Blyskawica rozpalila niebo i widniala chwile w oknach sypialni, po czym rozlegl sie huk, ktory wstrzasnal domem. To niebianskie swiatlo przez moment bylo jasniejsze niz blask lampy i Shaddackowi zdawalo sie, ze twarz Lomana… jakos
Loman wciaz mowil z ogromna pasja zrodzona z czystego strachu:
– Tu nie chodzi tylko o seks, lecz o inne doznania. Na przyklad jedzenie. Tak, nadal czuje smak czekolady, ale jem ja wlasciwie bez przyjemnosci. Zauwazyles to?
Shaddack milczal i mial nadzieje, ze nic go nie zdradzi, iz sam nie poddal sie konwersji. Czekal naturalnie, az ten proces zostanie udoskonalony, co z pewnoscia nie spodobaloby sie Watkinsowi. Stworca nie poddal sie blogoslawienstwu, ktorym obdarzyl innych.
– A wiesz, dlaczego tak sie dzieje? – ciagnal Loman. – Przed Zmiana czekolada wywolywala w nas tysiace skojarzen. Jedzac ja podswiadomie przypominalismy sobie pierwsza tabliczke, wszystkie nastepne, przypominalismy sobie tez swieta i rozne mile uroczystosci, z ktorymi ten smak tak czesto kojarzyl sie, dlatego, ze
Lewa strona jego glowy wybrzuszyla sie. Kosci policzkowe zgrubialy, a uszy zrobily sie spiczaste.
Shaddack zszokowany cofnal sie.
Watkins ruszyl za nim, mowiac niewyraznie, podniesionym glosem, w ktorym pobrzmiewaly strach i niepokojaca nuta dzikosci.
– U diabla, dlaczego pozbawiac nas przyjemnosci przezywania emocji. Rozkosze intelektualne nie wystarcza, Shaddack. Zycie to cos wiecej. Zycie sprowadzone do czystego intelektu jest nie do zniesienia.
Brwi znikaly mu z twarzy niczym snieg w promieniach slonca, a wokol oczu narastaly kosci.
Shaddack oparl sie o komode.
Zblizajac sie Watkins krzyknal:
– Jezu! Czy jeszcze nie rozumiesz? Nawet czlowiek przykuty do szpitalnego lozka, sparalizowany, ma cos wiecej w zyciu niz intelektualne zainteresowania. Nikt mu nie ukradl wszystkich uczuc; nikt go nie zredukowal do strachu i czystego intelektu. Potrzebujemy przyjemnosci, Shaddack, przyjemnosci, przyjemnosci. Zycie bez niej jest przerazajace i nic nie warte.
– Przestan!
– Sprawiles, iz nie doswiadczamy zadnych emocji, a wiec rowniez przyjemnosci cielesnych. Poniewaz nalezymy do istot wyzszego rzedu, nie odczuwamy fizycznej rozkoszy „na zimno”. Przyjemnosci i uczuc nie mozna wyrzucic z zycia czlowieka.
Watkins przycisnal do bokow zwiniete w piesci dlonie. Teraz powiekszaly sie, puchly, a spiczaste paznokcie brazowialy jak tyton.
– Ty przeksztalcasz sie – powiedzial Shaddack.
Ignorujac go, mowil coraz grubszym glosem:
– Wiec cofnelismy sie do pierwotnosci. Ucieklismy od intelektu. Pod postacia bestii, nasza
– Na litosc boska, Loman, ulegasz regresji!
Watkins zatrzymal sie zdezorientowany. Po chwili potrzasnal glowa, jakby chcial otrzezwic sie. Przyjrzal sie dloniom i krzyknal przerazony. Spojrzawszy w lustro przy komodzie wrzasnal jeszcze glosniej i przerazliwiej.
Nagle Shaddack uswiadomil sobie, ze odor krwi, do ktorego juz nieco przywyknal, silnie podnieca Watkinsa, choc nie czul on obrzydzenia, o nie, lecz podniecenie.
