Zapach, posepnie slodki. Won lowow, zabijania.

Wyszedl na korytarz, gdzie dobil go widok na wpol nagiej kobiety z wnetrznosciami na wierzchu. Bob Trott, jeden z kilku funkcjonariuszy przyslanych dla wzmocnienia oddzialu policji, ktory rozrosl sie do dwunastu ludzi, stal nad zmasakrowanym cialem. Byl postawnym mezczyzna, wyzszym i tezszym od Lomana, z twarza o twardych rysach. Wpatrywal sie w cialo z glupawym usmiechem.

Loman poczerwienial i ledwo juz widzial na oczy, zmeczony i oslepiony jarzeniowym swiatlem.

– Za mna, Trott – warknal. Ruszyl korytarzem do drugiego pokoju, do ktorego wlamano sie. Gliniarz towarzyszyl mu z widoczna niechecia.

Nim dotarli na miejsce, inny podwladny, Paul Amberlay, wrocil z recepcji po sprawdzeniu ksiazki hotelowej.

– Ci z pokoju dwadziescia cztery nazywali sie Sarah i Charles Jenks – relacjonowal. Mial dwadziescia piec lat, byl szczuplym, muskularnym i inteligentnym czlowiekiem. Ze wzgledu na pociagla twarz i gleboko osadzone oczy zawsze kojarzyl sie Lomanowi z lisem.

– Przyjechali z Portland.

– A z trzydziestego szostego?

– Tessa Lockland z San Diego.

Loman zamrugal powiekami.

– Lockland?

Amberlay przeliterowal nazwisko.

– Kiedy wprowadzila sie?

– Dopiero dzisiaj.

– Janice Capshaw, wdowa po pastorze, nosila panienskie nazwisko Lockland – wyjasnil. – Rozmawialem z jej matka przez telefon, mieszka wlasnie w San Diego. Stara, uparta baba. Zadawala milion pytan. Z trudem namowilem ja, by zgodzila sie na kremacje ciala Janice. Powiedziala, ze druga corka jest gdzies bardzo daleko za granica, ale przyjedzie tutaj w ciagu miesiaca i uporzadkuje sprawy siostry. Wiec to musi byc ona.

Weszli do pokoju Tessy. Dwa apartamenty dalej mieszkal Sam Booker. Wiatr swiszczal w otwartym oknie. Wewnatrz bylo pobojowisko polamanych mebli, podartej poscieli i szkla z rozbitego telewizora, ale zadnych sladow krwi. Policjanci juz wczesniej przeszukali pokoj. Nie znalezli ciala. Zapewne dziewczyna uciekla przez okno, zanim regresywni wylamali drzwi.

– Wiec Booker jest gdzies w miescie – stwierdzil Loman – i zakladam, ze widzial albo slyszal jak regresywni zabijali tych ludzi. Wie, ze cos jest nie w porzadku. Nie rozumie tego, ale wie dostatecznie duzo… zbyt duzo.

– Zaloze sie, ze za wszelka cene chce zadzwonic do cholernego Biura – powiedzial Trott.

Loman przytaknal:

– A teraz jeszcze mamy te dziwke, Lockland. Na pewno juz zorientowala sie, ze jej siostra nie popelnila samobojstwa, tylko zabili ja ci sami osobnicy, ktorzy zalatwili te pare z Portland.

– To logiczne, ze zglosi sie na policje po pomoc – odezwal sie Amberlay. – Wpadnie prosto w nasze objecia.

– Moze – watpil Loman. – Pomozcie mi znalezc torebke. Sadze, ze zostawila ja wyskakujac w pospiechu przez okno.

Tkwila pomiedzy lozkiem a nocnym stolikiem.

Loman wysypal zawartosc na materac. Chwyciwszy portfel przerzucal plastikowe okladki pelne kart kredytowych i zdjec, az trafil na prawo jazdy. Wedlug danych Tessa miala piec stop i cztery cale wzrostu, sto cztery funty wagi, blond wlosy i niebieskie oczy. Loman pokazal funkcjonariuszom zdjecie.

– Niezla – ocenil Amberlay.

– Nie pogardzilbym kesem jej ciala – dodal Trott.

Te slowa zmrozily Lomana. Zastanawial sie, co Trott rozumial przez ten eufemizm: seks czy tez pragnal rozszarpac te kobiete, jak uczynili to regresywni z para z Portland.

– Wiemy, jak wyglada – powiedzial Loman. – A to bardzo duzo.

