twarz, i skryl sie pod kolejnym parkanem.
Piec minut pozniej, prawie czterdziesci minut po ucieczce z domu Erica Lebena, przedarl sie wreszcie przez porosniete krzakami zbocze do suchego kanalu, ktory ciagnal sie wzdluz drogi nad jeziorem.
Czterdziesci minut, na milosc boska! Jak daleko mogla sie Rachael przemiescic w tym czasie po niegoscinnej pustyni? Nie, nie moze o tym myslec. Musi isc naprzod.
Przykucnal na chwile wsrod wysokich chwastow, zlapal oddech i wstal, rozgladajac sie na boki. Nie zobaczyl nikogo ani nic. Droga byla pusta.
Zwazywszy, ze nie zamierzal wyrzucic ani karabinu, ani combat magnum, a wygladal z nimi stanowczo podejrzanie, nalezalo sie cieszyc, ze jest wtorek, godzina czternasta piecdziesiat piec, o innej bowiem porze dnia ruch bylby znacznie wiekszy. Rano jechaliby nad jezioro amatorzy sportow wodnych, wedkarze i plazowicze, a poznym popoludniem ci sami ludzie wracaliby do domow. Ben byl rowniez zadowolony, ze to nie weekend, kiedy – niezaleznie od godziny – droga jechalyby tysiace aut.
Stwierdzil, ze uslyszy nadjezdzajacy samochod, zanim sie on pojawi, i bedzie mial dosc czasu na ukrycie sie. Wyszedl wiec z rowu i ruszyl poboczem na polnoc w nadziei, ze znajdzie pojazd, ktory mozna by sobie przywlaszczyc.
27
O czternastej piecdziesiat piec Rachael minela przelecz El Cajon i znajdowala sie szesnascie kilometrow na poludnie od Victorville i siedemdziesiat dwa kilometry od Barstow.
To byl ostatni odcinek autostrady, na ktorym mozna bylo jeszcze dostrzec wyrazne slady cywilizacji. Ale nawet tutaj, z wyjatkiem samego Victorville oraz paru domow i sklepow znajdujacych sie miedzy tym miasteczkiem a Hespearia oraz Apple Valley, widac bylo glownie rozlegle puste przestrzenie, pokryte bialym piaskiem, wyzlobionymi przez erozje skalami, uschnietymi karlowatymi drzewami, kaktusami i inna pustynna roslinnoscia. Na tym prawie pieciusetkilometrowym odcinku miedzy Barstow a Las Vegas znajduja sie wlasciwie tylko dwa przystanki – Calico, miasteczko widmo z kilkoma restauracyjkami, warsztatami samochodowymi, stacjami benzynowymi i jednym albo dwoma motelami, oraz Baker, ktore mignelo Rachael w przelocie niczym fatamorgana, zupelna dziura, stanowiaca jednak wrota do narodowej dumy – Doliny Smierci. Po drodze byly tez Halloran Springs, Cal Neva i Stateline, ale zadna z tych osad nie kwalifikowala sie do rangi miasteczka. Liczba mieszkancow jednego z tych osiedli wynosila mniej niz piecdziesiat osob. Tu gdzie zaczynala sie wielka pustynia Mojave, ludzkosc mogla jeszcze dominowac nad jalowa ziemia, ale za Barstow rzadzila juz tylko przyroda.
Gdyby Rachael tak bardzo nie martwila sie o Bena, na pewno delektowalaby sie pieknym pejzazem, sila i niezawodnoscia swojego mercedesa oraz poczuciem wolnosci, ktore zawsze podtrzymywalo ja na duchu podczas jazdy przez Mojave. Ale teraz bez przerwy myslala o nim i zalowala, ze zostawila go samego. Juz zapomniala o jego argumentach, ktore przekonaly ja do takiego planu. Zastanawiala sie, czy nie zawrocic, ale doszla do wniosku, ze zanim dojedzie do Arrowhead, Bena moze tam juz dawno nie byc. Zapewne wpadlaby wtedy prosto w rece policji, tak wiec wciaz gnala w strone Barstow z predkoscia stu kilometrow na godzine.
Osiem kilometrow przed Victorville uslyszala dziwne gluche walenie, ktore dochodzilo jakby spod samochodu: cztery lub piec ostrych uderzen, potem cisza. Zamarla, przerazona perspektywa awarii samochodu. Zwolnila do osiemdziesieciu, potem do szescdziesieciu kilometrow na godzine i przez dluzszy czas uwaznie nasluchiwala.
Tarcie opon po nawierzchni. Delikatny warkot silnika. Szum klimatyzacji. Zadnych stukniec.
Poniewaz niepokojace dzwieki nie powtorzyly sie, przyspieszyla do setki, ale doszedlszy do wniosku, ze stukanie wystepuje wlasnie – przy wiekszej predkosci, wciaz nasluchiwala. Kiedy po jakims czasie nie uslyszala zadnych odglosow, stwierdzila, ze widocznie musiala trafic na dziury w jezdni. Wprawdzie nie widziala zadnych dziur ani tez nie przypominala sobie, zeby mercedes podskakiwal na wybojach, jednakze zadne inne wyjasnienie nie przyszlo jej do glowy. Zawieszenie i amortyzacja byly w samochodzie pierwszorzedne, co zapewne zminimalizowalo skutki wstrzasu do kilku podskokow, na ktore nie zwrocila uwagi, wystraszona dziwnymi dzwiekami.
