zawsze bedzie wolal wycofac sie, niz walczyc. Chyba ze zapedzisz go w kozi rog. W przeciwnym razie dokona najlepszego etycznie wyboru i nadal bedzie mogl sie szczycic swa moralna czystoscia. Tu, w lesie, ma tyle mozliwosci ucieczki! A wiec jesli go trafimy od razu, sprawa zalatwiona, ale jesli chybimy, zacznie uciekac, dajac nam kolejna szanse uzycia broni. Ten hipokryta o kociej twarzy nie bedzie sam strzelal. My zas dlugo bedziemy probowali go trafic, az nam sie uda – albo na dobre zniknie nam z oczu. Tylko, na milosc boska, nie zapedzaj go w kozi rog, prosze. Zawsze zostaw mu mozliwosc odwrotu. Gdy bedzie uciekal, da nam szanse trafienia go w plecy. To jest najlepsze, co mozemy uczynic. Ten facet sluzyl w piechocie morskiej, w oddziale zwiadowczym, i wyroznial sie wsrod zolnierzy. Byl najlepszy. To musze mu przyznac – byl najlepszy. I zdaje sie, ze zachowal forme. Gdyby nie mial innego wyjscia, urwalby ci glowe golymi rekami.
Peake nie wiedzial, ktora z tych nowych informacji byla bardziej przerazajaca. Czy ta, ze z powodu osobistych urazow Sharpa mieli zabic nie tylko niewinnego obywatela, ale i czlowieka o niezwykle wysokim, potwierdzonym obserwacja, morale? A moze ta, ze zamierzali strzelic mu w plecy, gdy tylko nadarzy sie taka okazja? Albo jeszcze inna: ze facet wolalby raczej zaryzykowac wlasne zycie niz zycie swych wrogow, nawet jesli oni byli przygotowani, zeby go z zimna krwia zlikwidowac, lub ze doprowadzony do ostatecznosci, potrafilby ich zniszczyc bez mrugniecia okiem.
Peake spal ostatni raz poprzedniego dnia po poludniu, a wiec ponad dwadziescia dwie godziny temu, i bardzo potrzebowal snu. Oczy mial jednak szeroko otwarte, a jego umysl byl czujny. Przemysliwal liczne, przed chwila uslyszane informacje.
Nagle Sharp wychylil sie do przodu, jakby wypatrzyl zblizajacego sie Shadwaya, ale musial to byc falszywy alarm, gdyz zaraz zaglebil sie w fotelu i wypuscil wstrzymywane w plucach powietrze.
Jest tylez wsciekly, co wystraszony, pomyslal Peake. Po chwili odwazyl sie zadac szefowi pytanie, ktore moglo go rozgniewac, a przynajmniej zirytowac:
– Zna go pan?
– Tak – rzucil sucho Sharp, nieskory do rozwijania tematu.
– Skad?
– Z daleka.
– Od dawna go pan zna?
– Od dawna – odparl Sharp tonem, ktory mial wyraznie dac Peake’owi do zrozumienia, ze to bylo ostatnie jego pytanie.
Od ostatniego wieczoru, czyli od rozpoczecia tego sledztwa, Peake dziwil sie, ze ktos tak wysoki ranga jak wicedyrektor agencji bierze udzial w akcji w terenie, ramie w ramie z poczatkujacymi agentami, zamiast koordynowac dzialania z biura. To byla bardzo wazna akcja, ale Peake uczestniczyl juz w innych waznych akcjach i nigdy nie widzial, zeby szefowie osobiscie brudzili sobie nimi rece. Teraz juz rozumial: Sharp zdecydowal sie na energiczne wkroczenie do sprawy, poniewaz odkryl, ze jest w nia zamieszany jego dawny smiertelny wrog, Shadway, a tylko w czasie poscigu mogl zabic tego czlowieka w majestacie prawa.
– Znam go od dawna – powiedzial Sharp, bardziej do siebie niz do Jerry’ego Peake’a. – Od bardzo dawna.
