nierowna narosl. Czul, ze caly pecznieje, a wzdluz linii wlosow pulsuje mu krew w zylach, choc nie powinny znajdowac sie tam zadne arterie. Nie potrafil opanowac kwilenia, a z oczu trysnely mu gorace lzy.
Przerazajaca prawda o tym, w jakiej znalazl sie sytuacji, dotarla nawet do jego zamglonego umyslu. Z technicznego punktu widzenia genetycznie zmodyfikowane cialo Erica zostalo zabite w wyniku gwaltownego zderzenia ze smieciarka, ale na poziomie komorkowym utrzymalo sie cos na ksztalt zycia. Wprowadzone sztucznie geny, funkcjonujace dzieki waskiej struzce energii zyciowej, ktora pozostala jeszcze w organizmie, wyslaly do wszystkich stygnacych komorek pilne sygnaly, ze nalezy niezwlocznie wytworzyc wszystkie substancje potrzebne do regeneracji i odmlodzenia ciala. Ale kiedy zakonczyl sie proces „zdrowienia”, zmienione geny nie „wylaczyly” szalonego wzrostu. Gdzies tkwil blad i proces trwal dalej. Jego organizm powoli rozrastal sie i – choc nowe tkanki byly zapewne absolutnie zdrowe – przypominalo to raka, tyle ze w jego wypadku predkosc, z jaka zachodzily zmiany, znacznie przewyzszala szybkosc powstawania komorek najbardziej zlosliwego nowotworu.
Cialo Erica zmienialo sie. Ale w co?
Serce bilo mu jak mlotem, a po skorze lal sie zimny pot. Wstal z fotela. Zaczal szukac lustra. Musial zobaczyc w nim swe oblicze. Nie chcial go ogladac, bal sie panicznie tego, co spodziewal sie ujrzec, odraze budzila w nim mysl o odbiciu obcej, groteskowo znieksztalconej twarzy, ale jednoczesnie palila go zadza poznania, w co sie zmienial.
W sklepie sportowym nad jeziorem Ben wybral sobie remingtona. Byl to polautomatyczny karabin wielkokalibrowy o magazynku na piec pociskow. W odpowiednich rekach ta bron mogla siac zniszczenie. A rece Bena byly odpowiednimi rekami. Dodatkowo zakupil dwa pudelka naboi do remingtona, pudelko amunicji do zdobycznego rewolweru typu Smith & Wesson 357 Combat Magnum oraz pudelko pociskow kalibru 32 do pistoletu Rachael.
Zupelnie jakby szykowali sie na wojne.
Chociaz przy zakupie karabinu nie wymagano pozwolenia, a bron otrzymywalo sie do reki od razu, Benny musial wypelnic formularz, wpisujac swoje nazwisko, adres oraz numer polisy ubezpieczeniowej. Trzeba bylo takze okazac dowod tozsamosci, najlepiej kalifornijskie prawo jazdy z laminowanym zdjeciem. Podczas gdy Ben stal wraz z Rachael przy zoltej ladzie i wypelnial druk, sprzedawca, ktory na wstepie przedstawil sie jako Sam, przeprosil ich i odszedl na drugi koniec sklepu, gdzie czekali jacys wedkarze pragnacy uzyskac informacje na temat sprzetu.
Inny sprzedawca objasnial klientom na przeciwleglym krancu sklepu roznice miedzy poszczegolnymi typami spiworow.
Na regale za lada, wsrod obciagnietych folia pudelek ze srutem, stalo nastawione na lokalna rozglosnie radio. Gdy Ben i Rachael wybierali bron i amunicje, z glosnika rozlegala sie tylko przerywana reklamami muzyka. Ale wybila pierwsza trzydziesci w poludnie, pora nadawania wiadomosci, i Ben uslyszal na falach eteru nazwisko swoje oraz Rachael.
…Shadwaya i Rachael Leben zostal wydany nakaz aresztowania. Pani Leben jest wdowa po zamoznym przedsiebiorcy, Ericu Lebenie, ktory wczoraj zginal w wypadku ulicznym. Jak oswiadczyl rzecznik Departamentu Sprawiedliwosci, Shadway i pani Leben poszukiwani sa w zwiazku z kradzieza strategicznych, scisle tajnych materialow naukowych z laboratoriow korporacji Geneplan, ktore dotyczyly projektow finansowanych przez Departament Obrony, a takze w zwiazku z podejrzeniem o dokonanie zabojstwa na dwoch oficerach policji w Palm Springs, ktorzy zgineli wczoraj wieczorem w czasie gwaltownej strzelaniny… Rachael tez to uslyszala.
– Paranoja!
Ben polozyl jej reke na ramieniu, by sie uspokoila, i nerwowo spojrzal na dwoch sprzedawcow, wciaz zajetych swoimi klientami. Niczego tak nie pragnal, jak tylko tego, by nie zwrocili uwagi na nadawane przez radio wiadomosci. Przeciez Sam, zanim wyjal formularz do wypelnienia, obejrzal jego prawo jazdy i z pewnoscia zapamietal nazwisko Bena. Gdyby je teraz uslyszal, na pewno by zareagowal.
Protesty i zapewnienia, ze jest niewinny, na nic by sie zdaly. Sam zadzwonilby po gliniarzy. Niewykluczone, ze w kasie za lada mial nawet rewolwer i ze moglby go uzyc w celu zatrzymania ich w sklepie do czasu przybycia policji. Ben nie chcial byc zmuszony odebrac Samowi bron i ranic go moze przy tej okazji.
…Szef wywiadu wojskowego, Jarrod McClain, ktory koordynuje dochodzenie oraz poscig za Shadwayem i Leben, wydal przed godzina w Waszyngtonie specjalne oswiadczenie dla prasy, w ktorym nazwal cala historie „sprawa najwyzszej wagi panstwowej, ktora moze nawet przerodzic sie w kryzys bezpieczenstwa narodowego”…
Sam wciaz znajdowal sie w czesci ze sprzetem wedkarskim i wlasnie rozesmial sie glosno z tego, co powiedzial klient, po czym ruszyl z powrotem w strone kasy. Jeden z wedkarzy szedl wraz z nim. Prowadzili ozywiona rozmowe, wiec nawet jesli docieral do nich glos z radia, to niewatpliwie sluchali go bezwiednie. Gdyby jednak umilkli, zanim komunikat dobiegnie konca…
…Mimo oswiadczen, ze Shadway i pani Leben narazili na zniszczenie system bezpieczenstwa panstwowego, ani McClain, ani rzecznik Departamentu Sprawiedliwosci nie chcieli podac, na czym polegaja prace wykonywane w Geneplan na zlecenie Pentagonu…
Obaj mezczyzni znajdowali sie juz kilka krokow od Bena i Rachael. Nadal zawziecie dyskutowali na temat zalet wedek i kolowrotkow.
Rachael wpatrywala sie w niego lekliwie i Benny tracil ja lekko, by wyrwac z transu, ktory moglby zwrocic uwage obu mezczyzn na plynace z radia niepokojace wiadomosci.
…Korporacja zajmuje sie wylacznie badaniami w dziedzinie genetyki… Sam wszedl za lade. Klient zostal po drugiej stronie zoltego blatu i dalej szli juz rozdzieleni, ale nie przerywali ozywionej rozmowy. Zblizali sie do Rachael i Bena.