Blysnelo, noca wstrzasnal kolejny grzmot, i deszcz zabebnil o szyby i dach.
Watkins przeniosl spojrzenie z lustra na Shaddacka, przeslonil sie dlonia jakby w gescie obronnym, po czym wytoczyl sie do hallu, uciekajac od ostrego zapachu krwi.
Zwinawszy sie w klebek na podlodze drgal gwaltownie, krztuszac sie, pojekujac, warczac i zawodzac: – nie, nie, nie, nie.
57
Odzyskawszy nad soba wladze oparl sie o sciane. Znow byl zlany potem i slaby z glodu. Czesciowa transformacja i energia, jaka zuzyl by jej zapobiec, wyczerpaly go. Odczuwal ulge, ale takze niespelnienie, jakby nagle odebrano mu wspaniala nagrode.
Wokol slyszal gluchy szmer. Z poczatku sadzil, ze to szumi mu w glowie od rozpalajacych sie i zamierajacych w walce z regresja komorek mozgowych. Po chwili uswiadomil sobie, ze to deszcz uderza o dach. Ujrzal tez wyraznie Shaddacka w drzwiach sypialni. Chudy, o pociaglej twarzy, dostatecznie blady, by uchodzic za albinosa, z tymi swoimi zoltawymi oczami, w czarnym plaszczu wygladal jak wyslannik piekiel, a nawet sama Smierc.
Gdyby to
Czekajac na sily, by podniesc sie, powiedzial:
– Musisz zaprzestac konwersji. – Shaddack milczal. – Ani ci to w glowie, co?
Ten po prostu wpatrywal sie w niego.
– Jestes oblakany – ciagnal Loman – absolutny szaleniec, ale ja nie mam wyboru, musze robic to, co zechcesz… albo zabic sie.
– Nigdy wiecej nie rozmawiaj ze mna w ten sposob. Nigdy. Nie zapominaj, kim jestem.
– Pamietam o tym – odpowiedzial. Kolowaty jeszcze stanal z wysilkiem na nogi. – Eksperymentowales na mnie bez mojej zgody. Nadejdzie czas, ze nie opre sie regresji, a gdy zanurze sie w dzikosci i juz nie bede sie ciebie tak cholernie bal, to jakos wysile resztki umyslu, by przypomniec sobie,
– Grozisz mi?
– Nie – powiedzial Loman – to niewlasciwe slowo.
– Swietnie. Jesli cos mi sie stanie, Slonce, zgodnie z programem, wysle rozkaz do mikrosfer, znajdujacych sie w tobie – i…
– Zabije nas wszystkich – dokonczyl. – Tak, wiem. Mowiles o tym. Jesli odejdziesz, my zginiemy z toba, tak jak ludzie w Jonestown kilka lat temu pijac zatruty eliksir umierali z wielebnym Jimem. Ty jestes naszym wielebnym Jimem Jonesem wieku techniki, Jimem Jonesem o krzemowym sercu i mozgu z polprzewodnikow. Nie, ja ci nie groze, Wielebny Jimie, poniewaz brzmialoby to zbyt dramatycznie w tej sytuacji. Grozic moze ktos potezny, plonacy gniewem. Ja jestem Nowym Czlowiekiem i wylacznie boje sie. To wszystko, co potrafie. Bac sie. Wiec nie jest to grozba, tylko
Shaddack wyszedl do hallu. Zdawalo sie, ze wraz z nim powialo chlodem.
Patrzyli na siebie dluzsza chwile.
W koncu Shaddack odezwal sie:
– Bedziesz nadal robil to, co kaze.
– Nie mam wyboru – zauwazyl Loman. – Takim mnie uczyniles. Oto naleze do ciebie, Panie, ale to nie milosc mnie trzyma, lecz strach.
– Tym lepiej – zakonczyl Shaddack.
Odwrociwszy sie plecami do Lomana minal salon, wyszedl z domu i zniknal w nocy i deszczu.