Loman odwrocil wzrok.
Shaddack okrazyl niski stolik i stanal obok policjanta. Patrzac na pochylona glowe Watkinsa, polozyl mu dlon na ramieniu.
Watkins az skulil sie pod tym dotykiem.
Shaddack nie cofnal reki i zaczal przemawiac z zarliwoscia ewangelisty, choc byl wyrachowany i zimny jak lod, a jego przeslanie nie mialo nic wspolnego z goraca wiara, lecz swiadczylo o potedze logiki i rozumu.
– Jest pan teraz jednym z Nowych Ludzi, a to nie
Po chwili Loman Watkins uniosl glowe. Odwrocil sie, by spojrzec na Shaddacka.
– To naprawde przyniesie ukojenie?
– Tak.
– Gdy juz wszyscy przejda konwersje, zapanuje wreszcie braterstwo?
– Tak.
– Spokoj?
– Wieczny.
47
Talbot mieszkal przy Conquistador w dwupietrowym czerwonym domu z sekwoi z calym mnostwem duzych okien. Strome kamienne schody prowadzily z chodnika na maly ganek. Zadna latarnia nie oswietlala tej strony ulicy, schodow ani ogrodu, co cieszylo Sama.
Tessa Lockland stala na ganku tuz obok niego, gdy naciskal dzwonek. Tak samo blisko trzymala sie cala droge z pralni. Przez szum wiatru w koronach drzew przebijal odglos dzwonka. Patrzac w strone Conquistador powiedziala:
– Miasto czasem przypomina kostnice, jednak…
– Jednak?
– …pomimo ciszy i martwoty to miejsce emanuje dziwna, potezna, tlumiona energia, jakby pod ulicami, w glebi ziemi i w budynkach ukryto ogromna maszyne… podlaczona do pradu, ktora za chwile kola zebate i przekladnie wprawia w ruch.
Takie
– Nie sadzilem, ze filmowcy sa tacy madrzy.
– Wiekszosc filmowcow z Hollywood to maszyny do produkcji filmow, ale ja jestem dokumentalistka, wiec wolno mi myslec, dopoki nie robie z tego zbytniego uzytku.
– Kto tam? – metaliczny glos dobiegl z mikrofonu. – Slucham?
Przestraszony Sam przysunal sie do domofonu, ktorego wczesniej nie zauwazyl.
– Mr. Talbot? Harold Talbot?
– Tak. Kim pan jest?
– Sam Booker – wyszeptal, by jego glos nie rozlegl sie poza gankiem. – Przykro mi, ze budze pana, ale przychodze w zwiazku z listem z osmego pazdziernika.
Talbot milczal. Po chwili cos trzasnelo w mikrofonie i wyjasnil:
– Jestem na drugim pietrze. Potrzebuje czasu, by zejsc. Posle na dol Moose’a. Prosze mu dac dowod tozsamosci.
– Nie mam legitymacji FBI, gdyz przebywam w tajnej misji – wciaz szeptal.
– Prawo jazdy? – spytal Talbot.
– Tak.
– Wystarczy – wylaczyl domofon.
– Moose? – zdziwila sie Tessa.
– Niech mnie diabli, nic nie wiem o nim – zdenerwowal sie Sam.
Czekali prawie minute, bezbronni na odslonietym ganku, i znow wystraszyli sie, gdy przez wahadlowe drzwiczki, ktorych rowniez nie spostrzegli, przecisnal sie pies ocierajac sie o ich nogi. Przez chwile Sam nie wiedzial, co to jest i cofnal sie zdumiony tracac niemal rownowage.
– Moose? – Tessa poglaskala psa.
Czarny pies byl ledwie widoczny w ciemnosci. Sam kucnal przy nim i pozwolil polizac sie po reku.
– Mam ci dac dokumenty? – spytal.
Pies sapnal cicho, jakby na potwierdzenie tych slow.
– Przeciez je zjesz.
– Nie zje – zaoponowala Tessa.
– Skad pani wie?
– To dobry pies.
– Nie ufam mu.
– Sadze, ze na tym polega panski zawod.
– He?
– Wszystkich podejrzewac.
– Taka mam nature.
– Prosze mu zawierzyc – nalegala.
Podal zwierzeciu portfel. Pies delikatnie chwycil go zebami i wrocil do domu ta sama droga.
Stali na ciemnym ganku kilka minut. Sam probowal opanowac ziewanie. Bylo juz po drugiej i zastanawial sie, czy nie dodac do listy powodow, dla ktorych warto zyc, punktu:
Na korytarzu panowal polmrok. Harry Talbot czekal w wozku elektrycznym, ubrany w niebieska pizame i zielony szlafrok. Mial lekko przekrzywiona w lewo glowe, sprawiajac wrazenie wiecznie zdumionego. Te kontuzje tez odniosl w Wietnamie. Byl przystojnym czterdziestoletnim mezczyzna, choc przedwczesnie postarzalym. Geste szpakowate wlosy i udreczone oczy nadawaly mu wyglad starca. Sparalizowana reka z powykrecanymi palcami zwisala na udzie bezuzyteczna. Byl zywym pomnikiem nie spelnionych nadziei i marzen, ktore legly w gruzach.
Gdy Tessa i Sam weszli i zamkneli za soba drzwi. Harry Talbot wyciagnal sprawna reke i powiedzial:
– Boze, jak sie ciesze, ze was widze! – Usmiech odmienil go nie do poznania. Byl to promienny, cieply i szczery usmiech czlowieka, ktory wierzyl w przeznaczenie zadowolony z tego, co ma.
Moose oddal Samowi nienaruszony portfel.
48
Loman Watkins zanim pojechal na komende, by skoordynowac dzialania setki ludzi przyslanych z New Wave, wstapil do siebie na Iceberry Road w polnocnej czesci miasta. Mieszkal wsrod sosen w skromnym, dwupietrowym domu z trzema sypialniami, zbudowanym w stylu Monterey.