Na twarzy Trotta o twardych, ostrych rysach malowaly sie zwierzecy glod i zadza okrucienstwa, ktore wrzaly w nim gdzies gleboko, a nie uczucie milosci czy zadowolenia.

– Chce pan, zeby ja przyprowadzic?

– Tak. Wie malo i duzo. Orientuje sie, ze pare z sasiedniego pokoju zamordowano i zapewne widziala regresywnych.

– Moze dopadli ja, a cialo lezy w poblizu motelu – zasugerowal Amberlay.

– Niewykluczone – powiedzial Loman – ale jesli zyje, to musimy ja znalezc.

– Dzwoniles do Callana?

– Tak – potwierdzil Amberlay.

– Trzeba tu posprzatac – stwierdzil Loman. – Obowiazuje nas tajemnica az do polnocy, gdy juz wszyscy zostana poddani konwersji. Wowczas w Moonlight Cove bedzie bezpiecznie, a my skoncentrujemy sie na tropieniu i eliminowaniu regresywnych.

Trott i Amberlay spojrzeli na Lomana, a potem na siebie. Z tych oczu wywnioskowal, ze sa potencjalnymi kandydatami na regresywnych, ze czuja ten pierwotny zew krwi. Nikt nie odwazyl sie o tym mowic, gdyz byloby to rownoznaczne z przyznaniem, ze Projekt Ksiezycowy Jastrzab jest gleboko skazony i wszyscy sa zgubieni.

41

Mike Peyser slyszac w sluchawce sygnal manipulowal przy tarczy z przyciskami, ale byly zbyt male i scisniete dla jego szponiastych palcow. Nagle uswiadomil sobie, ze nie moze zadzwonic do Shaddacka, nie smie rozmawiac z nim, choc znali sie przeszlo dwadziescia lat, od czasu wspolnych dni w Stanford. Bal sie, ze uznala go za istote wyjeta spod prawa, za regresywnego, i zamknie w laboratorium, traktujac z lagodnoscia badacza bialych szczurow, albo zniszczy. Peyser zawyl rozpaczliwie. Wyrwal kabel z gniazdka i rzucil telefon przez sypialnie, az aparat rozbil sie o lustro przy toaletce.

A wiec Shaddack byl wrogiem, a nie przyjacielem i doradca. To byla ostatnia, calkowicie jasna i racjonalna mysl, jaka zaswitala mu w glowie. Strach otworzyl swoista zapadnie, cofajac go do stanu pierwotnego, ktoremu ulegal dla przyjemnosci nocnych lowow. Krazyl po domu popadajac to w szal, to w posepne przygnebienie. Nie pojmowal, dlaczego jest na przemian podniecony, przybity, rozpalony dzikimi pragnieniami, dlaczego kieruje sie raczej uczuciami niz intelektem.

Wysiusial sie w rogu pokoju, powachal wlasny mocz, po czym udal sie do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Od czasu do czasu jego umysl rozjasnial sie i wtedy probowal zmusic cialo do przybrania ludzkiej postaci, lecz tkanki nie poddawaly sie woli. Kilka razy otrzezwial na tyle, by uswiadomic sobie cala ironie zmiany, ktora przeciez miala wyniesc go na wyzyny czlowieczenstwa, ale to byly zbyt ponure mysli, wiec z ulga pograzal sie znowu w barbarzynstwie. Myslal o Eddiem Valdoskim, milym chlopcu, i drzal na wspomnienie krwi, slodkiej krwi, swiezej krwi, plynacej strugami w chlodnym nocnym powietrzu.

42

Chrissie mimo wycienczenia nie mogla jednak zasnac. Lezac na jutowych workach pragnela pograzyc sie w nieswiadomosci.

Czula sie jak ograbiona z czegos – i nagle zaplakala. Wcisnawszy twarz w pachnacy trawa szorstki material, szlochala niczym male dziecko. Od lat tak nie rozpaczala. Plakala z tesknoty za ojcem i matka, moze utraconymi na zawsze. Zabrala ich nie zwykla smierc, ale cos obrzydliwego, brudnego, nieludzkiego, satanicznego. Plakala z tesknoty za utraconym dziecinstwem – konmi, nadmorskimi pastwiskami, ksiazkami czytanymi na plazy. Plakala tez z powodu straty, ktorej nie umiala do konca wyrazic. Moze chodzilo o wiare w triumf dobra nad zlem…

Zadna z ulubionych literackich bohaterek nie pozwolilaby sobie na taka slabosc. Ale placz byl tak ludzkim odruchem jak bladzenie i moze pragnela udowodnic sobie, ze zadne monstrualne nasienie nie tkwi w jej wnetrzu,

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату