miala tak uzdolnionego ucznia. Chlopak ma wrodzony talent do komputerow.
– Jacys wrogowie? – naciskal delikatnie detektyw. – Inne dzieci nie dokuczaly mu? Byl lubiany przez kolegow? Czy moze stawal sie czesto obiektem zaczepek?
Rainie z uznaniem kiwala glowa. Sama powinna wczoraj zadac te pytania. Slusznie lub nie, wiekszosc sprawcow strzelanin czuje sie przesladowana przez rowiesnikow. Rainie czytala nawet, ze tego typu morderstwa nie roznia sie specjalnie swym podlozem od samobojstw nastolatkow. Zazwyczaj nielubiane dziecko bardzo cierpi i postanawia cos z tym zrobic. Tyle ze w przypadku szkolnej rzezi, zamiast odebrac zycie tylko sobie, chce ukarac jeszcze swoich wrogow. Tak juz bywa z bardzo mlodymi ludzmi: wydaja wyroki niewspolmierne do winy.
Wygladalo na to, ze Vander Zanden ma trudnosci ze sformulowaniem odpowiedzi. W koncu pokrecil glowa.
– O zadnych scysjach nie slyszalem – oswiadczyl. I dodal niechetnie: – Ale jestem dorosly, a w dodatku pelnie tu role dyrektora. Innymi slowy, choc probuje utrzymac dobry kontakt z uczniami, pewnie nie jestem osoba najlepiej poinformowana o tym, co naprawde dzieje sie wsrod nastolatkow podczas dlugiej przerwy.
– A przyjaciele Danny’ego? Mogliby nam powiedziec cos wiecej?
– Watpie, czy Danny ma bliskich przyjaciol. Jest spokojny, trzyma sie na uboczu. – Nagle Vander Zandenowi cos sie przypomnialo. – Ale nie tak dawno mielismy tu pewien incydent…
Quincy i Rainie wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Chodzi o starszego chlopaka. Nazywa sie Charlie Kenyon. Znaja go panstwo?
– Pewnie
Vander Zanden wyraznie sie ozywil.
– Otoz to. Caly Charlie. Jakies dwa miesiace temu zaczal krecic sie w okolicach naszej szkoly. Nauczyciele widywali go, jak wystawal pod ogrodzeniem i rozmawial z dziecmi. Poki jednak nie wchodzil na szkolny teren, nie moglismy nic zrobic. Ktoregos dnia pani Lund zauwazyla, ze Charlie podaje Danny’emu przez siatke papierosa. Ukarala Danny’ego. Kazala mu zostac w klasie po lekcjach. Ale nie mogla nic zrobic z Charliem, ktory wykrzykiwal bezczelnie, zeby O’Grady sie nie przejmowal. „Po szkole dopiero zacznie sie prawdziwa zabawa”, czy cos w tym sensie. Zawiadomilismy rodzicow Danny’ego i juz nigdy nie przylapano chlopca z papierosami. Ale Charlie nadal krecil sie w poblizu. Nie wiem, dlaczego uwzial sie na nas. Wydawaloby sie, ze bardziej powinna go interesowac starsza mlodziez.
– Charlie znal panne Avalon? – zapytal Quincy.
– Nie sadze. Przeprowadzila sie do naszego miasta dopiero, kiedy dostalismy subwencje na pracownie komputerowa. Ale z drugiej strony… – Dyrektor Vander Zanden zaczerwienil sie. Rzucil Rainie zazenowane spojrzenie.
– Panna Avalon byla bardzo ladna – dokonczyla za niego policjantka. – Bardzo, bardzo ladna.
Byla bardzo dobra nauczycielka – dodal natychmiast Vander Zanden, a w jego ciemnych oczach pojawil sie smutek. Melissa Avalon wydawala mu sie piekna.
– Ile miala lat?
– Dwadziescia osiem.
– Na tyle mloda i atrakcyjna, zeby spodobac sie dziewietnastolatkowi – uznala Rainie i spojrzala na Quincy’ego.
Stal zatopiony w myslach.
– A wiec panna Avalon przeprowadzila sie do Bakersville stosunkowo niedawno?
– Zeszlego lata. Zatrudnilismy ja w sierpniu. Szczerze mowiac, juz stracilismy nadzieje na te subwencje, a tu nagle bum. Tak to bywa.
– Skad przyjechala panna Avalon?
– Wlasnie obronila dyplom na uniwersytecie w Portland.
– Pierwsza praca?
