wnetrznosci.
Kilka lat temu Tessa, krecac w Irlandii Polnocnej film dokumentalny o przemocy, na nieszczescie uczestniczyla w pogrzebie kolejnego z rzeszy „meczennikow” – katolika czy protestanta – bez znaczenia, obydwie strony konfliktu mialy ich w nadmiarze – gdy tlum zalobnikow przerodzil sie w zgraje barbarzyncow. Z dziedzinca koscielnego wylewali sie na pobliskie ulice szukajac wyznawcow innej wiary. Natkneli sie na dwoch oficerow brytyjskich, po cywilnemu patrolujacych okolice w nie oznakowanym samochodzie. Tlum zablokowal droge otoczyli ich, zbili szyby i wyciagneli biedakow na chodnik. Asystenci Tessy uciekli, ale ona wtargnela w te szalejaca cizbe z kamera. Wydawalo sie jej, ze widzi przez obiektyw pieklo. Z szalonymi oczyma, twarzami wykrzywionymi nienawiscia i wsciekloscia, zapomniawszy o zalu, zadni jedynie krwi, zalobnicy niezmordowanie kopali lezacych Brytyjczykow, nastepnie postawili ich na nogi i okladali piesciami, i dzgali nozami. Tlukli nimi raz po raz o samochod, az roztrzaskali im kregoslupy i czaszki. Gdy upadli, deptali po nich i znow dzgali nozami juz martwych. Wrzeszczac, przeklinajac i wyspiewujac jakies niezrozumiale slogany, niczym stado sepow szarpali zmasakrowane zwloki. Wlasciwie nie przypominali ziemskich ptakow, myszolowow czy sepow, ale demony, ktore wylecialy z piekielnych czelusci i rzucily sie, by w przyplywie szalonej zadzy pozrec ich ciala i wykrasc dusze. Dwoch rozjuszonych mezczyzn zauwazylo Tesse. Roztrzaskali kamere, a ja przewrocili na ziemie. Przez jedna straszna chwile byla pewna, ze w obledzie rozerwa ja na kawalki. Pochyleni szarpali jej ubranie. Z twarzami wykrzywionymi nienawiscia byli podobni do chimer. Niczym potwory wyrzekli sie wszelkich ludzkich odruchow.
– Na litosc boska, nie! – krzyczala. – Prosze, na litosc boska!
Moze wzmianka o Bogu albo po prostu dzwiek ludzkiego glosu, ktory nie przerodzil sie w charczenie bestii, sprawily, ze puscili ja i zawahali sie. Skorzystala z tego chwilowego odroczenia wyroku i uciekla w bezpieczne miejsce, przebijajac sie przez krwiozerczy tlum. To, co slyszala teraz w koncu korytarza, przypominalo tamta masakre, a nawet cos gorszego.
33
Coraz bardziej spocony ze strachu i zdenerwowany kazdym szarpnieciem samochodu przez wiatr Sam wywolal pozycje B, czyli wykaz osob do konwersji na dzis miedzy szosta a osiemnasta. Takze na tej liscie nie bylo nazwiska Harry’ego Talbota.
Znalazl je w ostatnim spisie wystukawszy zbior C.
Obliczyl w pamieci, ze po zakonczeniu tych trzech etapow konwersja zostanie objeta prawdopodobnie cala populacja Moonlight Cove. Zanim zegar wybije polnoc, za niespelna dwadziescia trzy godziny, kolejni ludzie przejda konwersje i diabli wiedza, co to oznacza.
Juz chcial konczyc, gdy na ekranie ukazalo sie slowo: ALARM. Przerazil sie, ze odkryli intruza buszujacego w ich systemie. Na pewno niechcacy uruchomil jakis zakodowany w programie alarm.
Zamiast uciekac kilka sekund zaciekawiony obserwowal ekran.