W obszernym bagazniku mercedesa panowalo przyjemne cieplo, gdyz blacha byla rozgrzana od slonca. Ale zwiniety na boku, lezacy w ciemnosci Eric Leben czul jeszcze inne, wspanialsze cieplo: dziwny i naprawde przyjemny ogien, ktory palil mu krew, wnetrznosci i kosci, ogien, ktory zdawal sie topic jego cialo i… lepic z tego surowca jakis nieludzki twor.
Wewnetrzny i zewnetrzny zar, ciemnosc, kolysanie oraz hipnotyzujacy szum kol wprawily go w stan podobny do transu. Na jakis czas zapomnial, kim jest, gdzie sie znajduje i dlaczego. Mysli krazyly leniwie w jego glowie jak blyszczace plamki oleju, dryfujace, falujace, przeplatajace sie i tworzace na powierzchni jeziora lagodne wiry. Czasami byly jasne i przyjemne: oto slodkie wypuklosci ciala Rachael i faktura jej skory, Sarah i inne kobiety, z ktorymi sie kochal, ulubiony mis, z ktorym sypial jako dziecko, fragmenty obejrzanych filmow, kawalki ulubionych piosenek. Ale czasami obrazy ciemnialy i stawaly sie przerazajace: oto wuj Barry, usmiechajacy sie krzywo i kiwajacy na niego, nieznajoma martwa kobieta w kontenerze na smieci, inna kobieta ukrzyzowana na scianie, naga, martwa, z wytrzeszczonymi oczami, postac Smierci w kapturze na glowie wylaniajaca sie z cienia, zdeformowana twarz odbita w lustrze, dziwne, potworne dlonie umieszczone na jego przegubach…
Raz samochod zatrzymal sie i przerwa w kolysaniu wyrwala go z transu. Szybko powrocil do poprzedniego stanu, znow czul zimna, gadzia wscieklosc. Wybiegajac mysla do przodu, z luboscia wyobrazal sobie, jak dusi byla zone i jego wydluzone, szponiaste palce same sie naprezaly. Juz mial wyskoczyc z bagaznika i zajac sie Rachael – ta, ktora go odrzucila i wyslala w smiertelna droge – kiedy uslyszal meski glos i zawahal sie. Po urywkach dochodzacej go z gory paplaniny oraz zgrzycie metalowej rury pistoletu do tankowania, wprowadzonego do zbiornika z benzyna, Eric domyslil sie, ze Rachael zatrzymala sie na stacji. Na pewno bylo tam pare osob, moze nawet bardzo wielu klientow. Trzeba poczekac na lepsza okazje.
Jeszcze w Arrowhead, kiedy otworzyl bagaznik mercedesa, od razu zauwazyl, ze jego tylna sciane stanowila solidna metalowa plyta, co praktycznie uniemozliwialo jej wepchniecie do wnetrza pojazdu. Nalezalo zatem wydostac sie na zewnatrz, otwierajac klape. Ale mechanizm zatrzaskowy oczywiscie nie otwieral sie od srodka. Co gorsza, zamek byl obudowany i zeby sie do niego dostac, trzeba bylo najpierw odkrecic kilka blachowkretow. Na szczescie Rachael i Shadway w takim zapamietaniu zbierali kopie akt „Wildcard”, ze Eric mogl spokojnie zdjac ze stojaka odpowiedni srubokret krzyzowy, usunac obudowe zamka, wejsc do bagaznika i zamknac klape. Nawet w ciemnosci zdolal odnalezc odsloniety mechanizm, wsunac krzyzak i bez trudu otworzyc zatrzask.
Jesli na nastepnym postoju nie uslyszy zadnych glosow, wyskoczy z bagaznika w ciagu paru sekund, wystarczajaco szybko, zeby Rachael nie zdazyla sie zorientowac, o co chodzi.
