– W wiekszosci okregow powiadamia sie rodzicow. Potem uczen moze byc skierowany do psychologa, a nawet usuniety ze szkoly. Traktuje sie to bardzo powaznie.
– Jak procesy czarownic w Salem.
– Tak, chociaz czarownice nie zabijaly po trzynascie osob. Szkoly sa pod presja. Trzy lata temu dyrektor Vander Zanden nie przyjal do wiadomosci, ze i w Bakersville moze dojsc do strzelaniny. O ile chcesz sie zalozyc, ze teraz tego zaluje? I o ile chcesz sie zalozyc, ze jesli rada szkoly uslyszy o programie selekcji, natychmiast podejmie proby wykrycia kandydatow na przyszlych mordercow?
Zapadla cisza. Sanders pokrecil glowa.
– Boze, nie moglbym byc nauczycielem – zapewnil z moca. – Widuje od dwoch do czterech zabojstw tygodniowo, ale znacznie bardziej przeraza mnie mysl o tym, co sie dzieje w szkolnych murach. Uczniowie terroryzuja i strasza nauczycieli, a teraz pedagodzy maja przygladac sie swoim wychowankom, zgadujac, ktorzy z nich sa bezlitosnymi maszynami do zabijania. Fantastyczne.
Rainie wzruszyla ramionami.
– Nauczyciele powinni sie juz do tego przyzwyczaic. Kiedy ostatnio domagano sie staranniejszej opieki od rodzicow? Teraz zawsze jest winna szkola. Bez wzgledu na to, co sie dzieje. Moj Boze, dlaczego szkoly nie wychowuja lepiej naszych dzieci?
Quincy usmiechnal sie ironicznie.
– Wypowiedzieli sie ci, ktorzy akurat nie maja dzieci.
– Ciekaw jestem, co zadecydowalo w przypadku Danny’ego O’Grady – zastanawial sie na glos Sanders. – Wedlug mnie nie rozni sie zbytnio od innych szkolnych mordercow. Samotnik, caly czas spedza w pracowni komputerowej, nie radzi sobie na boisku. Nie znalazlem jeszcze nauczyciela, ktory umialby powiedziec cokolwiek o jego przyjaciolach. Jesli dorzucic do tego fakt, ze ojciec chlopaka cierpi najwyrazniej na kompleks boskiej wladzy, w domu ustawicznie dochodzi do awantur, a maly Danny posluguje sie mysliwska strzelba, odkad wyrosl z pieluch… Do diabla, moze selekcja ocalilaby przed nim szkole. Wyglada na to, ze to byla tylko kwestia czasu.
Quincy pokrecil glowa.
– Nie sadze, zeby metoda selekcji psychologicznej na wiele sie zdala w przypadku Danny’ego. To dobry uczen, grzeczny dla nauczycieli, pilny w nauce. Nie slyszalem o maltretowaniu zwierzat, ani nawet o fascynacji ogniem. Danny jest wsciekly. Ale to nie dowod, ze ma sklonnosci zabojcze.
– Zrobil to – powiedzial z przekonaniem Sanders. – Conner zlapala go niemal na goracym uczynku, z bronia w reku. Dwa razy sie przyznal. Sprawa jest jasna. Teraz musimy doprowadzic ja do konca, zanim to przeklete miasto eksploduje. Cholerne prostaki. Powinno sie robic test na iloraz inteligencji przed sprzedaniem czlowiekowi broni.
Rainie nic nie odpowiedziala. Minela juz dziewiata trzydziesci, bar opustoszal.
– Jest sie nad czym zastanawiac. – Quincy odsunal talerz i wytarl rece w papierowa serwetke. – Wszyscy szkolni zabojcy pragneli slawy. Wchodzili do budynku jawnie i wyciagali bron na oczach wszystkich. Chcieli, zeby koledzy z klasy wiedzieli, ze to oni. Chcieli publicznosci dla swojej zemsty. Ale Danny’ego O’Grady nikt nie widzial. Jeden z nauczycieli twierdzi wrecz, ze strzaly padly z pracowni komputerowej, jakby zabojca usilowal pozostac niezauwazony.
– Spanikowal, przestraszyl sie – znalazl wyjasnienie Sanders.
– Druga sprawa. W przypadku szkolnych morderstw mamy do czynienia z odreagowaniem zlosci. Z tego, co wiemy, Danny ma dominujacego, apodyktycznego ojca. Podejrzewam, ze chodzi tu o gniew na niego. Ale dlaczego w takim razie chlopak nie wybral sobie na ofiare trenera pilkarskiego, twardziela jak Shep O’Grady, albo ktoregos ze szkolnych sportowcow, ktorzy reprezentuja typ chlopca, jakiego chcialby widziec w nim ojciec, albo dyrektora szkoly, klasyczny symbol ojcowskiej wladzy? Dlaczego zaatakowal Melisse Avalon, mloda kobiete, nauczycielke ulubionego przedmiotu? Czym mogla go rozzloscic?
