– Zlapaliscie Bookera?
– Nie, sir.
– Dlaczego?
– Sholnick nie znalazl go w Cove Lodge.
– Musicie go dopasc.
– Zrobimy to.
– I poddac konwersji. Nie tylko uniemozliwic przekazanie informacji… ale sprawic, by stal sie jednym z nas
– Coz, zobaczymy, ale jest cos gorszego. Regresywni zaatakowali kilku gosci w motelu. Quinna uprowadzono, zabito i porzucono w nie znanym nam jeszcze miejscu… albo byl jednym z nich i ukrywa sie teraz, wyjac do cholernego ksiezyca, co zwykle robia regresywni po udanym polowaniu…
Shaddack sluchal sprawozdania z rosnacym niesmakiem i niepokojem.
Watkins, siedzac na brzegu fotela, dodal zdenerwowany:
– Ci regresywni cholernie mnie niepokoja.
– Sa klopotliwi – zgodzil sie Shaddack.
W nocy, czwartego sierpnia otoczyli jednego z regresywnych, Jordana Coombsa, w kinie na glownej ulicy. Pracowal jako technik w New Wave. Tamtej nocy jednakze bardziej przypominal malpe niz czlowieka, choc tak naprawde nie byl ani jednym, ani drugim, ale czyms tak dziwnym i dzikim, ze nie sposob tego wyrazic jednym slowem. Termin „regresywny” okazal sie nieadekwatny w zetknieciu z bestia. Nie oddawal przerazajacego wygladu tej istoty, podobnie jak inne okreslenia. Agresywnego i silnego Coombsa nie udalo sie wziac zywcem. Musieli zastrzelic go w obronie wlasnej.
Watkins odezwal sie:
– Sa wiecej niz klopotliwi. Znacznie wiecej. To… psychopaci.
– Wiem – zniecierpliwil sie Shaddack. – Sam wymyslilem termin okreslajacy ich stan: psychoza pochodzenia metamorficznego.
– Zabijanie sprawia im
Thomas Shaddack zmarszczyl brwi. Nie przewidzial problemu zwiazanego z regresja i nie przyjmowal do wiadomosci faktu, ze stanowia cos wiecej niz drobna anomalie w skadinad pozytywnej konwersji, jakiej poddano ludzi w Moonlight Cove.
– Zgoda, zabijanie sprawia im radosc, w regresywnym stanie to ich przeznaczenie, lecz jest ich niewielu do zidentyfikowania i wyeliminowania, statystycznie rzecz biorac to nieistotny ulamek wsrod tych, ktorzy przeszli Zmiane.
– Nie sadze – Watkins zawahal sie, jak poslaniec przynoszacy zle wiesci. – Po ostatniej krwawej masakrze oceniam, ze wsrod tysiaca dziewieciuset poddanych konwersji do dzisiejszego ranka jest okolo szescdziesieciu regresywnych.
– Bzdura!
Istnienie wielu regresywnych oznaczalo, ze zbyt predko opuscil laboratorium i zastosowal w praktyce wyniki badan, nie biorac zbytnio pod uwage mozliwosci porazki. Musialby przyznac, ze rewolucyjne odkrycia Projektu Ksiezycowy Jastrzab na ludziach z Moonlight Cove byly tragiczna pomylka. Nie byl w stanie przyjac tego do wiadomosci.
Cale zycie tesknil za wladza absolutna, teraz prawie ja zdobyl, i za nic nie wycofa sie z obranej drogi. Cale dorosle zycie odmawial sobie roznych przyjemnosci, zeby uniknac konfliktu z prawem, za ktory zaplacilby wysoka cene. Te lata wyrzeczen wywolaly w nim ogromne wewnetrzne napiecie, ktore rozpaczliwie szukalo ujscia. Sublimowal sie w pracy, wyzywal w spolecznie akceptowanych przedsiewzieciach, ktore – o ironio – uczynily go nietykalnym dla jakiejkolwiek wladzy, a tym samym dawaly mu wolna reke. Wreszcie mogl bezkarnie robic wszystko, czego dusza zapragnie.
Poza tym zaszedl juz zbyt daleko, by cofnac sie. Dal swiatu cos przelomowego. Za jego sprawa tysiac dziewieciuset Nowych Ludzi przywedrowalo na ziemie. Nie mial mozliwosci odwrocenia tego procesu, tak jak inni naukowcy nie mogli „wycofac sie” z odkrycia na przyklad bomby atomowej.
