– Sandy dostala nowa prace – wyjasnila szerzej Rainie. – Lubi ja, ale to zajecie czasochlonne. Shep w ogole nie zyczy sobie, zeby jego zona miala jakies zawodowe ambicje, nie mowiac juz o tym, ze teraz nie dostaje obiadu na czas.
– Sa w separacji?
– Nie. To katolicy.
– No tak.
– Jakis czas temu Sandy przyszla porozmawiac z nauczycielami Becky i Danny’ego – wyjasnil Vander Zanden. – Przyznala, ze w domu atmosfera jest napieta, a dzieci zle to znosza. Chciala, zeby nauczyciele wiedzieli, jak wyglada sytuacja i mieli oko na jej dwojke. Becky z pewnoscia jest w tym roku bardziej zamknieta w sobie. A co do Danny’ego, bylo z nim troche… klopotow.
– Palenie – podpowiedziala Rainie. – I…
– Trzy tygodnie temu Danny przyszedl do szkoly podenerwowany. Nie mogl sobie przypomniec kodu swojej szafki. Wtedy cos w nim puscilo. Zaczal walic piesciami w drzwiczki i krzyczec, ze nienawidzi szkoly i jak ma cokolwiek zapamietac, jesli i tak wszyscy uwazaja, ze jest glupi…
– Glupi? – wtracil Quincy. – Slyszal pan, jak mowi, ze jest glupi?
– Oczywiscie, bylem przy tym. Musialem wezwac Richarda Manna, zeby pomogl mi go uspokoic. Danny dostal histerii i powtarzal ciagle „glupi, glupi, glupi”. Bardzo mnie to zaniepokoilo.
Quincy zerknal na Rainie. Wzruszyla ramionami. Nie rozumiala, co sie moglo stac, ale Danny najwyrazniej zwatpil w swoja inteligencje.
– Dostawal swiadectwa z wyroznieniem? – upewnil sie raz jeszcze agent specjalny.
– Tak.
– Uwazal go pan za dobrego ucznia? Nauczyciele byli zadowoleni z jego wynikow?
– Tak. Niektore przedmioty szly mu nieco slabiej, ale jesli tylko cos go zainteresowalo… A komputer nie mial dla niego tajemnic.
– Panie dyrektorze, czy kiedykolwiek slyszal pan, zeby rodzice nazywali Danny’ego glupim?
– Sandy? Nigdy. Kocha te dzieciaki do szalenstwa. A co do Shepa… – Vander Zanden uniosl jedna brew. – Powiedzmy, ze bardziej zalezalo mu na rozmiarach miesni syna niz na potencjale jego umyslu.
– Danny trenowal cos po szkole?
– Shep zmusil go. Zapisal dzieciaka na sile do druzyny pilkarskiej, ale sport nie nalezy do mocnych stron Danny’ego. Chlopiec jest drobny jak na swoj wiek, troche niezdarny. Niestety szeryf O’Grady bywa czasem nieco… apodyktyczny. Chcial, zeby syn gral w pilke, wiec Danny gral. Chociaz, szczerze mowiac, wiekszosc czasu spedzal na lawce rezerwowych. Po prostu nie wychodzilo mu. Najlepiej bedzie, jesli porozmawiaja panstwo ze szkolnym psychologiem, Richardem Mannem. Spotykal sie z Dannym po tamtym incydencie z szafka i na pewno wie wiecej niz ja o stanie psychicznym tego dziecka.
– Nie omieszkamy – zapewnila Rainie. Pamietala, ze wczoraj Richard Mann bardzo sprawnie zorganizowal punkt pierwszej pomocy i opanowal zamet na parkingu. Pamietala tez, ze jest mlody i natychmiast pomyslala o jego stosunkach z panna Avalon. Kolejna zagadka.
– Bedziemy musieli skopiowac dokumenty Danny’ego – poinformowala dyrektora. – Arkusze ocen, opinie, wszystko.
– Nie jestem pewien.
– Zdobedziemy nakaz, jesli bedzie trzeba. Prosimy jednak, zeby nam pan pomogl. Liczy sie czas.
– No dobrze, dobrze. Mam teraz tyle rzeczy na glowie… – Vander Zanden spojrzal na budynek szkoly. Glowne wejscie bylo zamkniete, a widoczne przez szyby wnetrze tonelo w zlowrogim cieniu. Zolta tasma policyjna wciaz odgradzala parking, Czesciowo wpleciona w siatke ogrodzenia. Na szkolnym chodniku ciemnialy brunatne plamy krwi. To tutaj ranni uczniowie, trzymajac sie za rece, czekali na przylot szpitalnego helikoptera. Nie mozna bylo teraz patrzec na szkole, zeby nie myslec o smierci.
– Slyszalem, ze w liceum Columbine musieli zrobic gruntowny remont. – Dyrektor mowil jakby sam do siebie. – Zerwali wykladzine, przemalowali sciany, kupili inne szafki. Wymienili nawet syrene alarmowa, ktora tamtego dnia wyla przez kilka godzin. A ich biblioteka… Ta nieszczesna biblioteka po prostu juz nie istnieje. Zastawili wejscie nowymi szafkami, a ksiazki wyladowaly w skladziku.
Zwrocil puste spojrzenie na Rainie i Quincy’ego.
– Nie wiem, co mam robic – wyznal szczerze. – Szkody nie sa az tak powazne, ale z drugiej strony… Chce, zeby dzieci znowu poczuly sie bezpiecznie. W obecnych czasach szkola czesto budzi lek. Chce, zeby budynek wygladal przyjaznie, ale nie moge udawac, ze nic sie nie stalo. Chce, zebysmy sie otrzasneli z tragedii, ale nie, zebysmy zapomnieli.
– Nie wiem, jak to wszystko zrobic. – ciagnal smutno. – Podczas studiow najwiekszym zagrozeniem, jakie moglismy sobie wyobrazic, bylo trzesienie ziemi. W szkolach w Los Angeles jeszcze nie wprowadzono samoobrony przeciw bandytom strzelajacym z samochodow. Nie przewidziano tez, ze szkoly stana sie polem bitwy dla rywalizujacych gangow. A teraz coraz czesciej gina nauczyciele i uczniowie. W malych i duzych miastach, czarni i biali, bogaci i biedni. Wszystko sie we mnie burzy przeciw takiej rzeczywistosci. Chcialbym sie od niej odizolowac, ale jako dyrektor szkoly nie moge tego zrobic. Mam zobowiazania wobec uczniow. Musze ich przygotowac tak, zeby potrafili przetrwac. Ale jak sie do tego zabrac? Nie jestem pewien, czy ja sam jestem przygotowany do zycia w takim swiecie. Panna Avalon na pewno nie byla.
– Zorganizowal pan pomoc terapeutyczna? – zapytal lagodnie Quincy.
– Oczywiscie. Przyjdzie do nas kilku psychologow dzieciecych.
– Nie chodzi mi tylko o uczniow. Rowniez o pana i reszte nauczycieli.
– Oczywiscie, oczywiscie. – Spojrzenie dyrektora powedrowalo ku stosom kwiatow i zatrzymalo sie na kartce z napisem „Kochamy pania, panno Avalon”.
Zachwial sie. Nagle wydal sie Rainie bardzo maly. Drobny, bezradny mezczyzna starzejacy sie doslownie na jej oczach.
Naprawde probowala mu pomoc – powiedzial nagle. – Naprawde zalezalo jej na uczniach, a zwlaszcza na Dannym. Gdybyscie wiedzieli, ile czasu mu poswiecala, ile razy zostawala z nim po lekcjach, bo wiedziala, ze chlopiec nie chce wracac do domu. Uczyla go podstaw programowania, razem z nim smiala sie z internetowych dowcipow. Byla taka cierpliwa, taka troskliwa… Chwilami nienawidze Danny’ego O’Grady. Wtedy czuje sie jeszcze gorzej. Co to za nauczyciel, ktory nienawidzi wlasnego ucznia? Co to za mezczyzna, ktory boi sie dziecka?
Dyrektor Vander Zanden nie oczekiwal odpowiedzi. Odwrocil sie i ruszyl w strone samochodu. Kiedy tak szedl skulony, chmury calkiem zakryly slonce i spadly pierwsze krople wiosennego deszczu.
– Chyba potrzebuje pomocy – odezwala sie po chwili Rainie.
– Tez bys jej potrzebowala, gdybys wlasnie stracila ukochana osobe.
– Dyrektor Vander Zanden jest przeciez szczesliwym mezem!
– Nie, odkad spotkal Melisse Avalon – powiedzial Quincy.
11
Sandy O’Grady wydawalo sie, ze Danny nie zyje. Male spolecznosci maja swoje rytualy, tradycyjne sposoby radzenia sobie z najwazniejszymi chwilami zycia. Niemal zawsze wiaze sie to zjedzeniem. Ktos bierze slub, a juz piecze sie ulubione ciasto panny mlodej i do formy przykleja przepis dla przyszlej gospodyni. Rodzi sie pierwsze dziecko, szczesliwa matka otrzymuje kilogramy domowych ciasteczek w ksztalcie bucikow. Uroczystosc z okazji ukonczenia studiow uswietnia najlepsza salatka z trzech rodzajow fasoli. Corocznemu wyscigowi w zwozce siana, zanim zmocza je oregonskie deszcze, towarzyszy obzeranie sie kukurydza, pomidorami prosto z ogrodu i domowego wyrobu lodami. No, moga byc jeszcze czekoladowe chrupki.
A kiedy ktos umiera, robi sie zapiekanki. Z szynka i ziemniakami. Siedmio – warstwowa zapiekanka babuni po meksykansku. Gotowana szynka, pieczony indyk. Duzo, tlusto i pozywnie. Do tego dolaczyc mozna paczke chusteczek i zaoferowac ramie, na ktorym wyplacze sie osierocona rodzina. Po dwoch dniach przychodzi czas na tace pierniczkow lub szarlotke. Wczesniej czy pozniej nawet najwieksi stoicy szukaja pocieszenia w slodyczach.