– Moze zakochal sie w niej. Odrzucila jego zaloty i chlopak sie zalamal.
– Trzecia sprawa. Wiekszosc szkolnych mordercow stara sie zabic jak najwiecej osob. Masakra i panika wsrod rowiesnikow – o tym fantazjuja. Chca poczuc sie silni. Czemu wiec Danny czekal, az skonczy sie przerwa obiadowa i wszyscy wroca do klas? I dlaczego wybral pistolet, skoro przyzwyczajony jest do strzelby, ktora w dodatku narobilaby wiecej szkod?
– Moze to nie byla typowa szkolna strzelanina – zgadywal Sanders z nachmurzona mina. – Moze chlopak chcial tylko odegrac sie na pannie Avalon, bo zranila jego uczucia lub krzywo na niego spojrzala. On nie mogl tego zniesc, wiec wpadl we wscieklosc i postanowil sie zemscic, a dziewczynki po prostu weszly mu w droge.
– Niezla teoria, detektywie, ale jest jeden problem.
– Jaki?
– Nie mozemy powiazac Danny’ego ze smiercia Melissy Avalon. Twierdzisz, ze o nia chodzilo, a jednak jest jedyna ofiara, ktorej zabojstwa nie mozemy chlopcu udowodnic. Jak to wyjasnisz?
Sanders wybakal cos niezrozumialego i zamilkl. Widac bylo, ze intensywnie mysli.
Wargi Quincy’ego wykrzywil ironiczny usmieszek.
– Nie wiem, co sie wczoraj wydarzylo w tej szkole, detektywie, ale sprawa jest chyba bardziej zlozona, niz sie wydaje na pierwszy rzut oka. Musimy byc otwarci na wszystkie tropy. I koniecznie dowiedziec sie jak najwiecej o tych komputerach. Zwlaszcza po tym, co powiedzieli wasi specjalisci.
– A co powiedzieli?
– Ze ktos probowal wykasowac plik historii i pamiec pomocnicza. Musial miec w tym jakis cel.
– Cholera – warknal Sanders.
Quincy wygladal na zmeczonego. Cienie pod oczami jeszcze mu pociemnialy.
Wstali od stolika. Rainie siegnela po pieniadze, ale Sanders zadziwil ja, placac za cala trojke.
Na zewnatrz nocne powietrze pachnialo sosnowymi iglami i swiezym wiosennym deszczem. Nie mieli juz sily na dalsze dyskusje, Sanders ruszyl w strone swojego samochodu. Rainie nie mogla sie oprzec, zeby ukradkiem nie przygladac sie twarzy Quincy’ego, jego niebieskim oczom, ktore byly to cieple, to znow lodowate. Zastanawiala sie, czy agent ma racje co do Danny’ego, i czula sie przygnebiona, ze wiedza tak niewiele.
Musiala jak najszybciej dac odpowiedz mieszkancom miasteczka. Shepowi i Sandy. Wreszcie samej sobie, zeby mysli o szkole przestaly ja dreczyc, a noc osaczac.
Quincy obserwowal swoja towarzyszke z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Rainie zerknela na jego dlonie. Nie mial obraczki. Musze gdzies przenocowac – odezwal sie wreszcie.
– Znam dobre miejsce – powiedziala.
13
Motel Ginnie nie wygladal na zapuszczona rudere. Materace mialy wprawdzie ze dwadziescia lat, a porysowane klonowe komody pochodzily zapewne z pchlich targow, ale kwieciste zaslony byly szyte recznie, biala posciel pachniala czystoscia, a dywany codziennie odkurzano.
W recepcji krolowala Ginnie we wlasnej osobie. Siwe wlosy miala zawiniete na rozowe walki, a jej potezne ksztalty okrywala powiewna granatowa szata w pomaranczowe kwiaty. Starsza pani poinformowala Quincy’ego, ze otworzyla motel dziesiec lat temu, kiedy pozegnal sie z zyciem jej czwarty maz, George. Po tylu latach opiekowania sie mezczyznami postanowila rozkrecic interes, dzieki ktoremu mogla miec co noc innego faceta. Mrugnela zalotnie. Quincy mial nadzieje, ze zartowala.
Przybrawszy powazniejszy ton, Ginnie przeszla do wyliczania zalet swojego przybytku. Co rano serwowala buleczki domowego wypieku, a co wieczor czekoladowe ciasteczka. Za dwa dolary robila pranie; trzeba tylko zostawic brudne rzeczy przed drzwiami. No i motel nie byl wcale taka prowincjonalna dziura, jak moglo sie wydawac. Zainstalowala w nim nowoczesny sprzet komputerowy, dzieki ktoremu, gdyby przyszla jej na to ochota, mogla co godzine sprawdzac notowania gieldowe.
Wreszcie podetknela Quincy’emu pod nos lezaca na ladzie foliowana liste adresow internetowych miejscowych uslugodawcow i zaprosila go na swoja strone: BigMama. com.