Watkins potrzasnal glowa.
– Prosze nie gniewac sie… ale nie sadze, ze to bzdura. Okolo szescdziesieciu regresywnych, albo znacznie wiecej.
– Potrzebuje przekonywajacych dowodow. Musze poznac ich nazwiska. Czy zidentyfikowal pan choc jednego oprocz Quinna?
– Alex i Sharon Foster, jak sadze. I byc moze panski czlowiek, Tucker.
– Niemozliwe.
Watkins opisal to, co zastal w domu Fosterow, a takze wspomnial o krzykach w odleglych lasach.
Shaddack niechetnie uznal, ze Tucker moze byc jednym z degeneratow. Irytowal go fakt, ze nie sprawowal nad swymi ludzmi kontroli absolutnej. Wobec tego jak mogl byc pewien, ze zdola kontrolowac cale masy?
– Moze Fosterowie i Tucker sa regresywni, to raptem znalazl pan czterech. Nie piecdziesieciu czy szescdziesieciu. Po prostu
Loman Watkins wpatrywal sie w mgle, przybierajaca najrozmaitsze ksztalty wokol szklanych scian wiezy.
– Sir, obawiam sie, ze to nie takie proste. To znaczy… prosze pomyslec. Gdyby wladze stanowe albo federalne dowiedzialy sie o tym, co pan zrobil,
– Wiec?
– Coz… taki sam problem mamy z regresywnymi. Sa Nowymi Ludzmi, jak my, ale tego zepsucia, ktore ich od nas odroznia, nie widac. Nie roznia sie od nas, tak jak my z wygladu nie odrozniamy sie od populacji Dawnych Ludzi.
Silna erekcja Shaddacka zelzala. Zniecierpliwiony pesymizmem Watkinsa, podniosl sie z fotela i poszedl do najblizszego z wielkich okien. Z piesciami w kieszeniach dresu wpatrywal sie w slabe, widmowe odbicie swej pociaglej, wilczej twarzy. Napotkal wlasne spojrzenie, a po chwili wbil wzrok w ciemnosc na zewnatrz, gdzie wedrowna morska bryza tkala na krosnach nocy krucha materie mgly. Stal tylem do Watkinsa, by ten nie zauwazyl jego zatroskania. Unikal tez odbicia w szybie wlasnych oczu, nie przyznajac sam przed soba, ze jego troske, niczym spekany marmur, przecinaja zylki strachu.
45
Nalegal, by usiedli na krzeslach niewidocznych z ulicy. Tessa wzdragala sie przed zajeciem miejsca obok niego. Wyjasnil, ze dziala w tajemnicy, a wiec nie ma przy sobie legitymacji FBI, ale pokazal jej wszystkie pozostale dokumenty w portfelu: prawo jazdy, karty kredytowe, biblioteczna i z wypozyczalni wideo, fotografie syna, zmarlej zony, kupon na bezplatny baton czekoladowy w kazdym sklepie Mrs. Fields, zdjecie Goldie Hawn, wydarte z gazety. Czy zbrodniczy maniak nosilby kupony na darmowe batony? Po chwili, gdy jeszcze raz kazal jej opowiedziec historie masakry w Cove Lodge i bezlitosnie wypytywal o szczegoly, zaczela mu ufac. Falszywy agent nie odgrywalby tak swietnie roli.
– Ale nie widziala pani, by kogokolwiek zamordowano?
– Zostali zabici – upierala sie. – Nie mialby pan zadnych watpliwosci, slyszac ich krzyki. W Irlandii Polnocnej stalam w tlumie potworow, i widzialam, jak katuja ludzi na smierc. Kiedys krecilam film dokumentalny o pracy w hucie i nastapil wyciek roztopionego metalu, ktory poparzyl ciala i twarze robotnikow. Bylam wsrod Indian Miskito w Ameryce Srodkowej, gdy podziurawily ich miliony malenkich czasteczek ostrej stali z bomby, i slyszalam ich krzyki. Znam odglos smierci. A ten w motelu byl najgorszy, jaki kiedykolwiek slyszalam.
Patrzyl na nia dluzsza chwile. Potem odezwal sie:
– Wyglada pani zwodniczo.
– Sprytnie?