Po przejechaniu kilku kilometrow Rachael wciaz byla zdenerwowana. I chociaz nie spodziewala sie raczej, ze wkrotce caly pojazd rozpadnie sie z hukiem albo ze silnik eksploduje, to jednak bala sie, ze wystapia jakies klopoty, ktore opoznia jej przybycie do Vegas. Tymczasem mercedes sprawowal sie jak na jego klase przystalo, totez po pewnym czasie kobieta odprezyla sie, a jej mysli znow poplynely w kierunku Bena.
Wprawdzie zielony chevrolet w wyniku zderzenia z niebieskim fordem zostal uszkodzony, jednakze nie na tyle, by utracil zdolnosc do wykonywania swych podstawowych funkcji. Tak wiec z wygietym blotnikiem i stluczonymi reflektorami Peake kontynuowal jazde w dol. Najpierw piaszczystym traktem, potem zwirowa aleja, nastepnie droga o nawierzchni tluczniowej i wreszcie szosa stanowa, ktora okrazala jezioro. Sharp siedzial obok niego i lustrowal otaczajacy ich las. Pistolet z tlumikiem trzymal na kolanach. Jak niedawno stwierdzil, mial absolutna pewnosc, ze Shadway uciekl w druga strone, daleko od drogi, niemniej jednak nalezalo zachowac czujnosc.
Peake spodziewal sie, ze w kazdej chwili kula przebije boczna szybe i zabierze go z tego swiata. Ale dojechal do samego jeziora caly i zdrowy.
Jezdzili tam i z powrotem, az zauwazyli szesc aut zaparkowanych rzedem przy drodze. Pojazdy nalezaly zapewne do wedkarzy, ktorzy przez zarosla przedostawali sie stad nad wode, w swoje ulubione, trudno dostepne miejsca. Sharp zalozyl, ze Shadway zejdzie z gor od poludnia i, kierujac sie na polnoc, sprobuje zblizyc sie do samochodow, ktore widzial zapewne w drodze do Arrowhead. Mozliwe, ze w ogole nie wyjdzie z lasu, tylko bedzie szedl po dnie jednego z kanalow, biegnacych rownolegle do drogi, a odsloni sie dopiero w chwili kradziezy samochodu. Peake zaparkowal za ostatnim autem w rzedzie, brudnym i zdezelowanym dodge’em station wagon, podjezdzajac mu prawie pod sam zderzak, aby nadchodzacy z drugiej strony Shadway nie zobaczyl chevroleta.
Teraz Peake i Sharp zaglebili sie w swych siedzeniach, wystawiajac glowy jedynie na tyle, by widziec przed soba droge. Byli gotowi w kazdej chwili zaczac dzialac, gdyby tylko cos podejrzanego dzialo sie przy samochodach. A raczej Sharp byl gotow. Peake bowiem wciaz nie rozwiazal swojego dylematu.
Drzewa szumialy na wietrze. Ohydna wazka sfrunela na przednia szybe, furkoczac przezroczystymi skrzydelkami.
Elektroniczny czasomierz na desce rozdzielczej tykal cichutko i Peake mial dziwne, choc moze usprawiedliwione wrazenie, ze siedza na bombie zegarowej.
– Jestem pewien, ze pojawi sie tu najdalej za piec minut – powiedzial Sharp.
Mam nadzieje, ze nie, pomyslal Peake.
– Zalatwimy sukinsyna na cacy – dorzucil Sharp.
Nie ze mna, pomyslal Peake.
– Sadzi, ze patrolujemy teraz szose, ze jezdzimy tam i z powrotem, rozgladajac sie za nim. Nie podejrzewa, ze przejrzelismy jego plan i czekamy tu teraz. Wpadnie nam prosto w rece.
Boze, mam nadzieje, ze nie, pomyslal Peake. Mam nadzieje, ze bedzie sie zblizal z drugiej strony i zobaczy nas. Albo zejdzie z gory po przeciwleglym stoku, z dala od tej drogi. A najlepiej byloby, gdyby mogl po prostu przeciac szose, wyjsc nad jezioro i przejsc po wodzie na drugi brzeg!
– Cos mi sie zdaje – powiedzial glosno – ze on jest lepiej uzbrojony. Widzialem u niego karabin. Trzeba sie nad tym zastanowic.
– Nie uzyje go – powiedzial Sharp.
– Dlaczego?
– Bo to jest moralista od siedmiu bolesci. Dlatego. Wrazliwy typ. Za bardzo martwi sie o swoja cholerna dusze. Taki czlowiek usprawiedliwia zabijanie tylko na wojnie, w ogniu walki. I to wylacznie na takiej wojnie, w ktorej slusznosc sam wierzy. Albo w sytuacji w ktorej nie ma absolutnie innego wyboru, na przyklad w samoobronie.
– Dobrze, ale jesli pierwsi otworzymy ogien, to nie bedzie mial innego wyjscia, jak tez zaczac strzelac, prawda?
– Nie rozumiesz go. W takiej sytuacji jak ta, kiedy nie jestesmy na zadnej wojnie, a istnieje droga ucieczki, on