ANALIZA POLACZEN TELEFONICZNYCH WSKAZUJE NA OBECNOSC AGENTA FBI W MOONLIGHT COVE. MIEJSCE Z KTOREGO TELEFONOWANO: BUDKA PRZY STACJI SHELLA, OCEAN AVENUE.
Alarm odnosil sie do niego, ale nie wiedzieli, ze siedzi teraz w radiowozie i rozpracowuje spisek zwiazany z New Wave i Projektem Ksiezycowy Jastrzab. Najwidoczniej dranie mieli dostep do banku danych telekomunikacji miejskiej i sprawdzali wykaz rozmow nawet z budek telefonicznych, ktore zwykle zapewnialy agentowi wyslanemu w tajnej misji bezpieczny kontakt. Byli wrecz paranoicznie ostrozni, a lacznosc elektroniczna doprowadzili do zdumiewajacej perfekcji.
GODZINA ROZMOWY:
19.31, PONIEDZIALEK
13 PAZDZIERNIKA.
Na szczescie nie sprawdzali komputerowego wykazu polaczen bez przerwy cala dobe tylko co szesc albo osiem godzin, gdyz szukaliby Sama zaraz po rozmowie ze Scottem.
Teraz ukazaly sie na ekranie jego numer telefoniczny, nazwisko i adres w Sherman Oaks. A po chwili:
DOKONUJACY POLACZENIA:
SAMUEL H. BOOKER.
SRODEK PLATNICZY:
TELEFONICZNA KARTA KREDYTOWA.
TYP KARTY:
OPLACANA PRZEZ PRACODAWCE.
ADRES PRACODAWCY:
FEDERALNE BIURO SLEDCZE
WASHINGTON, DC.
Poniewaz zatrzymal sie w jedynym motelu w Moonlight Cove, poszukiwania nie trwalyby dlugo. Zastanawial sie, czy zdazy pognac do Cove Lodge, wsiasc do samochodu i pojechac do Aberdeen Wells, skad zadzwonilby z nie kontrolowanego telefonu do biura FBI w San Francisco. Dowiedzial sie juz dostatecznie duzo, by stwierdzic, ze cos diabelnie niedobrego dzialo sie w miasteczku, tak koszmarnego, ze usprawiedliwialo zaangazowanie wladz federalnych i wszczecie sledztwa na szeroka skale.
Ale juz nastepne slowa na monitorze przekonaly go, ze powrot do motelu rowna sie oddaniu w lapy podejrzanych i zapewne powiekszylby statystyki wypadkow.
Znali jego adres domowy, wiec Scott rowniez byl w niebezpieczenstwie. Moze nie teraz, ale w przyszlosci…
WYWOLANIE DIALOGU:
WATKINS: SHOLNICK, CZY MASZ WLACZONY TERMINAL?
SHOLNICK: TAK.
WATKINS: SPRAWDZ COVE LODGE.
SHOLNICK: JADE.
Wersja, jaka podal recepcjoniscie, ze jest maklerem z Los Angeles, rozwazajacym mozliwosc przejscia na wczesniejsza emeryture i osiedlenia sie w jakims nadmorskim miescie – byla spalona.
WATKINS: PETERSON?
PETERSON: JESTEM.
Nie musieli nawet wystukiwac nazwisk. Koncowka zainstalowana w samochodzie przekazywala ich dane do glownego komputera, wiec nazwiska automatycznie pojawialy sie przed krotkim sygnalem wejsciowym. Proste rozwiazanie.
WATKINS: DOLACZ DO SHOLNICKA.
PETERSON: ZROBIONE.
WATKINS: NIE ZABIJAC, POKI GO NIE PRZESLUCHAMY.
W calym Moonlight Cove policjanci w radiowozach porozumiewali sie przez komputer, a wiec wyeliminowano podsluch. Sam zdawal sobie sprawe, ze wystepuje przeciwko poteznemu wrogowi, niemal tak wszechwiedzacemu, jak Bog.