– Najwyzsza pora – wtracil sie drugi mezczyzna. – Jak mowia jablko nie pada daleko od jabloni. Dzieciaki musza skads brac te pomysly.

Trzeci z gosci spojrzal surowo na swych towarzyszy. Mial stara, ogorzala twarz czlowieka pracujacego na swiezym powietrzu.

– Shep to przyzwoity facet – powiedzial cicho.

Pozostali dwaj wzruszyli ramionami i zaczeli przygladac sie swoim butom. Najwyrazniej nie mieli ochoty na spory. Nieznajomy przy barze znowu sie odezwal.

– Shep jest dobrym szeryfem, pewnie. Ale ojcem? To chyba nie to samo?

Cala trojka odwrocila sie od telewizora. Po raz pierwszy uwazniej przyjrzeli sie przybyszowi. Staruszek o ogorzalej twarzy przemowil w imieniu wszystkich.

– Nie doslyszelismy, jak sie pan nazywa.

– Och, jestem tu przejazdem. W interesach, no wiecie. Zwykle lubie podrozowac po wybrzezu. Ladne widoki, mili ludzie. Ale tym razem… Trzynastolatek zabija dwie dziewczynki. Potem morduje te biedna nauczycielke… Taka piekna kobieta, to dopiero strata. – Odwrocil sie do barmana, ktorego zyczliwosc juz wyparowala. – Zamowie skrzydelka na ostro. Z podwojnym serem.

– Niewiadomo, czy to zrobil Danny O’Grady powiedzial surowo ogorzaly staruszek, a barman poparl go energicznym skinieciem glowy.

– Daj spokoj, Darren – wtracil cicho jeden z miejscowych. – Moja stara slyszala od matki Luke’a Hayesa, ze Danny sie przyznal.

– A ja ci mowie, ze rodzina O’Gradych to przyzwoici ludzie.

– Sa jeszcze jacys podejrzani? – zapytal od niechcenia mezczyzna przy barze.

– Niektore dzieci widzialy podobno jakiegos faceta w czerni – odparl natychmiast stary farmer.

– Przestan, Darren, nikt w to nie wierzy. To tylko dzieciaki. Przestraszyly sie. W tym wieku ma sie bujna wyobraznie.

– Co nie znaczy, ze to nieprawda.

Jego towarzysze zmarszczyli brwi, ale nie odwazyli sie sprzeciwic.

– Slyszalem, ze tym O’Gradym nie ukladalo sie za dobrze – zaczal znowu nieznajomy.

Ogorzaly farmer probowal zmrozic go wzrokiem. Dzieki dlugim latom ciezkiej fizycznej pracy byl wciaz muskularnym mezczyzna. Ale nieznajomy nie przestraszyl sie. Starcy, tacy jak ten, nie wdawali sie w barowe bojki. Wykorzystywali swoj wiek i pozycje, by zawstydzac oponentow i zmuszac ich do milczenia. W koncu jednak zdarzalo im sie trafic na godnego siebie przeciwnika. Przybysz najwyrazniej nie mial wstydu.

– Powtarzam tylko, co slyszalem – powiedzial spokojnie.

Ogorzaly staruszek zrobil krok do przodu. Jeden z przyjaciol przytrzymal go za reke.

– Zostaw, Darren. Kazdy ma prawo do swojego zdania.

– Latem zeszlego roku – powiedzial stary farmer przerywanym glosem – jechalem do Bakersville jak co tydzien na targ. I niech to diabli, po drodze zlapalem gume i o malo nie zabilem siebie i innych. Akurat przejezdzal Shep O’Grady. Z synem jechal. Zatrzymali sie i pomogli mi. I Danny wcale nie siedzial z zalozonymi rekami. Wysiadl z auta, pomogl zalozyc kolo i dokrecal nakretki, jak sie patrzy. A kiedy im dziekowalem, powiedzial „Nie ma sprawy, prosze pana” i uscisnal mi reke. Nie wiem, co sie stalo w tej szkole. Ale nie osadzalbym pochopnie ludzi, ktorych nie znam.

– Dziwne. – Nieznajomy puscil mimo uszu te ostatnia uwage. – Bo ja slyszalem, ze Danny O’Grady to nieciekawy chlopak. Zadaje sie z podejrzanymi typami, rozwalil w szkole szafke. Do tej podstawowki chodzi syn mojego klienta. Opowiadal, ze Danny O’Grady ma nie po kolei w glowie. Wszyscy o tym wiedza.

Ogorzaly staruszek sciagnal siwe brwi i spojrzal na niego groznie.

– Przyznaj – powiedzial jeden z miejscowych pojednawczym tonem – ze w takich tragediach nie ma co sie dopatrywac logiki. Czasem sie zastanawiam, czy kazde pokolenie nie potrzebuje wojny, zeby sie po prostu wyzyc.

– Twoim zdaniem wojny maja dobry wplyw na mlodych? – zapytal z niedowierzaniem Darren.

Jego przyjaciel wzruszyl ramionami.

– No, coz. Strzelalismy do Niemcow i Koreanczykow, ale nigdy do kolegow w szkole.