Podczas gdy Rachael tankowala benzyne, lezacy spokojnie i cierpliwie Eric zaczal badac dlonmi swoja twarz. Wydawalo mu sie, ze odkryl nowe zmiany, zmiany, ktorych nie bylo jeszcze w Arrowhead. Podobne wrazenie odniosl dotykajac szyi, ramion i reszty ciala. Wygladalo na to, ze jego budowa zaczynala zasadniczo odbiegac od standardow.
Nagle wyczul pod palcami cos na ksztalt… luski. Wstrzasnal nim zimny dreszcz i zaczal szczekac zebami. Szybko przestal sie dotykac.
Ale chcial wiedziec, co sie z nim dzieje. Z drugiej strony bal sie tej wiedzy. Potrzebowal jej jednak. Nie, nie znioslby takiej prawdy.
Niesmialo podejrzewal, ze po celowym zmodyfikowaniu czesci wlasnego materialu genetycznego zachwial rownowage nie znanych czlowiekowi – i chyba nawet niemozliwych do poznania – zyciowych procesow chemicznych oraz sil witalnych organizmu. Ten brak rownowagi nie byl powazny do czasu jego smierci. Potem zmodyfikowane komorki zaczely zachowywac sie niezgodnie z jakimkolwiek scenariuszem. „Zdrowialy” z nienaturalna wprost szybkoscia. Ich aktywnosc, wyrazajaca sie w obezwladniajacym zalewie produkowanych przez nie hormonow wzrostu oraz protein, niejako rozluzniala wezly stabilnosci genetycznej i oslabiala biologiczny mechanizm regulacji tej – z zalozenia – bardzo powolnej, umiarkowanej ewolucji. Teraz rozwoj nastepowal w alarmujacym tempie. Moze nawet nie byl to rozwoj, lecz cofanie sie. Wszak jego cialo pragnelo przetworzyc sie w prehistoryczna forme, przechowywana w pamieci genetycznej rasy ludzkiej przez dziesiatki milionow lat i wciaz istniejaca u kazdego czlowieka. Wiedzial, ze jego umysl oscyluje miedzy wspolczesnym mu i znanym intelektem Erica Lebena a obca swiadomoscia roznych prymitywnych stanow ludzkosci. Bal sie, ze tak umyslowo, jak i fizycznie cofnie sie do jakiejs dziwacznej formy, tak dalece odleglej od normalnego czlowieka, iz przestanie istniec jako Eric Leben, a jego osobowosc na zawsze rozplynie sie w prehistorycznej – malpiej albo gadziej – swiadomosci.
To wszystko przez nia, to ona go zabila, wyzwalajac proces odpowiedzialny za genetyczne zmiany w jego komorkach. Pragnal zemsty, pragnal az do bolu. Chcial rozpruc babie brzuch i wypruc parujace flaki, chcial wydlubac jej oczy i podziurawic glowe. Chcial rozorac pazurami te sliczna buzke, ten zadowolony z siebie nieprzyjazny ryj, odgryzc jej jezyk, a potem przeniesc swe usta na tryskajace krwia rany i pic, pic…
Znow wstrzasnal nim dreszcz, ale tym razem byl to dreszcz pierwotnej zadzy, drgawki nieludzkiej przyjemnosci i podniecenia.
Po napelnieniu baku Rachael powrocila na autostrade i Eric znow zapadl w swoj podobny do transu stan. Tym razem jego mysli byly dziwniejsze, bardziej nierzeczywiste od tych, ktore poprzednio chodzily mu po glowie. Teraz widzial siebie, jak biegnie susami poprzez mgle, a jego sylwetka jest ledwie na wpol wyprostowana. Na horyzoncie wyrastaja parujace gorskie szczyty, a niebo jest tak jasne i czyste, jakiego nie widzial w swym zyciu. A jednak obraz ten byl mu juz znany, podobnie jak obce, lsniace rosliny, ktorych Eric Leben nigdy przedtem nie