– Pierwsza pelnoetatowa praca w szkole. Przedtem odbyla tylko praktyki w Beaverton. Miedzy innymi dlatego ja zatrudnilismy. – Vander Zanden rzucil swojej rozmowczyni ponure spojrzenie. – Mamy tu bardzo ograniczone srodki finansowe, a mlodzi nauczyciele nie kosztuja tyle, co ci z doswiadczeniem.
– Wie pan cos o jej zyciu prywatnym? – Rainie nie interesowal budzet szkoly. – Gdzie mieszka rodzina, cokolwiek.
Vander Zanden zawahal sie. Znow sprawial wrazenie zawstydzonego i unikal wzroku Rainie.
– Jej rodzice mieszkaja chyba w okolicach Portland.
– A zwiazki z mezczyznami? Wie pan o jakims chlopaku, ktorego rzucila? A moze teraz ktos chcial spedzac z nia wiecej czasu?
– Chyba… chyba powinni panstwo zapytac rodzicow panny Avalon. Nie wypada, zebym rozmawial o zyciu prywatnym mojego personelu.
– Panie dyrektorze, nie mamy duzo czasu.
– Na telefon nie trzeba go duzo – odparl stanowczo. – To jedna z zalet wspolczesnego swiata.
Rainie zmarszczyla brwi. Nie podobala jej sie ta nagla niechec do udzielenia informacji. Zanim jednak zdazyla nacisnac mocniej, Quincy w irytujacy sposob przejal paleczke.
– A stosunki Danny’ego z panna Avalon? Byly dobre? Mial jakies problemy na jej lekcjach?
– Alez skad – zaprzeczyl zarliwie Vander Zanden. – To jest wlasnie zupelnie niepojete. Moglbym przysiac, ze panna Avalon byla ulubiona nauczycielka Danny’ego. Uwielbial przesiadywac w pracowni komputerowej, lepiej od wiekszosci uczniow radzil sobie z Internetem. Sterczal przy komputerze przed lekcjami, podczas przerwy obiadowej i po zajeciach. Wydawalo sie, ze w ogole nie wychodzi z tej sali. Czasem panna Avalon zostawala po godzinach tylko dla niego.
– Internet? – podchwycila Rainie. – Wie pan, co robil w sieci?
– Nie jestem pewien. Przegladal strony internetowe, sprawdzal rozne rzeczy.
– Korzystal z czatow?
– Chyba tak. Panna Avalon zainstalowala jeden z tych filtrow, ktore uniemozliwiaja dostep do stron dla doroslych. Poza tym uczniowie mogli surfowac, gdzie tylko chcieli. Chodzilo wlasnie o to, zeby nauczyli sie swobodnie poslugiwac komputerem.
– Czy Danny gral w gry komputerowe? – zapytal Quincy. – Jakies konkretne?
– Nie wiem. I szczerze mowiac, tylko jedna osoba moglaby odpowiedziec na to pytanie. Panna Avalon.
Rainie skinela glowa przygryzajac dolna warge. Danny uwielbial Internet. To rzucalo nowe swiatlo na sprawe. Zdolny internauta mogl dotrzec do niemal kazdego rodzaju wiadomosci. Kip Kinkel, sprawca masakry w Springfield, dowiedzial sie z Internetu, jak konstruowac bomby i miny pulapkowe. Jego rodzice przed sama smiercia wspominali nawet przyjaciolom, jak bardzo sie ciesza ze chlopak znalazl wreszcie jakies zainteresowania, ze sie uspokoil…
Danny mogl wiec bez trudu nawiazac kontakt z dowolna liczba swirow i wykole jencow. Co tam Charlie Kenyon. Dzieciak czul sie nieszczesliwy, jego rodzina przechodzila ciezki okres. W takiej sytuacji podatnosc na wplywy jest wprost nieograniczona.
– Musimy przeszukac te komputery – wymamrotala Rainie.
– Detektyw Sanders juz je zabral. Nie mowil panstwu?
– Och, zna pan detektywa Sandersa. Jest cholernie sprytny… Pewnie wypadlo mu z pamieci. – Rainie usmiechnela sie slodko do Vander Zandena. Jej sarkazm nie umknal jednak uwagi agenta specjalnego.
– Danny czesto zostawal po szkole? – Quincy wrocil do interesujacego go tematu.
Vander Zanden zerknal na Rainie. Wzruszyla ramionami.
– To dochodzenie w sprawie morderstwa. Wczesniej czy pozniej wszystko i tak wyjdzie na jaw.
Dyrektor westchnal. Znowu sprawial wrazenie wykonczonego. Czekalo go jeszcze wiele nieprzespanych nocy, strawionych na rozwazaniu, co nauczyciel jest winien swoim uczniom.
– Malzenstwo rodzicow Danny’ego przechodzi kryzys – powiedzial cicho.