– Co ty pieprzysz, Edgar?

– Mowie tylko…

– Narkomania, amputowane nogi i rece. O tak, wojna to duza frajda dla mlodych ludzi.

– W jakim ty swiecie zyjesz, Darren? Te strzelaniny ciagle sie powtarzaja! Jezu, ile ich juz bylo!

Wszyscy zamilkli. Gosc przy barze z trudem nad soba panowal, zeby sie nie usmiechnac.

– Trzeba poczekac i zobaczyc, jak sie sprawy potocza – stwierdzil krotko stary Darren.

Edgar prychnal.

– Jesli w ogole sie potocza. Bakersville nie ma juz nawet szeryfa. Slyszalem, ze teraz ta dziewczyna prowadzi sledztwo.

– Lorraine Conner – powiedzial nieznajomy. Barman zerknal na niego z zaciekawieniem.

Edgar kiwnal glowa.

– Tak, zgadza sie. Przejela taka powazna sprawe, a Bog mi swiadkiem, ze pelnoletnia jest od niedawna.

– Sprowadzili tez agenta FBI – uparcie podtrzymywal rozmowe mezczyzna przy barze. – Jakiegos eksperta od szkolnych strzelanin.

– FBI ma eksperta od szkolnych strzelanin? – po raz pierwszy odezwal sie barman.

Nieznajomy usmiechnal sie szeroko.

– Ciekawe, co? – powiedzial. – Dopiero sie okaze, czy facet do czegos sie nadaje.

Byla osma wieczorem. Na ulicach Bakersville zapadl juz szary zmrok, ktory przyprawial Rainie o smetny nastroj.

Po rozmowie z dyrektorem Vander Zandenem Rainie i Quincy zlozyli wizyte w malym mieszkaniu Melissy Avalon. Mieli nadzieje dowiedziec sie czegos wiecej o jej zyciu. Wszystko wskazywalo na to, ze panna Avalon byla wlasnie ta osoba, o ktora zbrodniarzowi chodzilo. Moze nawet tylko ona miala zginac. Jednak Rainie nie potrafila uwierzyc, ze Danny O’Grady z premedytacja zastrzelil ukochana nauczycielke. Nasuwalo sie wiec pytanie, kim byla Melissa Avalon i przede wszystkim, kto zyczyl jej smierci. Podejrzenia Quincy’ego co do uczuc Vander Zandena sprawily, ze Rainie zaczela zastanawiac sie nad osoba dyrektora. A moze to jego zdradzona zona…

Quincy ze swojej strony nie byl juz niczego pewny. Sklanial sie ku wersji, wedlug ktorej Melissa Avalon byla glownym celem ataku, ale nie musialo to jego zdaniem oznaczac, ze zabojca ja znal. Jak wiadomo, wielu mordercow zabija obce mlode i ladne kobiety tylko dlatego, ze sa mlode i ladne. Rainie naprawde nie chcialaby wiedziec, co agent czytuje nocami.

Niestety Sanders nie ulatwil im zadania. Dostal sie do mieszkania panny Avalon przed Quincym i Lorraine. Szuflady byly wybebeszone, kuchnia rozebrana na kawalki, lozko rozprute. Technicy policyjni grzebali nawet w pudeleczku z tamponami.

Rainie musiala teraz czekac na raport policji stanowej lub blagac Sandersa o informacje dotyczace prowadzonego, badz co badz przez nia, sledztwa. Ta sytuacja nie wprawiala jej w szampanski nastroj.

Jak burza wpadli z Quincym do centrum operacyjnego i od razu natkneli sie na Luke’a Hayesa i zastepce szeryfa, Toma Dawsona, ktorzy mieli przed obiadem przesluchac Becky O’Grady. Nic z tego nie wyszlo. W domu Shepa oczekiwal juz Avery Johnson. Uparl sie byc obecnym podczas przesluchania, a Sandy i Shep rowniez tego zadali. Osmioletni swiadek, usadzony na kanapie w malym salonie, czul na sobie badawcze spojrzenia pieciorga doroslych.

W tej sytuacji Becky zrobila jedyna logiczna rzecz. Przytulila sie do pluszowego misia, zwinela w klebek i zasnela.

Po pietnastu minutach Luke i Tom ruszyli do wyjscia. Shep nie odprowadzil ich. Zrobil to za niego adwokat, informujac przy okazji, ze panstwo O’Grady musza zmienic i zastrzec numer telefonu z powodu anonimowych przesladowan. Chcial tez, zeby policja zapewnila rodzinie szeryfa ochrone. Czy Luke i Tom nie widzieli, co jakis bydlak napisal na garazu O’Gradych?

Luke naprawde sie przejal. Zrobil dwa zdjecia do akt, a potem pojechal do sklepu z materialami budowlanymi i kupil kubel podkladu i kubel bialej farby. Razem z Tomem przez godzine przemalowywali drzwi garazu Shepa. Ani Shep, ani Sandy nie pokazali sie, zeby chociaz podziekowac.

Вы читаете Trzecia Ofiara
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату