czytac, mam mnostwo ksiazek, no i oczywiscie bardzo duzo rozmyslam, ale glownie obserwowanie pozwala mi zyc. Pojdziemy potem na gore. Pokaze wam teleskop i caly zestaw. Mam nadzieje, ze mnie rozumiecie. W kazdym razie zauwazylem, jak kogos wnosili tamtej nocy… choc nie wiedzialem, o kogo chodzi. Dopiero po dwoch dniach z miejscowej gazety dowiedzialem sie, ze to byla Janice. Zaszokowalo mnie, ze popelnila samobojstwo. Wciaz w to nie wierze.

– Ani ja – dodala Tessa – i dlatego tu przyjechalam.

Harry niechetnie puscil jej dlon.

– Tyle ostatnio ludzi zginelo, a ciala przewaznie ladowaly noca u Callana, pod nadzorem policji. Diabelnie dziwne, jak na male, spokojne miasteczko.

– Dwanascie smiertelnych wypadkow i samobojstwo w niespelna dwa miesiace – podsumowal Sam.

– Dwanascie? – zdziwil sie Harry.

– Nie zdawales sobie sprawy, ze az tyle?

– Och, znacznie wiecej.

Sam zamrugal oczami ze zdumienia.

– Wedlug moich obliczen dwadziescia – uscislil.

50

Shaddack wrocil do terminalu po wyjsciu Lomana. Uruchomil ponownie lacze ze Sloncem, superkomputerem w New Wave, i zasiadl do pracy nad trudnymi aspektami projektu. Choc byla druga trzydziesci nad ranem, zamierzal popracowac jeszcze kilka godzin, poniewaz kladl sie do lozka switem.

Siedzial juz przy ekranie od kilku minut, gdy zadzwonil jego prywatny telefon. Dopoki nie zatrzymaja Bookera, komputer telekomunikacji zezwalal na rozmowy tylko osobom poddanym konwersji. Pozostale telefony odcieto, a polaczenia zamiejscowe natychmiast przerywano. Ludzie dzwoniacy do Moonlight Cove slyszeli nagrana na tasme informacje o uszkodzonej linii, obietnice naprawy w ciagu dwudziestu czterech godzin i przeprosiny za powstale niedogodnosci.

Tylko najblizsi wspolpracownicy w New Wave laczyli sie z Shaddackiem przez prywatna linie. Na wyswietlaczu przy aparacie pojawil sie numer Peysera. Podniosl sluchawke:

– Tu Shaddack.

Rozmowca oddychal ciezko, z przerwami, milczal.

Marszczac brwi Shaddack zapytal:

– Halo?

Slyszal tylko oddech.

Uscislil:

– Mike, to ty?

Wreszcie rozlegl sie chrapliwy, gardlowy, momentami syczacy glos i dziwne, bardzo dziwne slowa:

– …cos zle, zle, cos zle, nie moc zmienic, nie moc… zle… zle…

Shaddack, nie przyznajac sam przed soba, ze w tych niesamowitych zawodzeniach rozpoznal Peysera, zapytal:

– Kto mowi?

– …potrzebowac, potrzebowac… potrzebowac, chciec, potrzebowac…

– Kto mowi? – dopytywal sie ze zloscia. – Co to jest? – zastanawial sie.

Czlowiek po drugiej stronie wydawal z siebie bolesne pomruki, jeki, charczal i skowyczal przeciagle, az w koncu sluchawka wypadla mu z dloni z ogluszajacym trzaskiem.

Shaddack odlozyl swoja i przez komputer wyslal pilna wiadomosc Lomanowi Watkinsowi.

51

Z ciemnej sypialni na drugim pietrze Sam Booker obserwowal przez teleskop tyly kostnicy. Resztki mgly tanczyly na wietrze, uderzajacym o szyby i trzesacym drzewami na wzgorzach, gdzie zbudowano wieksza czesc Moonlight Cove. Lampy oswietlajace podworze zgaszono i Dom Pogrzebowy tonal w ciemnosci. Slabe swiatlo saczylo sie jedynie z zakrytych zaluzjami okien skrzydla z krematorium. Pracownicy bez watpienia palili ciala ofiar z Cove Lodge.

Tessa siedziala na brzegu lozka za Samem, glaszczac Moose’a, ktory polozyl leb na jej kolanach.

Harry znajdowal sie obok w fotelu. Przy swietle latarki studiowal notatnik z wykazem niezwyklych wydarzen w kostnicy.

– Pierwszy przypadek zarejestrowalem dwudziestego osmego sierpnia – relacjonowal. – Dwadziescia minut przed polnoca przywieziono az cztery ciala karawanem i karetka pod nadzorem policji. Poniewaz lezaly w workach, nie widzialem szczegolow, ale gliniarze, sanitariusze i pracownicy Callana byli najwyrazniej… jak to okreslic… zdenerwowani. Dostrzeglem strach na ich twarzach. Rozgladali sie caly czas w obawie, ze ktos ich zauwazy, co mnie zdziwilo, poniewaz wykonywali jedynie swoja prace. Mam racje? W kazdym razie, pozniej w lokalnej gazecie przeczytalem o rodzinie Mayserow, ktora zginela w pozarze, i zrozumialem, ze to wlasnie ich przywieziono do kostnicy tamtej nocy. Przypuszczam, ze tak samo nie uszli z pozogi, jak twoja siostra popelnila samobojstwo.

– Prawdopodobnie – zgodzila sie Tessa.

Wciaz obserwujac tyly Domu Pogrzebowego, Sam powiedzial:

– Mayserowie sa na mojej liscie. Ich sprawa wyszla na jaw przy okazji sledztwa Sanchez i Bustamante.

Harry odchrzaknal i kontynuowal:

– Szesc dni pozniej, trzeciego wrzesnia, tuz po polnocy do kostnicy znow przywieziono dwa ciala. Tym razem wszystko bylo jeszcze dziwniejsze, poniewaz na podworze podjechaly dwa radiowozy i z tylnych siedzen wyciagnieto zwloki, zawiniete w pokrwawione przescieradla.

– Trzeciego wrzesnia? upewnil sie Sam. W moim wykazie nikt nie figuruje pod ta data. Sanchez i Bustamante widnieja pod piatym. Zadnego swiadectwa zgonu nie wydano trzeciego. A zatem ukryto te wypadki.

– W gazecie tez nie wspomniano o zadnym zgonie – dodal Harry.

– Wiec kim oni byli? – spytala Tessa.

– Moze przejezdnymi, ktorzy na nieszczescie zatrzymali sie w Moonlight Cove i wpadli w tarapaty – wtracil Sam. – Ludzmi, ktorych smierc mozna calkowicie zatuszowac, tak by nikt nie dowiedzial sie, gdzie umarli. Wiadomo tylko, ze znikneli w podrozy.

– Sanchez i Bustamante zgineli w nocy piatego wrzesnia, a siodmego Jim Armes – informowal dalej Harry.

– Przeciez Armes zaginal na morzu – zdumial sie Sam, odrywajac wzrok od teleskopu.

– Przywiezli jego cialo o jedenastej w nocy – powiedzial Harry zerkajac do notatnika. – Nie spuscili zaluzji w oknach, wiec widzialem wszystko jak na dloni. Cialo… w koszmarnym stanie. I twarz. Kilka dni pozniej, gdy w gazetach podano informacje ze zdjeciem o jego zaginieciu, rozpoznalem, ze wlasnie tego faceta wsadzili do pieca.

Ogromny pokoj tonal w mroku. Tylko promyk z latarki padal na notatnik. Biale kartki wydawaly sie promieniowac wlasnym swiatlem niczym stronice magicznej ksiegi. Przycmiony odblask padal tez na zatroskana twarz Harry’ego Talbota, podkreslajac bruzdy i sprawiajac, ze wygladal starzej niz w rzeczywistosci. Kazda bruzda oznaczala tragiczne doswiadczenia i bol, o czym wiedzial Sam. Wezbralo w nim glebokie wspolczucie. Nie litosc. Nigdy nie litowalby sie nad kims tak zdeterminowanym jak Talbot. Ale dostrzegl smutek i samotnosc, jakie towarzyszyly zyciu Harry’ego. Obserwujac tego czlowieka na wozku inwalidzkim czul zlosc na jego sasiadow. Dlaczego nic nie zrobili, by mogl uczestniczyc w ich zyciu? Dlaczego nie zapraszali go czesciej na obiady, brydza, uroczysta kolacje? Dlaczego pozostawili go wlasnemu losowi do tego stopnia, ze uczestniczyl w zyciu spolecznosci tylko patrzac na nie przez teleskop i lornetke? Z rozpacza pomyslal o tym, jak ludzie izoluja sie, staja sie sobie obcy. Przeciez on tez nie mogl porozumiec sie z wlasnym synem. Poczul sie jeszcze podlej.

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату